Jak dodawać dziecku skrzydeł?
Historia Ignasia Kitka pokazuje dzieciom, że trzeba być wytrwałym w dążeniu do realizacji swoich marzeń, bo droga do ich spełnienia może być wyboista. Do refleksji pobudza również dorosłych czytelników, którzy często, w dobrej wierze, popełniają fundamentalne błędy i nie dostrzegają potencjału drzemiącego w dzieciach.
Ignaś dowcipnie przypomina, żeby zamiast przypinać dziecku kulę u nogi, dodawać skrzydeł dziecięcym marzeniom. Premiera książki "Ignaś Kitek, architekt" już w połowie lutego.
Poznajcie Ignasia Kitka - twórczego, niezależnego chłopca, który od pierwszych lat życia, ku utrapieniu dorosłych, przejawia niezwykły talent konstruktorski.
Jego rodzice są dumni ze wspaniałych kreacji syna, choć niekiedy bywają zaskoczeni materiałami, których używa. Któż mógłby zapomnieć wieżę zbudowaną z brudnych pieluch, łuk powstały z naleśników czy kościół wzniesiony z jabłek?
Gdyby tak więcej osób - na przykład pani Ala, nauczycielka w drugiej klasie - umiało się poznać na jego talencie! Ignaś staje przed nie lada wyzwaniem, gdy nauczycielka deklaruje swoją niechęć do architektury. Przecież za bardzo lubi budować, żeby z tego zrezygnować! Zaczyna się jednak oswajać z myślą, że będzie musiał zamienić przyrządy kreślarskie na pudełko kredek...
Brzmi znajomo prawda? Każdy z nas pewnie słyszał historie rodziców, którzy opowiadali, że ich dziecko było niezwykle ciekawe świata i kreatywne, a potem... poszło do szkoły. Potwierdzenie takiej sytuacji można znaleźć w wynikach badań nad kreatywnością.
Wynika z nich, że wśród dzieci poniżej piątego roku życia aż 98 proc. znajduje wiele niestandardowych rozwiązań jednego problemu, podczas gdy u dzieci w wieku 8-10 lat jest to już tylko 32 proc.
Naukowcy dowodzą, że dzieci dysponują naturalnym potencjałem twórczym, który w wyniku niewłaściwych postaw ulega zahamowaniu. Neurobiolog Gerald Hüther przekonuje, że nawet największy talent się zmarnuje, jeśli nikt go nie odkryje i nie będzie zachęcać dziecka do jego rozwijania.
Wiele byśmy utracili, gdyby rodzice Alberta Einsteina zabronili mu budować godzinami domki z kart, a nauczyciele nie zaakceptowali, że nie potrafi nauczyć się niczego na pamięć.
Czy Thomas Edison wynalazłby żarówkę, gdyby nie rodzice, którzy sami go edukowali po tym, jak został wyrzucony ze szkoły za zadawanie zbyt dociekliwych pytań i notoryczne nieodrabianie pracy domowej? Ich nadzwyczajne zdolności ujawniły się wtedy, gdy robili rzeczy, które sami uznawali za ważne, a nie te, których od nich oczekiwano.
Wykazywali się konsekwencją, kreatywnością i uporem w dążeniu do uzyskania odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Zaskakiwali przy tym rodziców i nauczycieli wytrwałością i efektami swoich działań. Byli po prostu sobą. Sam Einstein zapytany kiedyś, w jaki sposób wpadł na epokową teorię, odpowiedział, iż zawdzięcza to dziecięcym marzeniom.
Zupełnie jak Ignaś Kitek. Takich historii jak jego w polskiej rzeczywistości szkolnej, niestety, rozgrywa się wiele. Tylko nie wszystkie kończą się happy endem. Ponad połowa polskich uczniów nudzi się na lekcjach. W ciągu ostatnich lat zbadano wiele nieznanych dotąd obszarów mózgu człowieka i dużo więcej wiadomo o tym, jak wygląda proces uczenia się. I wiadomo już, że mózg najlepiej uczy się wtedy, gdy chce. Dziecko najlepiej przyswaja wiedzę, kiedy je coś zainteresuje.
Jak twierdzi Agnieszka Carassco-Żylicz, psycholog dziecięca: - Kiedy dzieci odkrywają świat, przepełnia je naturalna ciekawość i energia do samodzielnego działania. Emanuje z nich chęć i pasja odkrywania tego, co nieznane. Wiara w to, co niemożliwe. Zadziwienie. Odwaga stawiania pytań. Nie warto im w tym przeszkadzać. Dzieci bowiem są twórcze z samej swej natury.
Wystarczy spojrzeć na niemowlę, które uczy się siadać, raczkować, a potem chodzić. Jest niezmordowane i zmotywowane do podejmowania kolejnych prób, aż w końcu osiąga cel.
A dziecko, które nauczyło się mówić i zadaje kilkaset pytań dziennie, żeby zrozumieć otaczający świat? Tradycyjna formuła szkoły nie jest w stanie wykorzystać tego twórczego potencjału dzieci. Dlaczego? Bo oparta jest na presji czasu, wynikach testów i rywalizacji.
Oczekuje bezrefleksyjnego spełniania poleceń i wpaja wiedzę, często bezużyteczną, pozbawiając możliwości wyrażania emocji i zabijając naturalną ciekawość. Zapomina o pobudzaniu wrodzonych zainteresowań oraz motywacji do poszukiwania, odkrywania i kreowania.
Dlatego powstaje coraz więcej oddolnych inicjatyw, które starają się zmieniać oblicze szkół (np. Budząca się szkoła).
Rodzice poszukują dla swoich dzieci alternatywnych systemów nauczania, coraz bardziej popularny staje się unschooling i homeschooling.
Na szczęście historia Ignasia dobrze się kończy. Nauczycielce nie udaje się zagłuszyć twórczych marzeń chłopca i w końcu sama stwierdza, że "żadne nie dzieje zło się, kiedy, mając lat osiem, ktoś z uporem buduje marzenia".
Podczas szkolnej wycieczki w plener wszyscy pojmują, jakim skarbem jest zdolny budowniczy. Ignaś z entuzjazmem może na nowo rozwijać swą pasję i dzielić się nią z rówieśnikami, ucząc tym samym małych czytelników, że warto wierzyć w siebie i być wytrwałym w dążeniu do celu.
Dzieci to urodzeni odkrywcy, zaspokajanie ciekawości sprawia im ogromną radość. Na kartach książki o Ignasiu znajdą pobudzające wyobraźnię ilustracje i odkryją kilka rodzajów konstrukcji: łuk, wieżę, most wiszący oraz kilka słynnych budowli z całego świata: egipskiego Sfinksa, japońską pagodę, Empire State Building czy Golden Gate Brigde.
Książka zdecydowanie zachęci do kreatywnej zabawy - może niekoniecznie z użyciem pieluch - ale w każdym domu uda się przecież znaleźć materiały do stworzenia ciekawych konstrukcji i poeksperymentowania z formą.
Ignaś pobudza do refleksji również dorosłych czytelników. Jego historia pozwala zrozumieć, że chcąc wspierać rozwój dziecka, najlepiej mu w tym rozwoju po prostu nie przeszkadzać. Zarówno bowiem brak stymulacji, jak i jej nadmiar nie są niczym dobrym i zwykle niosą ze sobą rezultaty odwrotne do oczekiwanych.
Zanim zapiszemy dziecko na kolejne zajęcia dodatkowe, kółka i warsztaty, przyjrzyjmy mu się uważnie, bo warto wsłuchać się w jego potrzeby i im nadać najwyższy priorytet. Nie można też zapominać o tym, że do rozwoju talentów najlepiej przyczynia się nieskrępowana, spontaniczna zabawa, bez konkretnego scenariusza, tworzona według pomysłu dziecka. Nuda wcale nie jest taka zła, bo wtedy dopiero zaczyna pracować wyobraźnia.
Oczywiście najbardziej pożądana jest równowaga - należy wspierać rozwój dziecka, ale dawać mu też czas na swobodną zabawę i możliwość kontaktu z rodziną, rówieśnikami, przyrodą, bo w ten sposób jest w stanie nauczyć się najwięcej. Na szczęście rodzice są coraz bardziej świadomi tego, iż twórcza edukacja dzieci pozwoli im na lepsze funkcjonowanie w przyszłości.
Książka "Ignaś Kitek, architekt" zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię - potrzebę uwzględnienia nauki o architekturze w kanonie zajęć szkolnych.
- We współczesnym przedszkolu i szkole brakuje innowacyjnych zajęć kreatywnych; takich, które w wystarczającym stopniu umożliwiłyby rozwój twórczych umiejętności, problemowego i analitycznego myślenia w świecie szybkich zmian, który nas otacza - twierdzi Anna Stępniewska, architekt, edukatorka, prezes Fundacji Architektura Plus.
- A to właśnie twórcze umiejętności zdobywane poprzez bezpośrednie doświadczenie przestrzeni, decydują o tym, jak dobrze dzieci poradzą sobie z codziennymi problemami w dorosłym życiu - dodaje.
Ważnym aspektem książki jest też historia nauczycielki Ignasia. Andrea Beaty, dzięki dużej dawce humoru, pozwala dzieciom wczuć się w jej sytuację i zrozumieć, że każdy ma swoje powody konkretnego zachowania. Empatia, która w codziennym życiu umożliwia prawidłowy dialog i rozwiązywanie konfliktów, na pewno przyda się dziecku w przyszłości. Książka "Ignaś Kitek, architekt" to świetne połączenie porywających rymów Andrei Beaty w tłumaczeniu Łukasza Witczaka i łobuzerskich ilustracji Davida Robertsa, które oczarują czytelników w każdym wieku.
Historia Ignasia pokazuje, że przeszkody, które pojawiają się podczas wyprawy do realizacji dziecięcych marzeń, są zaledwie nierównościami na drodze, która przecież jest istotną częścią każdej podróży. Pozwala też uwierzyć w słowa Paulo Coelho: "Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie".