Test: szczoteczka soniczna czy szczoteczka magnetyczna? Jaka jest Oral-B iO?
Artykuł sponsorowany
Każdy z nas chce mieć piękne i zdrowe zęby. Staramy się więc możliwie jak najlepiej o nie zadbać. Szukamy przełomowych rozwiązań. Przez ostatnie lata bardzo głośno zrobiło się o szczoteczkach sonicznych. Jednak zagłębiając się w historię tej technologii można ulec zaskoczeniu, ponieważ jej prawdziwe początki sięgają lat 60. XX wieku! Mimo, że powszechnie uważa się to rozwiązanie za nowoczesne, w rzeczywistości jest inaczej. Na rynku pojawiła się jednak technologia inna niż wszystkie. Prawdziwie nowa. Producent zapowiada rewolucję na rynku elektrycznych szczoteczek do zębów. Mowa o szczoteczce Oral-B iO z technologią magnetyczną. Sprawdźmy!
Spis treści:
Szczoteczka soniczna - jak to się zaczęło i jak działa?
Zanim pochylimy się nad nowością, warto rozrysować kontekst porównawczy, sięgając do przeszłości. Historia szczoteczki sonicznej sięga roku 1964. Wówczas na rynek trafił pierwszy, pełnoprawny model szczoteczki sonicznej, którą można było zakupić. Wynalazek nie przyjął się od razu. Na pierwszą falę popularności musiał czekać prawie ćwierć wieku. W latach osiemdziesiątych zdobył sporą sławę w USA. Jako, że u nas, w tamtym czasie nikt nie myślał o szczoteczkach elektrycznych, a już tym bardziej sonicznych, nie było mowy o tym, by ta technologia przyjęła się w obszarach opóźnionych ekonomicznie. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych siermiężną produkcję rodem z PRL powoli wypierały staranniej opracowane zwykłe szczoteczki manualne. Musiało minąć trochę czasu i w przeciągu ostatniej dekady soniczność zaczęła przeżywać drugą falę popularności.
Technologię komunikowano jako przełomową nowość. Większości ludzi wydawało się, że mają do czynienia z czymś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie było. Producenci różnej maści zareagowali na ten fakt chaotycznie i często bez większej odpowiedzialności. Szczoteczki soniczne zaczęły być wypuszczane nawet przez firmy, które nigdy wcześniej nie miały nic wspólnego z produktami służącymi do dbania o higienę jamy ustnej. W związku z tym, przeprowadzając niniejszą analizę porównawczą, nie bierzemy pod uwagę sprzętów o podejrzanym rodowodzie. Do testu wybraliśmy model Philips Sonicare DiamondClean. Po pierwsze dlatego, że we wcześniejszych podejściach w obrębie szczoteczek sonicznych wypadła bardzo dobrze. Po drugie dlatego, że renoma marki mówi sama z siebie.
Szczoteczka soniczna Philips Sonicare jest komunikowana jako "lepsza niż zwykła szczoteczka". Wszystko się zgadza. To oczywiste, że każda szczoteczka elektryczna będzie stać w przewadze do zwyczajnej manualnej. A jeśli dorzucimy do tego soniczność, owa przewaga się zwiększy. Należy jednak postawić uczciwe pytanie: "czy zwiększy się w sposób spektakularny?". By na nie odpowiedzieć, musimy zdawać sobie sprawę, na czym polega soniczność. W dużym skrócie: na generowaniu dźwięku o określonej częstotliwości. Dźwięk ten sprawia, że podczas mycia zębów, woda, pasta i ślina spieniają się poprawiając cały proces.
Nie ma więc mowy o żadnym magicznym "rozbijaniu płytki" albo innym kosmicznym patencie. W Philips Sonicare podobne działanie deklarowane jest jako: "Dynamic Cleaning Action" (w skrócie DCA), czyli Dynamiczna Akcja Czyszcząca. Każdy ma prawo do nadawania nazw własnych, znanym już wcześniej pomysłom, jeśli tylko dołoży coś od siebie. W przypadku tego modelu mamy do czynienia z aż 62 000 ruchów główki na minutę. To naprawdę imponująca liczba. Jednak warto podkreślić, że tzw. pełny ruch należałoby podzielić przez dwa.
Należy również wspomnieć, że żadna szczoteczka o klasycznej konstrukcji sonicznej nie myje zębów za nas. Wykonuje jedynie ruch z boku na bok. Większość odpowiedzialności i tak znajduje się po stronie użytkownika. Musi on stosować ruch wymiatający oraz pamiętać o przykładaniu włókien pod kątem 45 stopni do powierzchni zębów. Można zadać pytanie: po co więc w ogóle ta soniczność? Odpowiedź będzie bardzo prosta: bo lepsza soniczność niż brak soniczności. Należy jednak zastanowić się nad tym, czy nie działa to trochę na zasadzie "wiele hałasu o nic". Wróćmy jednak do Philips Sonicare.
Wizualnie model jest naprawdę starannie opracowany. Posiada aż pięć programów czyszczenia z trzema poziomami intensywności. Jest to bardzo przydatna funkcja, gdy nie jesteśmy pewni, jaka moc będzie dla nas najlepsza. Dostępne są następujące tryby: Clean (standardowe czyszczenie), White (wybielanie), Polish (polerowanie), Gum Care (pielęgnacja dziąseł), Sensitive (delikatne czyszczenie). Akumulator wytrzymuje do czternastu dni. Czujnik siły nacisku kontroluje i daje nam znać, jeśli myjemy zęby zbyt mocno. Timer jest bardzo czytelny, a komunikacja z aplikacją na smartfona łatwa i bezproblemowa.
Dodatkowo, w wyższych modelach, jak Diamond Clean, ładowanie odbywa się poprzez specjalną...szklankę. Wygląda to niesamowicie. Jedyne co, to trzeba utrzymywać ten cały desing w konsekwentnej czystości. Jeśli, oczywiście zależy nam na tym, by ciągle cieszył on oko za każdym razem, gdy wchodzimy do łazienki. Philips nie tylko opracował swoje urządzenie profesjonalnie, ale również dołożył wszelkich starań, by dobrze się prezentowało.
Philips Sonicare, to prawdziwy hi-end wśród zwykłych szczoteczek sonicznych. Świetnie zaprojektowany i łatwy w obsłudze. Jedynym jego mankamentem jest fakt, że technologia soniczna nie stanowi żadnego rewolucyjnego przełomu, który mógłby nam szybko i łatwo zagwarantować zdrowy, biały uśmiech. W procesie działania wiele zależy od nas. Nie zawsze wiemy, jak szczotkować zęby prawidłowo, a w większości przypadków, wbrew pozorom, nie wiemy.
Szczoteczka magnetyczna - najnowsza technologia
Na rynku bardzo długo funkcjonowało coś, co przypominało próżnię. Nawet jeśli próbowano wypełnić ją o coraz bardziej wymyślne modele szczoteczek sonicznych, to i tak był to postęp powierzchowny. Dlatego nie spotkało się z naszym zdziwieniem, gdy do redakcyjnych uszu dotarła informacja o nowym wynalazku od Oral-B. "Szczoteczka magnetyczna" zabrzmiała jeszcze bardziej kosmicznie od "sonicznej", która na pozór kojarzyła się z nowoczesnością, eksperymentami lotniczymi, ekspedycjami ponad stratosferę i rekordami prędkości. Wszyscy byliśmy ciekawi, co kryje się za nowym pojęciem.
Co wiemy o technologii magnetycznej?
- liniowy napęd magnetyczny
Stanowi serce i podstawę urządzenia. Nie jest odpowiedzialny za bezpośredni kontakt z zębami, ale to właśnie on sprawia, że cały proces przebiega jak najbardziej ergonomicznie i efektywnie. Po pierwsze opiera się o beztarciową konstrukcję, dzięki której mechanizm się nie zużywa. Po drugie energia, jaką gospodaruje urządzenie notuje jak najmniejsze straty po drodze. Po trzecie nowy napęd działa ciszej i ogólnie można uznać, że pozornie łagodniej. Tymczasem...
- główka połączona bezpośrednio z napędem
Cała energia wygenerowana przez napęd przekazywana jest na włókna szczoteczki. Dzięki temu potencjał jest jak najlepiej wykorzystywany na czyszczenie zębów, a użytkownik nie ma wrażenia, że urządzenie zaraz zostanie rozsadzone. Przesada? W porównaniu ze zwykłą szczoteczką ta nowa magnetyczna zdaje się być niemrawa. Tymczasem wykonuje, bardziej dyskretnie, więcej roboty niż konstrukcja tradycyjna. Ale o tym poniżej.
- mikrowibracje
Dzięki temu bezpośredniemu połączeniu, do główki szczoteczki, przekazywane są mikrowibracje. Zastąpiono nimi tradycyjną pulsację. Okrągła główką poruszającą się ruchem oscylacyjno-rotacyjnym z dodatkowymi mikrowibracjami, rozbija i wymiata płytkę bakteryjną. Dzięki temu szczotkowanie jest delikatne, a równocześnie dokładne. Mamy wrażenie, że szczoteczka przesuwa się łynnie po zębach i pracuje cicho. Marka podkreśla, że seria szczoteczek magnetycznych iO posiada "najlepszą jak dotąd formułę czyszczenia od Oral-B".
Oral-B iO9 - co oferuje producent?
Testowany będzie najwyższy model z serii, czyli Oral-B iO 9. Istnieją również niższe wersje (6,7,8), ale uznaliśmy, że skoro w zestawieniu pojawia się flagowiec Philipsa, to również w kontekście Oral-B uczciwie będzie nie zaczynać od podstawowych wersji.
Co wiemy o Oral-B iO9?
- 7 inteligentnych trybów
Na nadwrażliwość różnego stopnia iO 9 proponuje programy delikatny i bardzo delikatny. Oba tryby mogą przydać się również u użytkowników aparatów ortodontycznych. Prócz tego, do wyboru mamy: tryb codziennego czyszczenia, wybielanie, pielęgnacja dziąseł, tryb intensywny oraz do czyszczenia języka. Dzięki tak szerokiemu wachlarzowi możemy nie tylko dobierać opcje na różne okazje, ale również stworzyć sobie własny, indywidualny i profesjonalny plan.
- liniowy napęd magnetyczny
To zupełnie nowy charakter napędu w szczoteczce do zębów - charakteryzuje go beztarciowa struktura, a zatem pracuje ciszej, łagodniej i bardziej wydajnie. Energia przenoszona jest bezpośrednio na włókna, co wpływa na brak strat, ale również efektywność samego procesu higienicznego. Dla użytkownika oznacza to kulturę pracy, wygodę i wrażenie bardziej efektywnego, choć delikatnego w odczuciach czyszczenia.
- interaktywny, kolorowy wyświetlacz OLED
Tego typu wyświetlaczy w szczoteczkach do zębów jeszcze nie było. Poprzez mały, ale czytelny panel urządzenie komunikuje: powitania i pożegnania, wybrany przez nas tryb, odmierzany czas, poziom naładowania baterii. Oprócz tego wyświetlane są emotikony, które informują, czy mycie zębów przebiegło właściwie. Co kwartał system przypomni nam o konieczności wymiany końcówki na nową.
- okrągła główka
To bardzo dobry, sprawdzony patent Oral-B, ale tu podany jest w najbardziej nowoczesnej wersji, jak to tylko obecnie możliwe. I nie chodzi o design lub profil włókien, a o mechanikę. W iO 9 skuteczność jej działania została rozciągnięta do współcześnie dostępnych granic.
- ruchy główki
Unowocześniony ruch oscylacyjno-rotacyjny został uzupełniony o mikrowibracje. Najważniejsza jest mechanika owych ruchów. Mikrowibracje rozbijają płytkę bakteryjną, a oscylacje-rotacja ją wymniata. Dodatkowo mikrowibracje sprawiają, że szczoteczka ‘sama’ przesuwa się płynnie z jednego zęba na kolejny.
- nowy czujnik nacisku
Dziś sporo szczoteczek posiada czujnik nacisku. Wśród nich znajduje się omawiany przez nas Philips Sonicare. Standardowy system ostrzega, gdy przyłożymy główkę za mocno. Oral-B iO 9 oferuje znacznie więcej. Inteligentny czujnik nacisku polega na tym, że pilnuje odpowiedni docisk nie tylko wtedy, gdy jest on zbyt silny, ale również wówczas, gdy jest za słaby. To bardzo ważne, gdyż w myciu zębów chodzi o ich efektywne wyczyszczenie z płytki bakteryjnej, przebarwień, resztek pokarmowych.
- sztuczna inteligencja i monitorowanie zębów 3D
Na wyświetlaczu widzimy pełne spektrum niezbędnych wskazówek. Szczoteczka świetnie radzi sobie jako urządzenie autonomiczne. Dla osób bardziej dociekliwych oraz dla fanów nowinek technicznych, opracowano jednak rozszerzoną wersję monitorowania przebiegu mycia zębów. Bez problemu możemy połączyć się ze smartfonem i skorzystać ze specjalnej aplikacji. Aż 86% badanych osób uznało, że myjąc zęby przy wsparciu smartfona czuło się pewniej, a cały proces przebiegł bardziej prawidłowo. Bo tak właściwie: czy na pewno wiemy, że prawidłowo szczotkujemy zęby?
- ładowarka magnetyczna
Nowoczesna, magnetyczna ładowarka naładuje akumulator w trzy godziny. Występuje w formie estetycznego dysku, który bardzo dobrze wygląda i jest łatwy w eksploatacji.
- etui podróżne
W modelu iO9 etui podróżne posiada funkcję ładowania. Nie zawsze jest ona w podróży potrzebna, gdyż akumulator potrafi przetrwać nawet dwa tygodnie. Ale gdyby okazało się, że wyjazd będzie dłuższy niż 14 dni, lub gdy ze szczoteczki korzysta więcej osób (oczywiście wymieniając końcówki) tego typu rozwiązanie świetnie się sprawdzi.
- końcówki
W seriach iO postawiono na przystępność, czytelność i uniwersalność. Dostępne są dwa typy końcówek: Ultimate Clean i Gentle Care. Pierwszy służy do dokładnego mycia, drugi jest zaprojektowany dla delikatnego mycia.
Test: Oral-B iO 9 i Philips Sonicare
Model Philips Sonicare był już kiedyś przez nas testowany i wówczas zrobił naprawdę dobre wrażenie. Do niniejszego sprawdzianu trzeba sobie jednak przypomnieć, jak działa. Każda ze szczoteczek testowana była przez trzy tygodnie. Zaczynamy od magnetycznej, gdyż ciekawość jest wręcz rozpierająca.
Szczoteczka magnetyczna Oral-B iO9
- pierwsze uruchomienie
Pierwsza myśl jest taka, że "to nie może działać dobrze", skoro jest tak ciche i spokojne. Oczywiście nie spodziewajmy się pracy bezgłośnej, ale natężenie decybeli sprawia wrażenie bardzo stłumionego, jakby spod kołdry. Dodatkowo szczoteczka nie wibruje w sposób zauważalny i nie pojawia się myśl, że zaraz ucieknie nam z rąk. Odpalamy "tryb intensywny" i urządzenie zaczyna chodzić mocniej, ale nadal "to nic takiego". Zaskakujące.
Poza tym urządzenie samo w sobie prezentuje się bardzo dobrze. Ekranik OLED idealnie wtapia się w całość. Końcówka została zaprojektowana jako bardziej zadziorna. Zrezygnowano też z kolorowych, plastikowym, wymiennych pierścieni, dobrze nam znanych od lat. Trzeba sprawdzić też aplikację. Połączenie z telefonem trwa dosłownie chwilę. Interface jest przyjemny i czytelny. Ale przed nami najważniejsze. Trzeba sprawdzić, jak to działa. Przed nami tygodnie testów.
- pierwszy tydzień z Oral-B iO 9
Pierwsze wrażenia wyraźnie na plus. Założenia, że urządzenie nie może dobrze myć, bo działa za delikatnie były niesłuszne. Zęby są wyraźnie bielsze i lepiej doczyszczone już po pierwszym użyciu, a wrażenie to tylko potęguje się przez kolejne dni. Co ważne, dziąsła są w pełni bezpieczne i nienaruszone. Może, co najwyżej, delikatnie wymasowane, ale taki właśnie był zamiar. Nie mamy pojęcia, jak naukowcy z Oral-B to zrobili, że efektywność została podniesiona do tak wysokiego poziomu, przy jednoczesnym zachowaniu niesamowitej kultury pracy i subtelności. To naprawdę wstyd dla całej reszty rynku. A może zwyczajne nowe rozdanie, godne XXI wieku?
Ekran OLED jest czytelny i świetnie komunikuje wszystkie niezbędne informacje. My tam nie zwracamy uwagi na uprzejmości w programowane w sprzęty, bo uważamy je za sztuczne, ale fakty są takie, że każda podświadomość i tak rejestruje swoje. Mimo wszystko miło, jeśli szczoteczka wita się z nami symbolem słoneczka. I to bardzo ładnego, nie jakiegoś taniego clip artu. To jednak najmniej istotne. Przede wszystkim na wyświetlaczu widzimy upływający czas oraz emotikonkę wyrażającą jak nam poszło. Niepotrzebne? Potrzebne. Za każdym razem kusi, żeby sprawdzić. Oprócz tego na wyświetlaczu pojawi się wybrany przez nas tryb, a co trzy miesiące komunikat przypominający o wymianie końcówki na nową, ale o tym przez trzy tygodnie się nie przekonamy. Ach, pokazuje również poziom naładowania baterii- bardzo przydatne.
- trzy tygodnie z technologią magnetyczną
Na początku szczoteczka testowana była z aplikacją. Choć program opracowany jest świetnie, a urządzenie bez problemu łączy się z telefonem, po jakimś zrezygnowaliśmy z tego. Poza tym jest ekranik OLED, który pokazuje, czy mycie zębów przebiegło dokładnie, czy niekoniecznie. To niby mała rzecz, a jednak bardzo przydatna. Co poza tym?
Po jakimś czasie bardzo docenia się inteligentny czujnik nacisku. Okazuje się, że człowiek nie wie, z jaką siłą powinno się myć zęby. Szczoteczka reaguje zarówno, gdy robimy to za lekko, jak i w momencie, gdy odbywa się to za mocno. Po jakimś czasie udaje się to jednak opanować. Rezultat? Idealnie doczyszczone zęby i nienaruszone dziąsła. Naprawdę świetny rezultat.
Po trzech tygodniach użytkowania wnioski są takie, że ciężko będzie powrócić do konwencjonalnych rozwiązań. Szczoteczka magnetyczna nie tylko spełnia deklarowane przez producenta obietnice, ale wręcz wykracza poza nie. Ciężko jest opisać słowami wrażenia ze szczotkowania. Poza tym i tak docenia się je po jakimś czasie. Początkowe odczucia są dziwne. Później naprawdę nie da się ukryć zadowolenia. Ale i tak najważniejszy jest efekt. A ten powala.
Szczoteczka soniczna Philips Sonicare
- pierwsze uruchomienie
Kiedyś już testowaliśmy Sonicare’a i wówczas, na tle innych szczoteczek sonicznych, zrobił doskonałe wrażenie. Dziś nadal zachwyca pod względem estetycznym. Projekt jest naprawdę bardzo elegancki. Warto jednak zauważyć, że Philips posiada bardzo ciekawą ładowarkę. Oczywiście, pod względem technicznym, mamy do czynienia z tradycyjną indukcją, przy której opcja magnetyczna wygrywa pod względem skuteczności i efektywności, ale ta szklanka ładująca jest zwyczajnie piękna.
Pierwsze uruchomienie jest banalnie proste. Szczoteczka nie stwarza żadnych problemów i oporów. Podobnie jak w przypadku modelu zaproponowanego przez Oral-B, tu również nie korzystaliśmy z instrukcji. Płynnie łączy się z aplikacją na smartfona, która została opracowana bardzo elegancko.
- pierwszy tydzień z Philips Sonicare
Trzeba się było, na nowo, przyzwyczaić do techniki mycia zębów szczoteczką soniczną. Ruch wymiatający, kąt 45 stopni i pamiętanie o tym, że główka nie obraca się w trzech wymiarach, a zaledwie w pojedynczej płaszczyźnie. Ale test, to test, więc nie ma że boli. Trzeba się jednak bardzo starać, bo okrągła główka w iO 9 sama załatwiała sprawę, a tu trzeba machać prawie jak w przypadku tradycyjnej szczoteczki manualnej. Nie zmienia to jednak faktu, że projekt ma kilka lat, a wizualnie ciągle się broni. Ładująca szklanka ma jeden minus- trudno utrzymać ją w katalogowej czystości.
- trzy tygodnie ze szczoteczką soniczną
Podsumowanie jest dość gorzkie. Ogromna szkoda, że szczoteczka nie działa tak wspaniale, jak wygląda. W pewnym momencie, tak naprawdę, trudno się było doczekać powrotu do magnetycznej. Mycie zębów szczoteczką soniczną jest zwyczajnie niewygodne. Oczywiście dla kogoś, kto już zdążył przyzwyczaić się do bardziej nowoczesnego rozwiązania. Podsumowując: jeśli nigdy nie myliśmy zębów urządzeniem elektrycznym i miała by być to nasza pierwsza tego typu szczoteczka - można spróbować. Po trzech tygodniach użytkowania, z ogromną chęcią wracamy do Oral-B iO 9. Oczywiście to bardzo subiektywne odczucie, jednak nie można go zignorować.
Wnioski testu magnetyczna vs. soniczna
W takich sytuacjach zawsze wypada napisać, że to indywidualna kwestia, bo każdy ma prawo do wyboru i w istocie tak jest. My jednak, zdecydowanie wybieramy Oral-B iO 9. W tym zestawieniu dla nas nie ma porównania. Oczywiście ktoś mógłby uznać je za mało uczciwe i znaleźć szczegóły, które jeszcze należałoby przetestować dłużej, inaczej, i tak dalej. Technologia funkcjonująca na rynku z przerwami od sześćdziesięciu lat, w odgórnych założeniach nie powinna mieć większych szans przy czymś zupełnie nowym, ale powinno się mówić o faktach, a nie o odczuciach. Philips Sonicare DiamondClean jest, w swojej klasie, świetną szczoteczką. Jednak należy, wszem wobec, zaznaczyć, że technologia soniczna sama w sobie nie jest niczym szczególnym.
Wychodząc naprzeciw potrzeb czytelników, warto jest, w takim zestawieniu, zwrócić uwagę przede wszystkim na prawdziwe działanie urządzeń i efekt końcowy. Jeśli ktoś dokładnie wie jak myć zęby szczoteczką soniczną i nie przeszkadza mu fakt, że i tak wydaje określoną kwotę na urządzenie, które pomaga jedynie trochę, zawsze może zdecydować się na właśnie takie rozwiązanie. Jeśli jednak ktoś gotów jest poświęcić bardzo podobne środki na urządzenie nowoczesne, które działa prawie samo z siebie, nie powinien mieć nawet grama wątpliwości. Oral-B - udało się Wam nas zaskoczyć!