Pokojowe negocjacje z nastolatkiem
W świecie dorastających dzieci czystość i porządek nigdy nie będą ważne. I im szybciej rodzice to zaakceptują, tym lepiej dla wszystkich.
„Mój dom, moje zasady” czy „mój pokój, mój świat”? Bałagan w pokoju nastolatka to przyczyna wielu tarć i konfliktów w rodzinie. Jak je rozwiązywać, by rodzic miał w nich jakieś szanse?
Na biurku stosy porozrzucanych płyt, starych magazynów, biletów i drobiazgów, których przeznaczenia dorośli z reguły nie znają. Szafa stoi pusta, bo wszystkie ciuchy leżą na podłodze – brudne i te, które poprzedniego dnia prasowałaś – razem, w przyjaznej symbiozie.
Na łóżku skołtuniona pościel. W kątach imponujące kłębki kurzu. No i rekwizyt obowiązkowy – brudne naczynia oraz resztki pizzy wsunięte pod łóżko. Przerażające? Spokojnie, to tylko pokój przeciętnego nastolatka.
Pokój dla dorastającego dziecka to zdecydowanie więcej niż cztery ściany i sufit. To małe centrum rozrywki, miejsce odpoczynku, czasem leczenia ran po podwórkowych czy szkolnych porażkach. Miejsce przemyśleń i beztroskiego bimbania. Przestrzeń, która wyraża, co dziecko lubi i do której zaprasza tych, których lubi. Gdzie może się schować przed światem, jeśli akurat tego potrzebuje.
Własny pokój to dla dziecka pierwsze doświadczenie niezależności, kontroli i własności. Dlatego bądź przygotowana, że będzie walczyło zawzięcie o to, jak ma wyglądać. I pamiętaj, że nie będzie walczyło z tobą, lecz o siebie. To nie to samo.
Krajobraz dziecięcego pokoju zmienia się najczęściej między 9. a 13. rokiem życia. To wtedy nasze dzieci wchodzą w specyficzny okres rozwoju, który specjaliści określają krótko – dezorganizacja. Nastolatek rozwija się tak gwałtownie i na tak wielu obszarach, że jego funkcjonowanie zwyczajnie za tym nie nadąża. A już na pewno nie nadąża z odkurzaniem i ścieleniem łóżka.
Dzieciaki w tym wieku uwielbiają umieszczać na drzwiach swojego pokoju oznaczenia typu „skażenie radioaktywne” czy „strefa zagrożenia”. Dla wielu rodziców to nie tylko symbol ich rodzącej się niezależności, lecz także realne ostrzeżenie przed tym, co zastaną w środku.
Hodowla pleśni w miseczce po lodach czy zaschnięta kanapka sprzed tygodnia to niemal norma. Podobnie jak podłoga, której w zasadzie nie widać, jeśli nie liczyć wydeptanej ścieżki w trójkącie drzwi-łóżko-biurko.
Taki widok niewielu z nas pozostawia obojętnym. Z jednej strony złości nas brak szacunku dla rzeczy, za które zapłaciliśmy, oraz do zasad, które wyznajemy. Z drugiej mamy poczucie, że naszym obowiązkiem jest wychować dzieci na ludzi, którzy potrafią zadbać o przestrzeń wokół siebie. O wstydzie za „dziecko brudasa” nie wspominając.
To dlatego w pierwszym odruchu próbujemy z nastoletnim bałaganem walczyć. Najpierw prośbą i krzykiem. Gdy nie skutkują, budzi się w nas strateg. I próbujemy pobić latorośl jego własną bronią. Pozwalamy zatem górze brudnych ciuchów rosnąć, czekając na moment, aż dziecku zacznie przeszkadzać ta hałda na środku pokoju i samo zabierze się do sprzątania.
Gdy okazuje się, że nastolatek nie ma najmniejszego problemu z tym, by po kilka razy dziennie przeskakiwać przez ów kopczyk, sprytnie ogłaszamy: to ja posprzątam za ciebie! I robimy to tak, że nasz bałaganiarz nie jest w stanie niczego znaleźć. Bywają rodzice, którzy komunikują: skoro masz tu taki składzik, to my skorzystamy i u ciebie będziemy trzymać nasze brudne pranie. Licząc, że tego już będzie dla dziecka za dużo. Albo ogłaszają: jeśli nie posprzątasz dzisiaj, obudzę cię jutro wcześnie i zrobisz to przed szkołą. I nazajutrz wkraczają o 4.30 z ryczącym odkurzaczem.
Z czasem jednak dociera do nas, że to walka na wyniszczenie i szanse na wygraną są niewielkie. Wtedy często zmieniamy taktykę. I staramy się omijać pokój dziecka szerokim łukiem. Dla pewności wstrzymując oddech, gdy przechodzimy obok. Tłumaczymy sobie w duchu, że są ważniejsze sprawy i problemy. I nie ma sensu co sobota zaczynać weekendu od kłótni. Zdaniem psychologów to taktyka dużo zdrowsza dla wszystkich. Lecz niepozbawiona wad.
Brak jakiegokolwiek nadzoru nad tym, co się dzieje w pokoju dziecka, może dać mu poczucie, że ma prawo robić w nim rzeczy dużo bardziej niebezpieczne niż produkcja penicyliny w kubkach po kawie. Poza tym w dorastaniu chodzi o konfrontację, ścieranie się z rodzicami. A nie odbijanie od ich obojętności.
Przygotowania najlepiej rozpocząć... już kilka lat wcześniej! Gdy nasze dziecko jeszcze nas słucha i wciąż jesteśmy modelem do naśladowania. To jest czas, aby nauczyć malucha pewnych nawyków. Aby mogło do nich wrócić, gdy już hormony dorastania przestaną buzować.
Na etapie przygotowań pamiętaj o kilku zasadach. Dzieci dużo chętniej reagują na to, co robimy, niż na to, co mówimy. Dlatego swoim zachowaniem pokazuj, jak dbać o swoje rzeczy, nie narzekaj głośno, jak bardzo nie znosisz sprzątania. Wręcz przeciwnie – pokaż dziecku, że to nie musi być wyłącznie tortura. Pozwól dziecku na zaaranżowanie jego przestrzeni po swojemu. Spraw, aby miało poczucie, że jest naprawdę jego. Gdy coś lubimy i jest dla nas ważne, wtedy chętnie o to dbamy, prawda?
Zdefiniuj, co to znaczy: „posprzątaj swój pokój”. Najlepiej zapiszcie na wielkiej kartce razem z dzieckiem: ścielę łóżko, pranie do kosza, ubrania do szaf i szuflad, zabawki i książki na półkę. Im bardziej precyzyjne zadanie, tym większa szansa, że je wykona.
Zadbaj o to, by każda rzecz miała swoje miejsce, a raczej wystarczająco dużo miejsca na półkach, w pudełkach, pojemnikach.
Pamiętaj też, że im więcej ubrań i zabawek, tym trudniej utrzymać porządek. Dlatego gdy pojawiają się nowa lalka czy klocki, stare powinny zamieszkać na strychu lub u innego dziecka.
Początkowo spróbujcie sprzątać wspólnie i wykorzystajcie okazję, by aktywnie spędzić ze sobą czas – porozmawiać, pożartować. To zachęci dzieci dużo bardziej niż nadzorowanie porządkowych postępów z kanapy.
Gdy już wiesz, że twoje dziecko potrafi sprzątać, ale przestało chcieć to robić, bo weszło w taki wiek, zwyczajnie zrób krok w tył. Dając nastolatkowi więcej poczucia niezależności i kontroli. Ale nie odwracaj się od problemu.
Dla starszego dziecka wprowadź zwyczajnie inne reguły. Usiądźcie razem całą rodziną i wspólnie sformułujcie kilka podstawowych zasad. Niezbędne minimum, by dorastanie przetrwać wspólnie w jako takim zdrowiu. Możecie na przykład umówić się, że na podłodze może leżeć wszystko poza szklanymi naczyniami, bo łatwo się na nich poślizgnąć. Albo że talerze po „mokrym” jedzeniu odnosimy codziennie wieczorem do kuchni.
Ogarniamy pokój na świąteczną wizytę babci w trosce o jej niestabilne ciśnienie. No i raz w tygodniu podłoga jest gotowa na przyjęcie odkurzacza, nawet jeśli chwilę później wszystko z powrotem na niej ląduje.
Ważne, by tych zasad nie było zbyt wiele i aby nastolatek miał poczucie, że je współtworzył jako „dorosły” członek zespołu. Jeśli będziecie potrafili przekonać go, że też na tych zasadach zyska, oraz sprawić, że poczuje wasz szacunek mimo dezaprobaty dla bałaganu – wygraliście! Trzeba na tę wygraną tylko cierpliwie poczekać.
Prawo do przestrzeni, czyli miejsca, w którym może się schować przed światem, szkołą, rówieśnikami. Czasem także rodzicami, którzy jeśli zechcą wejść, najpierw powinni zapukać. Prawo do decydowania, jakie zasady mają w nim panować, kto w nim przebywa itp.
Prawo do prywatności, czyli prawo do tego, by mieć swój sekretny świat, móc rozmawiać z przyjaciółmi bez nadzoru i bez lęku trzymać w pokoju skarby.
Prawo do wyrażania siebie w kolorze ścian, wyborze pościeli czy decyzji o rezygnacji z firanek.
Anna Harabin