Reklama

Alina z Krakowa:

Czasu nie da się zatrzymać. Trzeba żyć tak, jakby każdy dzień miał być tym ostatnim. Zaakceptowawszy nieunikniony upływ czasu czerpać radość z kolejnych lat, zachować pogodę ducha. No i mieć kogoś: przyjaciół, rodzinę, na kim można polegać w trudnych chwilach. Warto mieć również zajęcie, nie koniecznie pracę czy coś poważnego ale jakieś hobby. Największym wrogiem młodości są samotność, marazm i nuda.

Wiek szczenięcy mam już za sobą i niestety czasu nie dało się ubłagać. Na twarzy widać już zmarszczki, tu i ówdzie tłuszczyk odłożył się w większej ilości. Dziś skóra sucha, jutro głowa siwa. Nic tylko siąść i płakać a tu trzeba brać się za siebie! Kupuje oczywiście kosmetyki zawierające witaminy młodości: A, E. Szpikuje się jakimiś koenzymami Q. Za każdym razem omalże odprawiam uroki by zadziałało. Czy kosmetyki pomagają w sensie fizycznym; na pewno tak ale co najważniejsze są chwilą relaksu, dają wrażenie, że robi się coś dla siebie, podbudowują psychikę, zwiększają pewność siebie. Najbardziej przemawia do mnie o dziwo nie przykład Kleopatry a mojej własnej babci, która podobno już za dawnych czasów stosowała pomady mleczno-miodowe i była uznaną pięknością. Niestety receptura zaginęła w odmętach dziejów i ja muszę ratować się jakoś gotowymi wyrobami. Dla ducha i ciała odkryłam ostatnio jogę. Zaciekawiona pożyczyłam podręcznik z biblioteki i mówiąc krótko wsiąkłam. Ćwiczenia są niezbyt forsowne za to znakomicie odprężają. Pozwoliły mi nie tylko zrzucić mój odwieczny balast - brzuszek ale uspokoić się, wyciszyć. Jestem z natury łasuchem (tym od słodkości) i nie pilnuję swej diety. Wychodzę z założenia, że katowanie się głodówkami naraża nas na stres i przynosi jeszcze więcej szkody niż umiarkowana tusza. Nie jestem zwolennikiem mięsa i staram się zawsze jeść dużo zieleniny. Poza tym pracuję, czytam, spaceruję, rozmawiam z ludźmi. Po latach odnowiłam szkolne przyjaźnie. Mam zwierzaka w domu. To taki psychoterapeuta i mój i męża - bo potrafi słuchać.

Reklama

Bez względu na zasobność portfela sztuką jest umieć zestarzeć się z godnością. Jakoś trudno jest zaakceptować nawet bardzo zadbaną kobietę po 50-tce w spódniczce mini, pozującą na nastolatkę. Czuje się wtedy jakiś dysonans. Ale co innego gdy jest elegancka, doświadczona, mądra, świadoma swego wieku i mankamentów urody. Mówimy wtedy o kimś bez metryki. Może mieć lat 30 a może 55. Oby i dla mnie los był równie łaskawy.

Praca nagrodzona z konkursie "Zawsze w formie"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy