Reklama

Czy mogę kupić szczęście?

Odruchowo wszystkim nam wydaje się, że pieniądze dają szczęście. Zazdrościmy bogatym, bo uważamy, że nie mają żadnych problemów i są szczęśliwi. Czy faktycznie tak jest i czy tak jest zawsze?

Jeśli tak, to przecież moglibyśmy "kupić" sobie szczęście. Zamożność wiązałoby się wprost z wysokim poziomem szczęścia. Ale odpowiedź nie jest aż tak prosta. Wątpliwość w 1974 r. zasiał Richard Easterlin, który opublikował artykuł pt. "Czy wzrost ekonomiczny zwiększa pomyślność ludzi?" I od tego czasu zależność między dobrostanem i bogactwem nazwana jest paradoksem Easterlina. A paradoks polegać miał na tym, że o ile ludzie (społeczeństwa) zamożniejsi (zamożniejsze) są szczęśliwsi (szczęśliwsze), o tyle wzrost dochodów ludzi i społeczeństw nie zwiększa wcale ich poczucia szczęścia.

Reklama

Gdy państwa osiągają standard życia, jakie wiele krajów "pierwszego świata" osiągnęło w latach sześćdziesiątych XX wieku, poczucie szczęścia i PKB przestają podążać tą samą trajektorią. Oczywiście, że dochody mają znaczenie, ale nie decydują jeszcze o wszystkim. Zrozumiałe jest, że jeśli ktoś żyje w ubogim kraju i się wzbogaci, to wzrasta jego poczucie szczęścia. Trudno przecież uważać się za szczęśliwego człowieka, gdy nie można zaspokoić swoim dzieciom podstawowych potrzeb: jedzenia, dachu nad głową i bezpieczeństwa. Jednak w krajach bogatych zarabianie więcej z myślą, że będzie się szczęśliwszym po przekroczeniu średnich dochodów przestaje działać. Po przekroczeniu tego progu każde dodatkowe pieniądze dają proporcjonalnie coraz mniej satysfakcji. 

Poza tym istotny jest także proces adaptacji. Osiągnięcie wyższego standardu życia może sprawiać dodatkową satysfakcję tylko przez pewien czas. Ludzie zamożni uważają swój dobrobyt za rzecz całkowicie naturalną i nie odczuwają z tego powodu, że są zamożni, szczególnej radości. A przy tym sukces finansowy zwiększa aspiracje, więc ci, którzy się bogacą, mogą odczuwać ciągły niedosyt. 

Skoro pieniądze to nie wszystko, to jaka jest recepta na szczęście? W odpowiedzi pomagają zakrojone na gigantyczną skalę projekty badawcze World Value Survey czy World Poll Instytutu Gallupa. Otóż osoby o solidnym wykształceniu uważają się za szczęśliwszych od tych bez takiego wykształcenia. Ludzie posiadający prace są szczęśliwsi i to nawet w Europie, gdzie istnieje dobrze rozwinięty system opieki społecznej. Znaczący wpływ na poziom zadowolenia z życia ma miejsce zamieszkania. Na ogół mieszkańcy małych miasteczek są szczęśliwsi niż ludzie żyjący w wielkich miastach. Korzystnie wpływa także duża ilość wolnego czasu i krótsze dojazdy. Podobnie jest z dobrym zdrowiem (a nawet ważniejsze jest przekonanie o swoim dobrym zdrowiu niż stan faktyczny). W byciu szczęśliwszym pomaga także wiara w jakiegokolwiek boga. 

W Polsce badania prof. Czapińskiego nad dobrostanem Polaków* pokazały, że nie status społeczno-ekonomiczny decyduje najbardziej o poczuciu zadowolenia z życia i innych aspektach dobrostanu, lecz czynniki demograficzne (wiek - młodsi czują się szczęśliwsi niż starsi) oraz relacje społeczne (przyjaciele, małżeństwo - ci, którzy są w związkach, którzy mają przyjaciół oceniają swe życie jako bardziej szczęśliwe). Zatem inni ludzie są dla nas ważniejsi od pieniędzy. Dochód w badaniach prof. Czapińskiego pojawiał się dopiero jako czwarty w kolejności czynnik (korelat) dobrostanu psychicznego. Profesor mówi nawet, że pieniądze dają szczęście obywatelom biednych krajów, natomiast szczęście daje pieniądze obywatelom w bogatych krajach.* Dodaje także: "szczęśliwym nie tylko chce się bardziej, ale także więcej mogą, ponieważ szerzej patrzą, mądrzej myślą i mają lepszy kontakt ze swoim ciałem". 

Tak więc zdawałoby się wyświechtane zdanie: "Życzę Ci szczęścia!" ma swój głęboki sens. Więc życzymy Wam właśnie szczęścia, a nie pieniędzy 

*Janusz Czapiński "Ekonomia szczęścia i psychologia bogactwa", Nauka nr 1/2012, str. 51-88

Dla Interia.pl: autorki bloga PsychologiaPrzyKawie.pl

Psychologia przy kawie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy