W dolinie trufli
Istria kojarzy się z morzem i plażami, ale mało kto wie, że jesień to tutaj czas zbiorów najdroższych grzybów świata...
Choć listopad nie jest najlepszą porą na wypoczynek nawet w Chorwacji, to półwysep Istria ma swój specyficzny mikroklimat.
- Nie jest może najcieplej, ale to okazja żeby uczestniczyć w festiwalu trufli - zachęcałam męża, który kręcił nosem na ten mój pomysł.
W końcu udało mi się go namówić. Zatrzymaliśmy się w nadmorskiej miejscowości Novigrad nad rzeką Mirną. Latem kurort pęka w szwach,ale jesienią jest bardzo spokojnie.
- Szczęście, że życie toczy się tu też po sezonie. Można coś kupić, usiąść w kawiarni... - cieszyłam się na pierwszym spacerze.
To średniowieczne miasteczko leżące na skalistym brzegu nad Morzem Adriatyckim, otoczone jest fragmentami murów obronnych. Góruje nad nim kamienna dzwonnica kościoła św. Pelagiusza. - To od wieków patron miasta - wtrącił mąż. Najnowszym obiektem miasta jest marina wybudowana obok starego portu.
- Spójrz, niektóre z tych jachtów wyglądają jak statki pasażerskie - zachwycałam się wspaniałymi konstrukcjami kołyszącymi się na wodzie. Novigrad czerpie z morza całe swoje bogactwo, o czym przekonałam się obserwując rybaków, którzy właśnie przypłynęli z połowów.
- Zaraz te owoce morza będą na talerzu - śmiał się mąż. "O tej porze to chyba w chłodni" - pomyślałam.
Ten okres roku zarezerwowany jest dla trufli! Już na wybrzeżu można wyczuć ich aromat, bo tawerny zapraszają na degustację potraw z ich dodatkiem. Nic w tym dziwnego, bo dolina rzeki Mirnej to chorwackie truflowe królestwo. Szumią tu dębowe lasy na stokach wzgórz i to one są siedliskiem tych dziwnych grzybów.
- Sezon na nie trwa od październikado stycznia. To tu znaleziono jedną z największychtrufli białych. Ważyła 1,3kg i zapłacono za nią 400 tys dolarów!- nie mogłam nadziwić się wadze i cenie grzyba.
Pojechaliśmy do położonej nawzgórzu miejscowości Motovun. - Z daleka wygląda jak włoskie miasteczko - patrzyłam na wyrastające z zarośli kamienne domy ze spłowiałą, czerwoną dachówką.
Spacerowaliśmy jego wąskimi, brukowanymi, uliczkami. Podziwialiśmy domy, bo każdy to zabytek i wiele z nich ma ponad 500 lat. Najbardziej jednak podobał mi się spacer pomurach otaczających miasto. Roztaczał się z nich fantastyczny widok na okolicę.
- Jesienią jest tu chyba najpiękniej - zachwycałam się kolorowymi wzgórzami. W dolinie trwały właśnie dni trufli. W Motovun królowały one w sklepach i restauracjach. Nam udało się dołączyć do grupy biorącej udział w "Lov na tartufi"(w polowaniu na trufle). To spacer po lesie z psami tropiącymi trufle. Byliśmy świadkami wykopania z ziemi małej, czarnej "grudki".
- Grzybobranie zaliczone!- śmiał się mąż.
Następnego dnia pojechaliśmydo Buzet. Podobnie jak Motovun leży na szczycie malowniczego wzgórza.
- Według legendy, dawnotemu dolinę Mirny zamieszkiwały olbrzymy, które budowały tu miasta. Były tak wielkie,że każdy pracując na swojej górze mógł podawać narzędzia drugiemu. I właśnie jeden z nich zbudował Buzet - wyczytałam z przewodnika.
Jak na stare miasto przystało są tu ruiny, wielowiekowe domy i wąskie uliczki.Tutaj też królowała trufla. Oglądaliśmy pokazy sztuki kulinarnej, a zapachy, jakie się tu unosiły wywołały burzę w kubkach smakowych.
- Ślinka dosłownie cieknie- stwierdził mąż. Ale na obiad pojechaliśmydo Livade. Pozwoliliśmysobie na odrobinę szaleństwa i zamówiliśmy makaron z truflowym sosem. Kosztował aż 230 kun! Ale obiad był królewski.- Raz się żyje! - śmiał się mąż. Taki to, pachnący truflami, był nasz jesienny wyjazd na Istrię...
Małgorzata Węgrzyn