Zakochany w ludzkości

O tym, dlaczego w jego książkach jest tyle optymizmu, jak być szczęśliwym i do czego potrzebne nam są książki Eric-Emmanuel Schmitt opowiadał podczas spotkania z czytelnikami w Katowicach.

Eric-Emmanuel Schmitt
Eric-Emmanuel SchmittINTERIA.PL

Eric-Emmanuel Schmitt o szczęściu:

- Świat zależy od tego, w jaki sposób go postrzegamy. Nasza wizja świata, czyni go pięknym albo odrażającym, brzydkim. Mam taką obsesję na puncie szczęścia, pojęcia szczęścia. Wszyscy zadają sobie pytanie: jak być szczęśliwym?  Można być szczęśliwym, zmieniając pewne rzeczy w życiu, ale nie można wszystkiego zmienić.  A więc co możemy zmienić? Spojrzenie. Nasz ogląd życia.
Eric-Emmanuel Schmitt o akceptacji siebie:

- Wszyscy myślą, że ja byłem bokserem dlatego, że mam przekrzywiony nos. Ale to mój ojciec był bokserem i ma nos jak najbardziej prosty. Ja nigdy nie miałem na rękach rękawic bokserskich. I cóż zrobiłem z tym przekrzywionym nosem? Zaakceptowałem. Uważam to za coś śmiesznego, ale bardzo go lubię.  I umrę również z takim nosem.  Nie zmieniłem nosa. Zmieniłem moje spojrzenie, mój ogląd nosa. To zależy tylko ode mnie. Nos mógł być moim nieszczęściem, ale cóż... jest mi to kompletnie obojętne.

Eric-Emmanuel Schmitt i jego recepta na szczęścieINTERIA.PL

- Wydaje mi się, że wszyscy mamy tę moc, aby patrzeć na życie przez filtr radości, albo przez filtr smutku. Ale czym jest smutek? To widzenie tego, czego nam brakuje. A zawsze nam czegoś brakuje. Straciliśmy ludzi bliskich, których kochaliśmy. Nie mamy pieniędzy, uczuć.  Może nam brakować projektów na przyszłość lub też nie mamy już przed sobą zbyt wiele czasu. Zawsze czegoś brakuje. Ale można też patrzeć na własne życie przez filtr radości.

- Ale czym jest radość? To przyglądanie się nie temu, czego nam brakuje, ale temu, co mamy.  I można uprawiać tę radość w sposób woluntarystyczny. Można radować się egzystencją. Można radować się tym, co mamy.  Można cieszyć się tym, że mamy kontakty, relacje z innymi. To samo życie można potraktować "on" albo "off". Kiedy wchodzimy na "on" włączamy radość, a kiedy  na "off" - smutek. To samo życie może być traktowane jako życie szczęśliwe lub nieszczęśliwe.  To zależy od nas samych.

- I dlatego moje postaci bardzo często przeżywają dramatyczne chwile: wielki smutek, żałobę, brak.  Staram się pokazać, że być szczęśliwym to nie znaczy chronić się przed nieszczęściem, które może nas dotknąć. Być szczęśliwym oznacza, że akceptujemy również nieszczęście i wyciągamy z niego to, co możemy wyciągnąć. Jest mi przykro, że jestem aż tak bardzo optymistyczny.

Eric-Emmanuel Schmitt o akceptacji siebie, smutku i radościINTERIA.PL

Eric-Emmanuel Schmitt o optymizmie w swojej twórczości:

- Wydaje mi się, że wszyscy pisarze, zwłaszcza we Francji mają takie właśnie postaci:  złe, cyniczne. To już zostało zrobione, więc po co mam to robić? Poza tym jestem zakochany  w ludzkości.  Lubię dostrzegać  to, co jest wielkiego u zwykłych ludzi. Chcę zobaczyć to, co jest świetliste .

- Dla mnie każda postać może zostać uratowana, może znaleźć zbawienie.  I rzeczywiście, w "Dziecku Noego" postać negatywna, która jest Żydem i która ujawnia innych Żydów, jest postacią całkowicie realną. Ksiądz katolicki, który ratuje dzieci, to również jest postać jak najbardziej realna. Niemiecki żołnierz, który nie będzie zabijał żydowskich dzieci, to również postać realna. Książka powstała w oparciu o rozmowy z tymi dziećmi, które ukrywały się podczas wojny. Pamiętam, że kiedy się ukazała, wszyscy dziennikarze i krytycy we Francji mówili: "Ten pomysł z synagogą ukrytą w krypcie w kościele to typowy Schmitt". Ale nie -  bo to właśnie jest prawdą. Rzeczywiście był taki ksiądz, który stworzył synagogę w krypcie swojego kościoła.


Sztuka pozwala nam żyćW życiu pisarza ogromną rolę odgrywa muzyka. Poświęcił jej także sporo miejsca w swojej twórczości.

Eric-Emmanuel Schmitt o sztuce:

- Sztuka to jest  adoracja, uwielbienie życia. Malarze pokazują nam całą pełnię, całe piękno tego, co widzialne. I pokazują nam to, czego bez nich byśmy nie dostrzegli.

- Muzycy pozwalają nam usłyszeć i doznawać takich emocji, których bez nich nie odczuwalibyśmy. A pisarze eksplorują złożoność  człowieka, istoty ludzkiej. Pokazują nam tysiące sposobów kochania i  nienawiści. Pokazują nam w jaki sposób jesteśmy do siebie podobni , a jednocześnie inni. Za każdym razem czynią nasze życie bogatszym, bardziej złożonym, lepszym. I głęboko wierzę, że sztuka pozwala nam żyć.
Wypowiedzieć niewypowiedzianeW książce "Zapasy z życiem" Eric-Emmanuel Schmitt opisał listy nie zawierające słów. Czy rzeczywiście słowo pisane jest nam niezbędne?

Eric-Emmanuel Schmitt o literaturze i jej funkcji:

- Rzeczywiście bardzo lubię te listy pisane przez matkę do syna. Ona jest analfabetką więc wkłada do koperty  przedmioty, które pomogą zrozumieć jej miłość, smutek rozterki . Literatura nie jest niczym więcej. To przedmiot symboliczny. To coś, co pozwala nam dotrzeć do realności, do rzeczywistości istoty ludzkiej, do emocji. Wydaje mi się, że słowa nigdy nie są dokładnie idealne . Ale mimo wszystko słowa są tym, co najlepsze żeby próbować zapanować nad rzeczywistością.

- W mojej ostatniej powieści "Kobieta w lustrze" Anne z Brugi pisze poematy po to, żeby wyrazić relację mistyczną z przyrodą, z naturą. Ale dla niej każde słowo jest jedynie obrazem, żadne słowo nie pasuje idealnie . Rzeczywistość jest zawsze tak potężna, że wykracza poza to, co możemy nazwać . A więc pisarstwo, słowo, nie wystarcza, ale nie ma niczego lepszego .

- Zadaniem literatury jest wypowiedzieć to, co jest niemożliwe do wypowiedzenia. Dlatego też zawsze będą pisarze. Ponieważ żadnemu się nie udało. I dlatego wciąż piszę kolejne książki. Przysuwam się do tego coraz bliżej, ale nigdy do tego nie dotrę. I to jest wspaniałe.  Życie jest czymś potężniejszym, czymś większym niż pisarstwo.

Eric-Emmanuel Schmitt o tym, w jaki sposób pisze książki: - Mogę pisać dopiero wtedy, kiedy postaci istnieją we mnie już od dawna. Wydaje mi się, że jestem w ciąży jak kobieta, że niosę w sobie książkę. Ale jestem taką matką słonicą, bo bardzo długo trwa ta moja ciąża. Dla mnie pisanie to jest właśnie moment narodzin, poród. I mam szczęście,  że ten poród odbywa się w sposób bezbolesny.

- Moment pisania zawsze zaczyna się w sposób bardzo dziwny. Kiedy słyszę już moje postacie, kiedy je widzę, kiedy czuję ich obecność, wtedy spadam na stół i zasypiam. Pięć, dziesięć minut później wstaję, oczywiście mam na twarzy odbitą klawiaturę komputera, i nie czuję się najlepiej. W  tym, skądinąd złym, samopoczuciu piszę.  Wydaje mi się, że sen jest tą drogą, która pozwala dotrzeć do wyobraźni. Sen jest jak korytarz, który pozwala mi odejść od mojego życia, żeby skierować się ku życiu innych. Pod koniec dnia, kiedy skończę już pisać znowu zasypiam, po to żeby wrócić do mojego życia.

Eric-Emmanuel Schmitt o sposobie w jaki piszeINTERIA.PL

Spotkanie, które odbyło się w Bibliotece Śląskiej, poprowadził Dariusz Bugalski. Tłumaczenie Oskar Hedemman.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas