Reklama

Nieszczęsne nadzieje

Bywają bolesne zwłaszcza dla młodych, niedoświadczonych charakterów, dla wrażliwych i często bardzo kruchych konstrukcji psychicznych.

Bywają bolesne zwłaszcza dla młodych, niedoświadczonych charakterów, dla wrażliwych i często bardzo kruchych konstrukcji psychicznych.

Mowa o nadziejach, jakie czasem rodzą się w sercach, by po pewnym czasie zniknąć, nierzadko we łzach...

Takich smutnych listów dostaję bardzo dużo: "Czy to naprawdę musi być tak, że jak się chce w kimś zakochać, to nie można od niego uzyskać od razu wzajemności? Czemu musiałam płakać przez kilka nocy, bo mój ideał, kolega dla którego zrobiłabym wszystko, powiedział, żebym spadała? (...) Miałam nadzieję, że przeżyję coś wspaniałego, a tylko płaczę (...)". Nie zawsze kończy się na płaczu: "(...) Musiałem wyjechać z mojego miasta, bo chyba bym zwariował. Zakochałem się jednostronnie w starszej ode mnie kobiecie, która kilka razy nawet ze mną rozmawiała i wcale nie czułem tego, żeby była mi niechętna. Aż kiedy poszedłem do niej z kwiatami i chciałem wszystko powiedzieć, to przerwała mi, powiedział, że wie, o co chodzi, ale nic z tego (...). Wyjechałem, zmieniłem szkołę (...). Teraz jakoś mi lżej, mam nadzieję, że już niedługo mi tamto wywietrzeje (...)".

Reklama

Najgorzej jednak bywa wtedy, kiedy obie strony przez dłuższy czas żyją z nadziejami na wspólne życie i nagle okazuje się, że to wszystko, co mieli ze sobą wspólnego, pryska jak bańka mydlana. "Miał być ślub, wyznaczona była już nawet data. Ja kończyłam studia, on już pracował. Byliśmy parą od ponad pięciu lat (...). Poprosił o spotkanie na mieście i powiedział, że przemyślał wszystko i pójdzie... do zakonu! Zalało mnie coś gorącego i zaczęłam ryczeć jak dziecko (...) Teraz już jest lepiej, mam nowego chłopaka, ale tamto wciąż boli (...)" - napisała Aśka.

Takie niestety jest życie! Zacytowałam kilka fragmentów waszych listów, by ci z was, którzy jeszcze nie doświadczyli jego brutalniejszej strony, byli w jakiś sposób na nią przygotowani, żeby chociaż wiedzieli, że bywa czasem niezbyt wesoło. Jak sobie radzić z tymi nadziejami, które powstają i czasem znikają? Nie ma gotowych recept. Można rozmawiać o tym z bardziej doświadczonymi koleżankami i kolegami, można rozmawiać z przyjaciółmi, z rodzicami. Rozmawiać, by się uodpornić. No i ... żyć dalej!

Grażyna

grazynamika@interia.pl

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy