Za mundurem chłopcy sznurem?
W porównaniu z armiami NATO w Polsce służy procentowo najmniej kobiet. MON nie planuje jednak wprowadzenia parytetu, rekrutacja pań ma być spokojnym procesem.
Nic na siłę
Jak powiedziała pełnomocnik ministra obrony ds. służby kobiet płk Beata Czuba, kobiety "dobrze się przyjmują" w wojsku, są we wszystkich szkołach i akademiach wojskowych. Przyznała, że "jeśli chodzi o liczbę kobiet w wojsku, jesteśmy na końcu", a udział pań to 1,5 proc. "Nie chcemy za wszelką cenę werbować, to spokojny proces, przyjmując do wojska nie kierujemy się płcią, lecz
predyspozycjami" - dodała.
Wskazała, że w siłach zbrojnych USA, Kanady i Francji udział kobiet to 10-15 proc., tam jednak stosuje się parytety. Polskim problemem jest też brak żłobków i przedszkoli przy jednostkach, tymczasem coraz częściej w jednostkach służą małżeństwa.
W wojsku jak w domu
"Kobiety nie mogą być słabym ogniwem, potrzebna jest dobra rekrutacja" - podkreśliła przewodnicząca Rady ds. Kobiet w Siłach Zbrojnych komandor Bożena Szubińska. Dodała, że w przyszłości "trzeba będzie wprowadzać limity, by nie zachwiać gotowości bojowej", gdyby w jednej jednostce było wiele kobiet w tym samym wieku i jednocześnie zostałyby matkami. Za pożądane uznała wprowadzenie - wzorem wojsk Belgii i Norwegii - elastycznych godzin pracy w przypadku, gdy oboje małżonków wybrało karierę wojskową.
"Kobiety w wojsku są traktowane tak samo jak w domu. Jeśli ktoś nauczył się szacunku do kobiet, to w wojsku zachowuje się tak samo" - powiedział pierwszy zastępca szefa Sztabu Generalnego WP gen. broni Mieczysław Stachowiak.