Reklama

Walerka

Baby rulez!

Baby rulez!

Leżę sobie na kanapie z nogami wyciągniętymi na stole. Z jednej strony góra łupinek po fistaszkach, z drugiej - miseczka po lodach, przede mną - ekran telewizora. Na szczęście moje kochanie jeździ ostatnio furgonetką szefa, więc zawsze w porę zdążę usłyszeć warkot silnika i posprzątać ze stołu, zanim wdrapie się na piąte piętro (bez windy!).

- Dzień dobry, kochanie. Głodny? - jak co dzień, witam go z uśmiechem.

- Nie bardzo - zwyczajowo odpowiada moje szczęście, po czym w sposób niemal niezauważalny pochłania górę ziemniaków przykrytą solidną porcją gulaszu i salaterkę surówki, jednocześnie wpatrując się w biegających po ekranie zawodników Realu Madryt. Ledwo zdążył umyć ręce.

Reklama

Dobrze, że chociaż ręce umył - myślę wzdychając w duszy, kiedy jego ramię obejmuje mnie mocno. Już parę perswazyjnych metod nakłonienia mojego mężczyzny do całościowych ablucji przed, a nie po obiedzie wypróbowałam. Następujące nie działają:

1. "Kochanie, nie siadaj przy stole w roboczych ciuchach. Weź prysznic przed obiadem" wywołuje agresję w formie "Nie poganiaj mnie! Najpierw zjem, jestem zmęczony".

2. "Proszę, kanapa przechodzi zapachem paliwa" poskutkowała rozścieleniem worka foliowego pod pupą.

3. "Lubię, kiedy ładnie pachniesz" dała mi odpowiedź "No tak, drażni cię zapach człowieka, który ciężko pracuje".

Po kilku jeszcze mniej udanych próbach i ciągu obserwacji mężów, narzeczonych i chłopaków koleżanek, a także samotnych kolegów mojego łysego szczęścia, wreszcie zrozumiałam, że mojemu kochanemu troglodycie dużo łatwiej posługiwać się wzrokiem niż słuchem. W XXI wieku bodźce wizualne są dużo silniejsze niż dźwiękowe, wystarczy przejść główną ulicą pierwszego lepszego miasta, żeby to zauważyć. Głos arterii zlewa się w jazgotliwy ciąg, z którego wyławia się jedynie najsilniejsze bodźce, na przykład wycie syreny. Natomiast oko jest w stanie wychwycić dużo więcej szczegółów niż ucho - długie nogi dziewczyny biegnącej przez jezdnię, koronkową bieliznę modelki z billboardu, półkule piersi kołyszące się to w prawo, to w lewo u mijającej nas dziewczyny...

Mając taką wiedzę, nie można popełniać wciąż tego samego błędu, narażając się na ryzyko uzyskania epitetu Marudy albo - jeszcze gorzej - Dziamgającej Baby. Należy wyciągać wnioski z codziennych obserwacji, w przeciwnym wypadku zatrzymamy proces ewolucji!

Uzbrojona w tę wiedzę i własną mądrość następnego dnia czekam na moje kochanie w krótkiej spódniczce ledwo zakrywającej mi pośladki i w bluzce z głębokim dekoltem. W końcu jest gorąco, temperatura w Madrycie o tej porze roku nie spada poniżej 38 stopni!

- Dzień dobry, kochanie. Głodny? Zmęczony? - przytulam się, nie zważając na smugi smaru na jego koszulce.

- Nie bardzo - odpowiada, jak zwykle, moje szczęście, ale zauważam, że poszłam właściwym tropem - w jego głosie pobrzmiewa nutka ożywienia zamiast zmęczenia. Poczuł, że nie mam na sobie bielizny. Ja też poczułam, że on poczuł.

- Podgrzeję ci obiad, kochanie.

- Później, najpierw wezmę prysznic - uśmiecha się moje słońce i pędzi do łazienki.

Nie mogę oszczędzić swojej twarzy uśmiechu triumfu. Baby rulez! - myślę w duchu i już zaczynam się zastanawiać, jak nakłonić mojego kochanego do usunięcia z domu telewizora...

Praca nagrodzona w konkursie "Jak rozmawiać z mężczyzną"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy