Reklama

Ewa z Gdyni:

Dziś pada deszcz, zatem ubrałam się w słońce. We włosy wplotłam kilka promyków, ciepłym podmuchem wiatru otuliłam szyję, na policzki trochę złotego blasku, uzbierałam go jeszcze w lipcu, tylko trochę jestem pochmurna, bo zimno na zewnątrz.

Na zimę najlepsza jest Afryka, odległy pomruk wśród stepów, nieco zieleni soczystej, tumany piasku ujarzmione. Myśliwych brak, lwy więc przeciągają się pod mymi dłońmi.

Latem natomiast... latem ubieram Niagarę, chłód wody, krople przezroczyste i teń rzeźki błękit bezkresu.

Po domu noszę radość, trochę leniwej ospałości na stopy i tak szuram wokół z niedbale narzuconą na plecy beztroską.

Reklama

Najciężej ubrać się, gdy zbliża się wieczorne wyjście, gorączkowo przerzucam szafę, tu tajemniczość, tam wygodna elegancja, kusząca czerń o długim spojrzeniu, kilka gwiazd wplecionych gdzieniegdzie, okrąg księżyca na nadgarstku, a może pełne zaćmienie tym razem? Sama nie wiem, są jeszcze kwiaty pachnące, jest tęcza z wycięciem na plecach, puszyste śniegi Arktyki (chłodne spojrzenie to mus!), jest też czerwień tamtego wschodu słońca, zaraz nad kolana, ale z tym czekam na specjalną okazję.

Nie mam najmniejszego problemu z ubiorem na wieczór we dwoje... bo taka jest naga prawda, że najlepiej czuję się bowiem nosząc z dumą i niekłamanym wdziękiem siebie.

Praca została nagrodzona w konkursie "taki jest mój styl"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy