Reklama

Separacja. Czy przerwa od siebie ma sens?

Nawet miłość potrzebuje wakacji i odpoczynku od siebie. Ale czy separacja to zawsze słuszna racja…?

Mam dość! – krzyczy Basia. – Nie będę ci prała, robiła obiadków ani opowiadała, gdzie i z kim idę. Zdecyduj się wreszcie: czy nadal jesteś w tej rodzinie, czy może bardziej na kanale sportowym! Nasz kontrakt małżeński jest obecnie na okresie próbnym!”.

„O co ci znowu chodzi?”, jęczy Jacek i wcale nie wygląda na zaskoczonego. Ale jutro może się zdziwi. Gdy wróci z pracy, żona z córką będą już u znajomych. Na stole w kuchni Baśka zostawi list. Napisze, że zależy jej na nim, jednak nie za wszelką cenę. Ustali datę, kiedy się spotkają na mieście. „Pogadamy, bo w domu muszę walczyć o głos z komentatorem sportowym. I zawsze przegrywam”.

Reklama

– Nie wiem, kiedy to się stało, że przestał mnie słuchać – żali mi się 45-letnia Barbara. – Gdy proponuję, żebyśmy gdzieś wyszli, jemu nigdy się nie chce. Jest moim rówieśnikiem, a żyje jak starzec. Zalega przed telewizorem, rusza się tylko, żeby opróżnić lodówkę. Basia zapełnia tę lodówkę i wymyka się do ludzi. Właśnie znalazła w internecie osoby, które wspólnie, w niebanalny sposób, zwiedzają Warszawę. Cieszy się: ja też tak chcę.

Ale Jacek zabija jej entuzjazm: „Po co tam idziesz? Nie jesteś za stara, żeby się w to bawić?”. Jacek wobec córki jest również nieustająco krytyczny. Nastolatka interesuje się modą. Basia chce kupić jej maszynę do szycia, ale on nie pozwala. „To wyrzucanie pieniędzy w błoto. I tak nic z tego nie będzie”, zrzędzi, aż w końcu stawia na swoim.

Długo trwało, zanim Baśka zrozumiała, że Jacek całej rodzinie podcina skrzydła. Ale jej złość jest pusta. Nie potrafi zmienić swojego małżeństwa i nie potrafi odejść. Podobno mężczyźni kochają zołzy. Problem w tym, że często zołzy nie kochają samych siebie.

Kilka stopni oddalenia

W przypadku tej pary separacja wydaje się dobrym rozwiązaniem. Pozwoli Basi odetchnąć i wyzwolić się od „zalewających” emocji, o których mówiła znakomita psychoterapeutka par Sue Johnson. To ten rodzaj doznań, które „zalewają” racjonalne obszary mózgu.

Upośledzają zdolność oceny sytuacji. Wypaczają umiejętność skutecznego komunikowania się. Taki nadmiar emocji niekiedy zakleszcza nas w roli ofiary.

Basia nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Pragnie być inna, ale w jakiś sposób pielęgnuje w sobie opór przed zmianą. Separacja umożliwia wyzwolenie się z tego błędnego koła.

Jacek chce egzystować w planie minimum. Dobrym przewodnikiem byłby tu psycholog. Pomógłby skupić się na istotnych problemach, a Jacek uświadomiłby sobie swoje krzywdzące zachowanie wobec bliskich. Ale czy da sobie pomóc?

Często propozycja separacji wywołuje w partnerze furię, panikę i reakcje odwetowe. Chcesz się rozwieść?! Droga wolna. Nie będę po tobie płakać! Fakt, że kobieta rozważa odejście, jest nierzadko postrzegany jako ujma dla męskości. Mężczyźni boją się porzucenia i błyskawicznie budują emocjonalny mur, który blokuje do nich dostęp. Nie, żeby tego pragnęli, to jest raczej wyraz desperackiej samoobrony męskiej godności.

Dlatego na samym wstępie warto wyjaśnić, że nie chodzi nam o separację w sensie prawnym, ale psychologicznym. Że nie będzie to czas przygotowywania papierów rozwodowych, tylko samooczyszczania się związku. I da szansę na ponowne zbliżenie się – lepsze, mądrzejsze. Wycofanie się jest w istocie sygnałem, że pragniemy kontaktu. Otwiera na wzajemne potrzeby, pozwala przepracować krzywdy i zacząć od nowa.

To też oddech dla związku. Nowe źródło tlenu. Niekiedy już samo widmo rozwodu powoduje, że ludzie potrafią się ponownie odnaleźć. Przedsmak utraty staje się dopingujący. Nagle tęsknota i miłość zaczynają pracować. Koją rozpacz, bezradność, bolesne zagubienie. Już znowu nam na sobie zależy.

Podejmujemy działania, żeby odzyskać tę drugą osobę. Zaczynamy się słuchać i chcemy się usłyszeć. Oddalając się, uzyskujemy inną ostrość widzenia. Dostrzegamy nie tylko detale, które nas denerwowały, ale też mechanizmy, które spowodowały, że relacja stała się irytującą, zdartą płytą. Powodowała zmęczenie i bezsilność. Oddalenie pomaga wydobyć siebie ze związku. Uczy rozróżniania tego, co myślę, od tego, co czuję.

Przywraca zaimek „ja”, który często jest głęboko schowany pod „my”. Pozwala wreszcie wyrażać emocje w pierwszej osobie. Nie można czuć się dobrze ze sobą, mówiąc w liczbie mnogiej albo nazywając siebie per mama, a do męża zwracając się „tatusiu”.

Bo kiedy rodzą się nam dzieci, czasem pozbywamy się imion i występujemy w jednej roli: rodzicielskiej. Separacja umożliwia „dokopanie się” do własnego, pojedynczego głosu.

Po latach w związku pojawiają się rozczarowania, porażki, zawiedzione nadzieje. To normalne. Jesteśmy na innym etapie, mamy inne potrzeby, nowe lęki, pragnienia oraz oczekiwania. Kiedy zobaczymy się tu i teraz, wzrosną szanse na rewitalizację związku. Dlatego separacja nie powinna być postrzegana tylko jako bilans. To nie smętne podsumowanie, ale ożywcze, nowe otwarcie.

Próba stworzenia innej intymności, dostosowanej do tego, jakimi ludźmi jesteśmy w tym momencie. Zawsze powtarzam, że związek jest jak hiszpańska oberża: spożywa się to, co się samemu przyniosło. Warto wziąć odpowiedzialność za to, jak żyjemy, bo tylko wtedy stajemy się autorami naszego związku, a nie jego ofiarami.

Kontrakt separacji

Dobrze omówić warunki oddalenia, ustalić czas izolacji – jako psycholożka uważam, że nie powinno to trwać dłużej niż pół roku – nakreślić formy komunikowania się. Spotykajmy się sporadycznie i na neutralnym gruncie, nie w domu. Raz w miesiącu. Być może w kawiarni, ale lepszy wydaje się spacer po parku. Wówczas się nie kontrolujemy, bo ktoś nas może podsłuchiwać czy obserwować.

Niektórzy rozmawiają tylko przez telefon albo na Skypie. Chodzi o to, by całkowicie zburzyć rutynę dawnej komunikacji, żeby było inaczej. Rozmawiajmy o tym, co czujemy, jak przeżywamy rozstanie, czego nam brakuje, a od czego możemy odpocząć. Wystrzegajmy się omawiania praktycznych, codziennych spraw – co załatwiłam, gdzie byłam. Może się zdarzyć, że jedna osoba chce się w ogóle odseparować, pragnie na kilka miesięcy po prostu zniknąć. Wtedy należy to uszanować i nie próbować nawiązywać kontaktu w tym czasie.

Ustalenie zasad separacji jest ważne. To, jak strony dotrzymują umowy, świadczy o tym, czy się szanują, respektują swoje zdanie, czy oddalenie coś w nich zmienia. Czy separacja może być nowym rozdziałem, czy już tylko epilogiem miłości.

Bunt na pokładzie

Moja koleżanka Bożena wyprowadziła się od męża. Kiedy pytam o powód, odpowiada krótko: – Nie mógł się mnie nachwalić. Jestem jego ideałem żony. Zresztą zapytaj go sama. Dzwonię. Po głosie poznaję, że Maciek jest po alkoholu. Jest niedziela, trzecia po południu.

– Ale to tylko whisky po obiedzie – tłumaczy. I zaraz zaczyna komplementować Bożenkę: – O której godzinie bym nie przyszedł, zawsze poda obiad. Koleżanki często pytają, w jakim sklepie kupuję ubranie, a to Bożenka jest moją stylistką. Ona lubi być taka kobieca. – Jednak jesteście w separacji – przerywam ten monolog zadowolonego męża, który jakby nie zauważył, że żona odeszła.

– Jakiej separacji? – Maciek prycha ze złością. – Zaraz jej się znudzi i wróci. Bożenka chyba przeżywa kryzys wieku średniego. Całe swoje 50. urodziny przepłakała. No, ona ma te swoje kobiece nastroje. Ale w sumie to nigdy się nie wyprowadzała i nie wiem, co jej odbiło. – Może poszła po rozum do głowy – wtrącam, a Maciek się rozłącza.

Po godzinie jednak dzwoni, jeszcze bardziej pijany, i przeprasza. Już nie chwali żony, teraz się skarży. Biedny on. Przecież ciężko pracuje. Ma cztery spółki. – W każdej ktoś ode mnie coś chce. Wracam skonany i nawet w domu nie mogę zaznać spokoju. Już w progu wianuszek domowników z psem na czele. Opowiadają, szczekają, co się zdarzyło, co się nie wydarzyło. A mnie przecież głowa pęka. Muszę się zrelaksować przed kolejnym upiornym dniem. Jestem dobrym ojcem i mężem. Niczego im nie żałuję i dlatego mam święte prawo zamknąć się po pracy w swoim maleńkim gabineciku ze szklaneczką whisky.

Maciek mówi długo, ale coraz niezborniej i agresywniej. Wykwintny trunek nie czyni z niego dżentelmena. Teraz to ja się rozłączam. Wykonuję telefon do Bożeny. Czas na jej wersję wydarzeń. – Ja lubię morze, a tu co roku wakacje nad jeziorem, bo on kocha żaglówki. Każda niedziela musiała być w gronie jego kumpli i ich żon. Źle się czułam w tym towarzystwie. Cały czas rozmawiali o tym, jak zarobić i na co wydać.

Najgorsze, że uległam mu w kwestii surowego wychowywania synów. Przez długie lata postrzegałam Maćka jako macho. Z czasem zobaczyłam w nim żałosnego domowego tyrana. To, co kiedyś było w nim seksowne, stało się prostackie. W domu panuje struktura hierarchiczna, jak w wojsku. Fala domowej przemocy wydaje się czymś oczywistym.

On jest jak dowódca: wydaje rozkazy i nie znosi sprzeciwu. Teraz, gdy odchowałam chłopców, nie chcę reszty życia spędzić na obsługiwaniu mężczyzny, z którym łączy mnie tylko przeszłość. Ale boję się, że popełniam błąd. Odejdę, rozmyślę się, a on mnie już nie przyjmie – mówi Bożena.

Kluczowym problemem jest alkoholizm Maćka. Codziennie wieczorem jest na rauszu, ale oczywiście nie widzi w tym niczego złego. Sama separacja nie sprawi, że zobaczy swój nałóg i zacznie się leczyć. Jego obietnica, że będzie kontrolował picie, nie wystarczy. Chyba że natychmiast podejmie leczenie odwykowe oraz intensywną psychoterapię.

Zastraszenie rozwodem spowoduje tylko wymuszony żal i obietnicę poprawy. Zazwyczaj krótkoterminowej. Kiedy Bożena sprowadzi się z powrotem, będzie może miesiąc miodowy, a potem wszystko wróci do normy. Samo fizyczne oddalenie się od siebie partnerów nie uzdrawia związków, w których są uzależnienie, przemoc, choroba psychiczna.

W przypadku zdrady sprawa jest złożona. Prowadzenie przez jednego z małżonków podwójnego życia zmniejsza szansę na scalenie związku. Jeżeli niewierność była rodzajem przypadku czy chwilowej fascynacji, a wiarołomca wyraził żal i skruchę, wtedy oddalenie może być dobrym czasem na refleksję o tym, czy proces przebaczania jest możliwy i co musimy zrobić, by odbudować naszą intymność.

Separacja to stan wyjątkowy, rodzaj kontrolowanej pauzy. Pomaga partnerom ponownie się do siebie zbliżyć, jeżeli są sobą znużeni, zmęczeni kłótniami o drobiazgi, przestali być dla siebie atrakcyjni erotycznie. Pozwala zobaczyć, co się tak naprawdę z nami dzieje. Ale nigdy nie wiadomo, jak to się skończy.

Może być pojednanie z nowym, lepszym rozdaniem w pakiecie, ale może też dojść do definitywnego rozejścia, jednak z poczuciem, że zrobiliśmy wszystko, co się dało, że nie wyszliśmy po angielsku, tylko daliśmy sobie szansę.

Separacja jest podróżą w nieznane. Możemy odkryć, że brakuje nam naszego partnera albo że niewiele nas już z nim łączy. W każdym z tych przypadków poznamy prawdę o naszym związku – wszak podróże kształcą.

Tekst: Zyta Rudzka


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy