Weronika Nawara: Emocje trzeba zostawić za drzwiami szpitala

- Chciałabym, żeby społeczeństwo miało do nas zaufanie i nie myślało o nas jako o paniach, które siedzą na dyżurze, piją kawę i plotkują. Żeby pacjenci i ich rodziny postrzegali nas jako zespół profesjonalistów, którzy mają w rękach ich największą wartość - życie i zdrowie – mówi Weronika Nawara, pielęgniarka, blogerka i autorka książki „W czepku urodzone”.

Weronika Nawara opowiada o blaskach i cieniach pielęgniarstwa, fot. Jakub Rydkodym
Weronika Nawara opowiada o blaskach i cieniach pielęgniarstwa, fot. Jakub Rydkodymmateriały prasowe

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Zawód, służba, czy powołanie - czym jest dla ciebie praca pielęgniarki?
Weronika Nawara: - Zdecydowanie zawodem. Powołanie to bardzo newralgiczne słowo w środowisku pielęgniarskim i wydaje mi się, że nie można go używać w odniesieniu do naszego zawodu. O pielęgniarstwie powinno się raczej mówić jako o zawodzie z misją. I to jest chyba najlepsze określenie.

Jakie cechy charakteru, predyspozycje powinny mieć osoby, które tę misję chcą wypełniać?

- Przede wszystkim powinny lubić ludzi. Nasz zawód jest nierozłączny z drugim człowiekiem. Codziennie spotkamy się z wieloma pacjentami, dlatego ciężko jest pracować, jeśli kontakt z innymi nie daje nam satysfakcji. Trzeba mieć też dużo empatii, ale takiej, dzięki której będziemy umiejętnie stawiać granice. Z jednej strony pozwoli nam odczytać potrzeby pacjenta i wczuć się w jego oczekiwania, zwłaszcza, jeśli sam nie może ich zakomunikować, z drugiej - ochroni przed przeżywaniem emocji razem z nim.

Te granice chyba pozwalają wam się nie zapracować na śmierć.

- Rzeczywiście, być może to empatia sprawia, że cały czas jesteśmy na wysokich obrotach i często nadinterpretujemy potrzeby pacjenta. Natomiast te granice pozwalają nam wyjść z dyżuru emocjonalnie bez szwanku.

Jakie masz na to sposoby?

- Trzeba to wszystko, co działo się w pracy, zostawić za drzwiami szpitala. Wiem, że to nie jest łatwe i że często te historie przynosi się do domu, a emocje przekładają się na nasze relacje z bliskimi. Ale zawsze się trzeba starać, żeby wszystko to, co jest za szpitalną szybą, właśnie tam pozostało.

Weronika Nawara, autorka książki "W czepku urodzone". fot. Anna Bobrowska/KFP
Weronika Nawara, autorka książki "W czepku urodzone". fot. Anna Bobrowska/KFPReporter

W twoim przypadku te historie trafiły na blog, a potem do książki "W Czepku urodzone". To też jedna z form ich odreagowania?

- Zdecydowanie, prowadzenie bloga pozwala mi na uporządkowanie przemyśleń związanych z kontaktem z pacjentem i moim zawodem. Na zastanowienie się przez chwilę, jak odbieram dane sytuacje. Czy emocje, które pojawiły się na moim dyżurze były dla mnie łatwe, czy muszę je jeszcze przepracować. To też sposób, żeby pomóc innym pielęgniarkom i pokazać, że to normalne, że zdenerwują się na pacjenta, że mają prawo być zmęczone. Chciałabym, żeby moje wpisy i książka pomagały pokazać to, że nie jesteśmy odosobnione w takich uczuciach i pomagały przepracować te emocje.

Podkreślasz, że w zasadzie pracownicy wszystkich zawodów, których wykonywanie wiąże się z pracą w ciężkich warunkach, mają dostęp do psychologów. Tyko o was nikt pod tym kątem nie myśli.

- Powinni być wyznaczeni specjalni psychologowie, którzy zajmują się tylko pracownikami medycznymi, bo to bardzo specyficzna grupa zawodowa. Wiem, że część placówek ma dostęp do takich specjalistów, ale pracownicy z tego nie korzystają, bo psycholodzy nie "siedzą" w tym środowisku i nie wiedzą, jakie emocje pojawiają się u nas, na przykład w momencie śmierci pacjenta. To inne emocje niż te, które pojawiłyby się gdyby umarł mi brat. Całkowicie inne odczucia.

- Psycholodzy musieliby wejść głębiej w nasze zawody, żeby rzeczywiście mogli nam pomóc i żeby wizyty u nich nie wiązały się tylko ze zwątpieniem, że trafiamy na kolejną osobę, która nas nie rozumie. Potrzebujemy realnej pomocy. Taką rolę bardzo często pełnią nasze koleżanki z pracy, które świetnie rozumieją nasze odczucia, więc nie musimy dużo mówić. Wiedzą, jakie emocje się w nas pojawiły i w jaki sposób mogą nam pomóc.

Ale nie zawsze tak jest. W twojej książce pada zdanie, że największym wrogiem pielęgniarki jest druga pielęgniarka.

- Mówi o tym jeden z moich rozmówców. Bardzo fajne naszym środowisku jest to, że często zawieramy przyjaźnie. Prawdziwe, które zawiązują się w takich sytuacjach, których nie przeżyłabym z koleżanką, którą poznałam w liceum. W naszym środowisku najtrudniejszy jest brak solidarności. To, że wśród pielęgniarek są duże podziały. To moje największe marzenie zawodowe, żebyśmy zaczęły być solidarne. Byłby to dobry fundament, żeby coś zmieniać.

Co należałoby zmienić w pierwszej kolejności?

- Dużo o tym piszę w książce. Na pewno trzeba zacząć od zmiany wizerunku pielęgniarki w społeczeństwie, przywrócenia zawodowi prestiżu i podwyżki płac. To jedne z najbardziej palących problemów pielęgniarstwa.

Weronika Nawara: "Trzeba zacząć od zmiany wizerunku pielęgniarki w społeczeństwie"
Weronika Nawara: "Trzeba zacząć od zmiany wizerunku pielęgniarki w społeczeństwie"123RF/PICSEL

Jak ten obraz powinien wyglądać? W jaki sposób pacjenci i rodziny pacjentów mogą was wspierać w jego budowaniu?

- Chciałabym, żeby społeczeństwo miało do nas zaufanie i nie myślało o nas jako o paniach, które siedzą na dyżurze, piją kawę i plotkują. Żeby pacjenci i ich rodziny postrzegali nas jako zespół profesjonalistów, którzy mają w rękach ich największą wartość - życie i zdrowie. Których nie trzeba się bać.

I tych, którzy w hierarchii szpitalnej są znacznie niżej niż lekarze.

- Chciałabym bardzo, żeby skończyły się czasy hierarchii zawodów medycznych, żeby nie było już podziału na lepsze i gorsze, niższe i wyższe rangą. Najwyższy czas, żeby w XXI wieku zaczęła się era równości zawodowej i era zespołu, w której każdy z nas jest ważny. Lekarz bez pielęgniarki niewiele jest w stanie zdziałać, tak samo, jak pielęgniarka bez lekarza. Nie możemy ze sobą walczyć. Julia Kubisa napisała ostatnio świetny tekst pt. "Zawody medyczne protestują osobno". Bardzo go polecam. Zgadzam się z tezą, że jeśli chcemy coś wywalczyć, powinniśmy protestować jako zespół. Z lekarzami, fizjoterapeutami, ratownikami medycznymi, położnymi.

Jak wygląda teraz ścieżka nauki i kariery pielęgniarki? Co trzeba zrobić, żeby zostać pielęgniarką, a następnie najlepszą pielęgniarką, jaką się da?

- Najpierw trzeba aplikować na studia pielęgniarskie. Są one 3-letnie, licencjackie. Można kontynuować naukę na studiach magisterskich, a następnie też III stopnia - doktoranckich i pozostać na uczelni. Natomiast pielęgniarki, które poprzestają na I lub II stopniu, po dwóch latach mogą zrobić specjalizację z danej dziedziny, kurs kwalifikacyjny, bądź krótsze kursy specjalizacyjne.

- A jak zostać najlepszą pielęgniarką? Tego jeszcze nie wiem, bo cały czas do tego dążę.

Naprawdę nie potrzebuję żadnych kwiatów, czekoladek, czy kawy. Potrzebujemy przede wszystkim uznania naszej pracy

Bohaterowie twojej książki różnią się stażem pracy, ale też oddziałami, na których pracują - psychiatrii dziecięcej czy intensywnej terapii. Czym różni się ich praca w zależności od oddziału?

- Mamy na pewno te same fundamenty. Ale właśnie dlatego w mojej książce rozmawiałam z osobami z różnych oddziałów, żeby pokazać pielęgniarstwo jak najszerzej. Jednym z najfajniejszych aspektów naszej pracy jest to, że każda osoba, która do niego wchodzi, jest w stanie znaleźć coś interesującego dla siebie. Jeśli ktoś woli pracę administracyjną, na pewno znajdzie też takie miejsce. Jeśli uwielbia kontakt z dziećmi, świetnie poradzi sobie na pediatrii. Jeśli woli rozmawiać z pacjentem i wybrać drogę psychoterapeutyczną, może zacząć pracę na psychiatrii. Mnogość wyboru jest ogromna. Każdy oddział to inny obraz pielęgniarstwa. I choć, być może, w znacznej części te obrazy się pokrywają, są różnice, które sprawiają, że można na naszą pracę spojrzeć z różnych perspektyw.

Którzy pacjenci najbardziej zapadają w pamięć?

- Ci, z którymi mieliśmy trudną sytuację, albo ci, z którymi złapaliśmy taką ludzką chemię, dzięki której mieliśmy więcej czasu na rozmowy i lepsze poznanie się.

Rodziny często się zastanawiają, jak mogą pomóc w opiece nad pacjentami. Lepiej być na oddziale, czy lepiej z niego zniknąć? Czy mogą podziękować wam czekoladkami, czy będziecie mieć z tego powodu kłopoty? Możesz nam dać kilka rad, jak się zachowywać na oddziale?

- Najlepsza rodzina pacjenta to ta, która jest z nami na oddziale i pyta, jak można pomóc. Każdy zespół pielęgniarski będzie oczekiwał czegoś innego, również ze względu na specyfikę oddziału. Na pediatrii rodzice są z dzieckiem cały czas i ściśle współpracują z pielęgniarkami. Na oddziałach intensywnej terapii rodzina ma ograniczony dostęp do chorego, więc tam najlepszym rozwiązaniem jest, kiedy bliscy przychodzą w wyznaczonym czasie i po prostu są z pacjentem, rozmawiają z nim i trzymają go za rękę. Jeśli chodzi po podziękowania, dla mnie zawsze największą satysfakcją jest to, kiedy rodzina mówi zwykłe "dziękuję". Naprawdę nie potrzebuję żadnych kwiatów, czekoladek, czy kawy. Potrzebujemy przede wszystkim uznania naszej pracy. Potwierdzenia, że to co robimy, jest ważne. Dobrym podziękowaniem jest też niepodważanie naszych kompetencji.

Jak postępować z pacjentami terminalnymi? Rzadko umiemy się dobrze zachować w ich przypadku.

- Rola rodziny jest kluczowa. Jej członkowie mogą być z pacjentami praktycznie przez cały czas, a w ostatnich chwilach życia pacjenci najbardziej potrzebują kontaktu z rodziną. To, czego możemy wymagać od bliskich chorego, zależy od tego, jak są odporni psychicznie. Czy córki są w stanie umyć mamę, czy wolą, żeby wykonały to pielęgniarki. Bardzo ważna jest tu rozmowa i komunikacja między zespołem a rodziną. Dopiero wtedy ustalamy jasne zasady współpracy i wiemy, czego możemy od siebie nawzajem oczekiwać.

Kiedy pielęgniarka staje się blogerką, a później pisarką, zmienia się jej wizerunek wśród ludzi?

- Mam nadzieję, że mój blog trafia do pielęgniarek, ale nie ukrywam, że bardzo się boję zdania mojego środowiska. Przed publikacją każdego postu sprawdzam go kilka razy, przed wypuszczeniem książki do druku spędziłam tydzień na sprawdzaniu, czy nie napisałam czegoś, co mogłoby urazić moje środowisko. Wiem, że jest dużo osób, które mi kibicują i trzymają za mnie kciuki. One rozjaśniają te aspekty tej części mojej pracy, które są zaciemnione przez hejt i nieprzychylne komentarze.

Naprawdę masz hejterów?

- Mam. Liczyłam się z tym, że pod moimi postami będą komentarze - zarówno pozytywne, jak i negatywne. Kady ma do tego prawo. Ale pisząc bloga i książkę, prezentuję w stu procentach własne zdanie i nie ma w tym żadnych przekłamań. Nie każdemu się to musi podobać.

Co się nie podoba?

- Duży dysonans budzi to, że mam dopiero dwa lata stażu pracy i mogę mieć węższą perspektywę tego zawodu. Często też zarzuca mi się, że pokazuję różowy obraz pielęgniarstwa, z w rzeczywistości jest szaro, buro i ponuro. Tyle, że ja rzeczywiście tak to pielęgniarstwo widzę, jak przedstawiam. Każdy kto mnie krytykuje, może przedstawić mi jego swoją wersję. Z chęcią przeczytam.

"W czepku urodzone", Weronika Nawara
"W czepku urodzone", Weronika Nawaramateriały prasowe

Dziękuję Empikowi Bonarka w Krakowie za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas