Reklama

Ja broczę krwią - strona 5

Wielki, groźny, liryczny, nieznośny,wspaniały, gderliwy, pełen pychy...W końcu nie umiałjuż tych masek zdjąć.Grę przyjął jako życie i tą grąswoje życie zabijał.

Wielki, groźny, liryczny, nieznośny,wspaniały, gderliwy, pełen pychy...W końcu nie umiałjuż tych masek zdjąć.Grę przyjął jako życie i tą grąswoje życie zabijał.

W roku 1979 wyreżyserował Do piachu Tadeusza Różewicza. Wcześniej przesłał maszynopis do KC. Jakiś urzędnik kazał przenieść akcję z Polski do Ameryki Południowej, ale szef ówczesnej propagandy napisał: "Nie widzę antywskazań". - Ta sztuka przypieczętowała los Teatru Na Woli - powiedział potem Łomnicki w filmie.

Waluś, prymitywny parobek, poszedł do AK. Ale ktoś go namówił na rozbój. "Zwąchał się z drugim (...) - czytamy w sztuce. - Świnie chłopu zabrać, a na dokładkę babę zerżnąć". Zanim Walusia, na mocy wojskowego wyroku, rozwalą, trzymają go przy oddziale, w leśnej budzie. Tu msza polowa, a tu Waluś się zarzeka: "Przysięgam wam, ludzie, żem nawet koszuli nie zadar, dupy nie widziałem".

Reklama

Nie ma walki i męczeństwa w tej sztuce. Wojna dobiega końca, jest wyczekiwanie. "Mnie tu na głowę takie gówno spadło - martwi się Komendant - z lewej komuna, z prawej NSZ". A Waluś, z budy, swoje: "Trykałem ją ze dwa razy palcem dla śmichu (...), gdzie bym taką starą rozwore pieprzył". Wyprowadzają Walusia. Długo sznuruje kamasze. Ostatnia modlitwa. Gwałtownie rozpina spodnie: "Nie strzymom!". "Dej mu się wysrać". Potem dobijają go w głowę.

"Protestuję przeciwko opluwaniu tego, co w naszej historii święte. Zostawmy to różnym ziomkostwom z RFN" - taki był ton listów do Łomnickiego. Gazety kazały mu zakopać sztukę, tę "plugawą rzecz", do piachu.

Joanna Szczepkowska: - Tłumaczył, że w tej sztuce jest "humanizm wyższego rzędu"; że ona pokazuje dramat człowieka - jeszcze inaczej.

Andrzej Wajda: - To był dla mnie zgrzyt. Oczywiście, że takie historie dzieją się na wojnie. Ale sztuka wydobywała wszystkie te elementy, które tak dobrze znaliśmy z propagandy antyakowskiej. Co gorsza, rzecz była zrobiona marnie jako spektakl teatralny, co jeszcze pogłębiało wrażenie kłamstwa.

Tadeusza Różewicza nękano anonimami. Osiem miesięcy po premierze poprosił Łomnickiego o zdjęcie sztuki.

Poszli z Marią do kina. Ktoś zatknął za wycieraczkę samochodu kartkę: "Ty czerwony sk...". "Obecnością swoją w prezydium [VIII] zjazdu PZPR sprawił mi Pan wielką przykrość. Szkoda, że nie przemawia Pan - tak jak Jego koleżanka Halina Mikołajska - z innej trybuny, w obronie swobód demokratycznych w Polsce. (...) Pan, niestety, pozostał mały duchem".

Wybucha "Solidarność". NSZZ w Kasprzaku żąda zwrotu i przywrócenia sali kinowej.

- Wola zdradziła go pierwsza - wspomina Andrzej Wajda. - Parę lat wcześniej partia zrealizowała jego pragnienie posiadania własnego teatru, teraz przyszło mu za to płacić.

Adam Ferency: - Jemu się podobał ten prawdziwy ruch społeczny, dążący do oczyszczenia. Tylko szybko zauważył, że ta rzeka niesie ze sobą mnóstwo kału.

Wzywają go do Kasprzaka. Wolą mieć świetlicę ze stołem do ping-ponga zamiast teatru. A jeśli już robić przedstawienia, to nie żadne "inteligenckie".

W teatrze "Solidarność" też żąda sprawiedliwości. Co to znaczy sprawiedliwość? Żeby na tablicy przed teatrem nie wisiały głównie zdjęcia Łomnickiego. A dlaczego dał księgowej, która odchodziła na emeryturę, 12 tysięcy złotych premii? Należy wspólnie decydować o repertuarze. I o obsadzie.

Adam Ferency: - Ten ruch w teatrze był skierowany głównie przeciwko dyrektorowi. Wprawdzie mówiono, że trzeba wyjaśnić sprawę z Kasprzakiem; szukać nowych środków artystycznych, żeby pokazać, co się w Polsce dzieje - jakby teatr był gazetą codzienną... Jednak naprawdę chodziło o to, żeby zmienić hierarchię, strącić tych, co na górze. Pan X., dotychczas "halabardnik", miał teraz grać Hamleta. Atak z Kasprzaka został poparty atakiem zespołu.

- Najgłośniej krzyczeli przeciwko Łomnickiemu bardzo średni aktorzy - mówi Dorota Stalińska. - Jeszcze niedawno byli w podstawowej organizacji partyjnej, teraz tworzyli trzon "Solidarności". Niedawno Łomnicki załatwiał im mieszkania, pożyczki, samochody, dobre pensje - i nikt się wtedy nie brzydził jego członkostwem w KC. Teraz te lizusy i włazidupy zmieniły czerwony obrus na zielony, zwołały zebranie i wbiły mu nóż w plecy.

Zebraniem kierowało pięciu aktywistów, wśród nich Krzysztof Kołbasiuk, wówczas reprezentant POP i członek "Solidarności", oraz Adam Ferency. Stawił się zespół i dyrektor. Był początek roku 1981.

W tym samym mniej więcej czasie Halina Mikołajska mówiła na spotkaniach z robotnikami: "Jeśli odnowa będzie polegać na tym, że w ramach rewindykacji sali odebranej robotnikom zniszczy się teatr (...), który miał jeden z najciekawszych i najśmielszych repertuarów w Warszawie, i ukarze się pana Łomnickiego za to, że zrobił dobry teatr (...) to zaczniemy naprawdę od złego końca".

Józef Tejchma: - Partia już nie chciała go bronić. Wprawdzie w KC nie potępiono oficjalnie wystawienia Do piachu, ale Łomnicki po tej sztuce stracił u wielu zaufanie.

Zebranie zaczęło się od żądania zespołu: konflikt z Kasprzakiem wymaga natychmiastowego uregulowania.

Adam Ferency: - Ale zaraz dyskusja wymknęła się spod kontroli i przerodziła w atak na Łomnickiego. Chciałem temu atakowi zetrzeć kant, a wyszło, że jestem jednym z głównych atakujących. Choć ja akurat grywałem główne role w tym teatrze...

Krzysztof Kołbasiuk: - Niektórzy koledzy mówili o "brzemieniu winy wobec biednych robotników", właśnie takich sformułowań używali. Kto był winny? Łomnicki. Mnie się też wydawało, że jak wyświetlimy wreszcie prawdę o narodzinach teatru, to go uratujemy. Byłem głupi. Dopiero później zrozumiałem, co myślał Łom: że to my mordujemy teatr. Złożył rezygnację. Nim odszedł, pokazał nam - tej sforze, która skoczyła mu do gardła - że jest ponad awantury. Stworzył wielką kreację w Amadeuszu. Ale te przeżycia spowodowały, że zaraz zachorował na serce.

- Odchodził w poczuciu absolutnej goryczy, że ludzie, którymi się opiekował, kopnęli go w tyłek - mówi Ferency. - Potem uznałem, że słowo "przepraszam" byłoby nonsensem; że jedyne, co mogę zrobić, to swoim aktorstwem sprawić mu przyjemność.

W latach osiemdziesiątych Kołbasiuk zadzwonił do Łomnickiego. Ten rzucił słuchawką.

W Amadeuszu Łomnicki występował już jako gość. - Z gorzką satysfakcją - mówił po latach w filmie - wypowiadałem słowa kończące sztukę: "Miernoty wszystkich czasów, pozdrawiam was!". "Sam nie zauważyłem, jak i kiedy wyżarzyło się we mnie i stliło do reszty to, co pozwala działać - zanotował - niespodzianka, przygoda, nadzieja. I wiara".

Drugiego dnia stanu wojennego szedł Krakowskim Przedmieściem do Teatru Polskiego. ZOMO ładowało do samochodów profesorów z PAN. Ludzie z okiem krzyczeli: "Gestapo!". Też zaczął krzyczeć. Nagle przestała go interesować próba.

W domu napisał list do partii i dołączył swoją legitymację. "Rozpocząłem nowe życie" - pisał. Okres "paraliżu, który poraził wprawdzie mój system działania i aktywności, ale wyostrzył słuch moralny".

- To nie było nawrócenie - mówi Erwin Axer. - Po prostu zrozumiał, że stoi w jednym rzędzie z ludźmi, którymi gardzi i on sam, i społeczeństwo.

Antoni Libera: - Miał problem z samooceną, z interpretacją własnego postępowania, ale kto go nie ma? Miał skłonność do życia w fikcji. Opowiadał, że cała ta "nadwyżka" partyjnej aktywności, te wyjazdy z Gierkiem na Kreml, spotkania z Breżniewem, to była "szkoła poznania", że "podglądał tam świat wielkiej polityki i władzy". Czy ja wiem...? Mnie się wydaje, że jemu to po prostu jakoś imponowało, że coś mu to dawało, ale akurat nie wiedzę czy materiał twórczy. Okolicznością łagodzącą jest niewątpliwie to, że epoka Gierka była kabaretowa, a Tadeusz nie zrobił niczego szczególnie nagannego. Tyle że - niestety - sygnował tę władzę, legitymizował ją swoją twarzą i obecnością.

Strony: 1 2 3 4 5 6

Fragment książki Magdaleny Grochowskiej "Wytrąceni z milczenia". Wśród bohaterów siedemnastu niezwykle ciekawych, bardzo osobistych portretów są m.in. słynni aktorzy Tadeusz Łomnicki, Gustaw Holoubek i Halina Mikołajska, reżyserzy Konrad Swinarski i Janusz Warmiński, filozofowie Tadeusz Kotarbiński i Klemens Szaniawski, para wybitnych socjologów Maria i Stanisław Ossowscy, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki.

Jedni za swoją niezgodę na PRL zapłacili bardzo wysoką cenę (np. Mikołajska, związana z KOR, przez lata miała zakaz występów), inni z różnych powodów ulegali socjalistycznej iluzji. Wszyscy, za sprawą swej pozycji, byli uwikłani w "labirynt historii".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy