Milena Kokosz: Jako dziewczynka nawet nie śmiałam o tym marzyć
- Nadszedł moment, by pokazać, że piłka kobieca w Polsce chce i potrafi pisać własne rozdziały – odważnie i bez kompleksów. Chcemy zostawić po sobie ślad, który zainspiruje kolejne pokolenia dziewczynek do marzeń o wielkich stadionach – podkreśla pomocniczka Milena Kokosz. W piątek spotkaniem z Niemkami reprezentacja Polski rozpoczyna swój pierwszy w historii udział w mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet.

Co mówili dorośli, gdy jako dziewczynka zaczynała Pani biegać za piłką?
Milena Kokosz: - Wyjechałam z Polski w bardzo młodym wieku, więc nie miałam wówczas dużej styczności z piłką nożną, poza bawieniem się na podwórku z kolegami i koleżankami. W Norwegii natomiast granie w piłkę nożną przez dziewczynki jest czymś naturalnym, więc nigdy nie czułam różnicy między podejściem do gry drużyn chłopięcych czy dziewczęcych.
Wówczas marzyła Pani w ogóle o tym, że w któreś wakacje wszystkie oczy kibiców piłki nożnej będą zwrócone właśnie na kobiety?
- Jako mała dziewczynka nawet nie śmiałam o tym marzyć. W telewizji królowały mecze mężczyzn i długo sądziłam, że kobiety mogą grać co najwyżej amatorsko, dla zabawy. Dopiero z czasem zrozumiałam, że zawodowa piłka kobiet może być tak samo fascynująca i widowiskowa. Gdzieś w głębi wierzyłam, że przyjdzie taki moment, gdy to się zmieni - choć nie przypuszczałam, że sama będę mogła tego doświadczyć.

Dziecięce marzenia właśnie zaczynają się spełniać, bo Polska po raz pierwszy jedzie na Euro. Towarzyszy Pani stres czy ekscytacja?
- To ogromne emocje - chyba dla każdej z nas. Oczywiście, że czuję lekki stres, bo zdajemy sobie sprawę, jak duża jest stawka. Ale przede wszystkim towarzyszy nam ekscytacja i duma. Wiemy, jak wiele pracy włożyłyśmy, żeby znaleźć się w tym miejscu. Teraz chcemy ten czas wykorzystać jak najlepiej i pokazać, że zasługujemy, by być częścią tej piłkarskiej rodziny Europy.
Prawdziwe emocje poczujecie pewnie 4 lipca, bo mecz z Niemkami obejrzy komplet widzów na stadionie i miliony przed telewizorami. Jeszcze niedawno taka sytuacja w Polsce była nie do pomyślenia. Jak się z tym czujecie?
- To będzie coś, co na pewno zapamiętamy na długo. Gra przy pełnych trybunach i świadomość, że kibicują nam tysiące osób, to coś wyjątkowego. Już na zgrupowaniu w Arłamowie czułyśmy rosnące zainteresowanie, a wcześniejszy rekord frekwencji w Gdańsku dodał nam skrzydeł. Widać, że polska publiczność coraz bardziej wierzy w kobiecą piłkę. To nas niesamowicie motywuje.
Jako piłkarki wiele już udowodniłyście, ale budowanie pozycji kobiecej piłki nożnej w naszym kraju ciągle trwa. Wydaje się, że mistrzostwa Europy będą tego bardzo ważnym etapem.
- Ostatnie lata pokazują, że krok po kroku idziemy w dobrą stronę - budujemy fundamenty, które mają utrzymać nas na wysokim poziomie przez lata. EURO to świetna okazja, żeby pokazać Polakom, że kobieca piłka ma ogromny potencjał. Chcemy, żeby jak najwięcej osób zobaczyło, że to sport z charakterem i emocjami, które mogą porwać tłumy. Jest to pewien proces, którego efekty właśnie obserwujemy. Jednak nie możemy zapominać, że jest to tylko kolejny etap i wciąż wiele pracy przed nami, a mistrzostwa Europy mogą przyczynić się do tego, że jeszcze więcej kibiców zainteresuje się naszą grą.
Nic tak nie buduje atmosfery jak wynik, tymczasem Wy wpadłyście do bardzo trudnej grupy. Czym Polki mogą zaskoczyć tak mocne rywalki jak Niemki, Szwedki i Dunki?
- Nasza grupa to absolutny top europejskiej piłki - rywalki mają wielkie doświadczenie i ogromne sukcesy. Ale my nie jedziemy tam tylko statystować. Pokazałyśmy już, że potrafimy walczyć do ostatniej minuty i nie odpuszczamy. W Szwajcarii chcemy udowodnić, że jesteśmy gotowe postawić się najlepszym.
Zaczynacie 4 lipca spotkaniem z Niemcami. Zgodzi się Pani z tezą, że w tym meczu to rywalki muszą, a Wy możecie?
- Jest w tym sporo prawdy. One są faworytkami, od których wszyscy oczekują zwycięstwa. My możemy grać swoje i podejść do tego meczu z większym luzem, bez zbędnej presji. Chcemy zaprezentować się jak najlepiej, pokazać charakter i odwagę. Czasem taka swoboda daje naprawdę dobre efekty.
Każda z naszych reprezentacji jedzie na duży turniej ze swoim hasłem. Wasze to "Czas na naszą historię". Co Pani przez to rozumie?
- To dla mnie coś więcej niż slogan. To symbol tego, że nadszedł moment, by pokazać, że piłka kobieca w Polsce chce i potrafi pisać własne rozdziały - odważnie i bez kompleksów. Chcemy zostawić po sobie ślad, który zainspiruje kolejne pokolenia dziewczynek do marzeń o wielkich stadionach.
W Szwajcarii zagracie nie tylko o wynik sportowy, ale też o przyszłość kobiecej piłki oraz inspirację dla młodych dziewczynek. Dobrze czujecie się z taką myślą, czy jednak wolicie nie nakładać na siebie dodatkowej presji?
- To dla nas wielka odpowiedzialność, ale też powód do dumy. Każda z nas pamięta, jak brakowało nam takich wzorców. Teraz same możemy pokazać, że dziewczynki w Polsce mogą marzyć i osiągać wielkie rzeczy w futbolu. To piękne uczucie, kiedy wiesz, że Twój występ może rozpalić w kimś iskrę.
Czy w wieku kilku lat miała Pani jakiegoś sportowca lub sportsmenkę, na której się Pani wzorowała?
- Od zawsze ogromnie inspirowali mnie zawodnicy Realu Madryt - ich mentalność zwycięzców, walka do ostatniego gwizdka. Ronaldo, Marcelo, a dziś Valverde czy Bellingham - oni pokazują, że jeśli naprawdę wierzysz i ciężko pracujesz, możesz być najlepszy. To daje mi motywację, żeby nie odpuszczać ani na boisku, ani poza nim.
Materiał promocyjny