Magiczne słowo
Najgorsze w rodzicielstwie jest chyba to, gdy nasze własne słowa i zasady obracają się przeciwko nam.
Uczę moje dziecko, że nie wolno mu rozwalać zabawek w naszym salonie. Każdego dnia po kilka razy powtarzam, że w naszym pokoju, to my jesteśmy u siebie, a Mateusz jest u nas gościem. Tłumaczę, że my nie brudzimy w jego pokoju, bo to jest jego pokój i tam może robić, co chce (oczywiście w ramach ustalonych zasad:).
W sobotę rano obudziło mnie głośne śpiewanie mojego 4-latka, który śpiewał w kółko na jedną nutę "na-na-na". Po kwadransie miałam już dosyć, a naciągnięta na uszy poduszka nie pomagała. "Mateusz, proszę przestań" zawołałam błagalnie. I w odpowiedzi usłyszałam: "To mój pokój i będę tu robił, co chcę".
Tego samego dnia moje własne zasady jeszcze raz dały mi pstryczka w nos.
Zapomniałam zabrać ręcznika, kiedy szłam pod prysznic i ociekając wodą zawołałam z łazienki do męża, żeby mi go podał.
"Magiczne słowo, mamo!" zawołał z pokoiku Mateusz.
A ja grzecznie i pokornie wydukałam "Proszę" dusząc się ze śmiechu. Bo to ja, nikt inny, przypominam mojemu dziecku codziennie o magicznym słowie.
Teraz zanim powiem coś do mojego rezolutnego synka, zastanawiam się kilka razy, czy moje słowa kiedyś nie zostaną wykorzystane przeciwko mnie.
Marta z Wrocławia