Agnieszka Popielewicz - nie lubię słowa kryzys...

...ale miewam gorsze momenty”, mówi prezenterka. Przyznaje, że z mężem mijają się w domu, ale kariery nie chce odpuścić. Tym bardziej że w pracy ma silną rywalkę.

„Po dłuższym urlopie trudno jest wrócić na dawną pozycję”
„Po dłuższym urlopie trudno jest wrócić na dawną pozycję”Andras SzialagyiMWMedia

O której godzinie zaczynasz dzień?

Bardzo różnie. Dużo zależy od tego, kiedy obudzi się moja córeczka. Poza tym rzeczywiście mam ostatnio dużo pracy. Prowadzę dwa programy w Polsacie - "Kulisy »Tańca z gwiazdami«" oraz "Superrodzinkę". Pierwszy to show na żywo, w którym wszystko może się zdarzyć.

Drugi to rodzinny talk show, w którym bohaterami są gwiazdy i ich bliscy. To ciepłe rozmowy o życiu - też jest sporo emocji, ale bardziej prywatnych i dużo stricte dziennikarskiej roboty. A do tego dochodzą moje projekty pozatelewizyjne, np. portal ślubny, któremu poświęcam dużo czasu.

Dlaczego wzięłaś na siebie tyle obowiązków? Masz przecież małe dziecko.

Moja córka ma trzynaście miesięcy i radzi sobie naprawdę świetnie. A ja mam wsparcie w cudownej niani. Ela jest przyjaciółką rodziny mojego męża, nie mam więc poczucia, że oddałam dziecko obcej osobie.

Przeczytałam gdzieś, że sprowadziłam koleżankę do pomocy, bo nie daję sobie rady. Nie jest to prawda. Nie pracuję 24 godziny dziennie, udaje mi się łączyć obowiązki zawodowe z życiem domowym i czasem spędzonym z córką.

Niania mieszka z wami?

Mieszka obok, więc wspiera nas, kiedy tylko jest taka konieczność.

Nie od razu skorzystaliście z jej pomocy.

Bo długo udawało nam się ogarnąć wszystko samodzielnie. Ale nie było łatwo. Ja i mąż jesteśmy jedynakami. Nasi rodzice mieszkają w Katowicach. Przez pierwsze dwa miesiące mamy bardzo nam pomagały.

Szybko wróciłaś do pracy.

Tak, ale na początku to były takie sporadyczne wyjścia. Ela przyjechała do nas we wrześniu, więc przez siedem miesięcy tak układaliśmy z mężem zawodowe sprawy, żebyśmy sami mogli zajmować się Martą. Z córką byłam niemal nierozłączna. Zabierałam ją na wyjazdy służbowe, była ze mną na wszystkich festiwalach.

I udawało ci się skupić na ich prowadzeniu?

Bardzo pomagali moi rodzice i teściowie. Zresztą nie miałam wyboru. Musiałam zabierać dziecko ze sobą, bo dopiero miesiąc temu przestałam karmić piersią. Dziękuję losowi, że mogłam to robić ponad rok.

Zrezygnowałaś z urlopu macierzyńskiego, bo bałaś się, że o tobie zapomną?

Nie chcę być hipokrytką i przekonywać, że w tej branży można sobie pozwolić na dwuletnią przerwę i nie martwić się o powrót. Łatwo przecież zauważyć, że w ciągu ostatnich dwóch lat pojawiły się nowe twarze, a ramówka stacji ma swoje ograniczenia.

Po dłuższym urlopie trudno jest wrócić na swoją dawną pozycję, a czasami to w ogóle niemożliwe. Ja zresztą niemal do samego końca ciąży pracowałam, za co jestem wdzięczna dyrektor Ninie Terentiew. Miałam poczucie pełnego zaopiekowania.

Nie wszystkim gwiazdom to się udaje.

Oczywiście. Bardzo dużo moich koleżanek, które pracują w show-biznesie, mówiło mi, że podczas ciąży czuły się zepchnięte na boczny tor. Mnie to na szczęście ominęło.

Ale odkąd nie ma programu "Się kręci", nie pojawiasz się na głównej antenie Polsatu.

Formuła programu się wyczerpała, później był też pomysł na program śniadaniowy, z którego, niestety, nic nie wyszło. W Polsacie nie ma castingów, czeka się na propozycje, które przychodzą albo nie przychodzą od dyrektor Terentiew.

Nie obrażam się, jeżeli nie dostaję kolejnych, bo uważam, że nie każdy format jest dla mnie. Często słyszę pytanie, czy rywalizuję z Pauliną Sykut. Oczywiście w jakimś stopniu rywalizujemy, ale zdrowa rywalizacja tylko mobilizuje.

Przyjaźnicie się?

Nie jesteśmy przyjaciółkami, nie spotykamy się na plotki przy kawie, ale traktujemy siebie z serdecznością. Zresztą kiedy do stacji przyszła Paulina, ja przecież zrobiłam już trochę rzeczy dla Polsatu. Prowadziłam festiwale, programy na żywo, też miałam swoje pięć minut i wierzę, że za chwilę przyjdzie kolejne.

Mam zresztą sprawdzoną taktykę: dobrze jest czasami robić mniejsze rzeczy, być z tyłu sceny, bo bycie na froncie przez cały czas, wcześniej czy później źle się kończy. Można się znudzić widzom i szefom. Za rok być może coś się zmieni i na przykład zatańczę?

Miałaś brać udział w "Tańcu z gwiazdami"?

Były takie rozmowy. Ale ja najlepiej czuję się w roli prowadzącej. A może po prostu musi przyjść dla mnie odpowiedni moment?

Twój mąż też pracuje dla Polsatu?

Mikołaj od lat współpracuje z Polsatem, ale ma zupełnie niezależną firmę producencką i dużo jego projektów nie jest związanych z telewizją. Dzięki temu, że oboje mamy nienormowany czas pracy, jakoś udaje nam się pogodzić obowiązki.

Ale chyba mało się widujecie?

Jest z tym bardzo różnie. Nasze życie prywatne często przeplata się z zawodowym. Nieraz pracujemy w weekendy, więc faktycznie trudno zaplanować wspólny urlop.

To mało komfortowa sytuacja.

Rzeczywiście taki tryb życia odbija się na czasie tylko dla siebie, którego aktualnie nie mam prawie w ogóle. Mimo wszystko spotykam się ze znajomymi, a kiedy już kogoś zapraszam, to nie podejmuję gości paluszkami, tylko staram się zrobić dobrą kolację.

A z mężem jadacie wspólne posiłki?

Bardzo rzadko nam się to udaje. Przyznaję, że brak wspólnego czasu trochę zaczyna nas martwić, ale mam nadzieję, że zyskamy więcej czasu tylko dla siebie, kiedy Marta będzie już większa.

To chyba grozi wam kryzys.

Nie chcę tworzyć wyidealizowanego obrazu rodziny, bo każdy doskonale wie, że w życiu są lepsze i gorsze momenty. My też mierzymy się z różnymi sytuacjami. Ale słowa "kryzys" nie uznajemy.

Wiele par przeżywa go po narodzinach dziecka. Miałaś tzw. baby bluesa?

Był moment, kiedy przestraszyłam się, że dopada mnie depresja poporodowa, przed którą ostrzegało mnie wiele koleżanek. Dotarło do mnie wtedy, że od teraz jestem odpowiedzialna za małego człowieka i to nie przez chwilę, tylko na zawsze.

Marta leżała koło mnie w wózeczku, a ja pomyślałam: "Przecież nie mogę teraz po prostu wrócić do świata, który wcześniej znałam". Odpowiedzialność za inne życie była naprawdę paraliżująca.

Jak się w tej sytuacji odnalazł twój mąż?

Mojego jednodniowego, a właściwie kilkugodzinnego baby bluesa szybko "wyleczył". Spojrzał na mnie i powiedział: "Urodziłaś zdrowe dziecko, jeśli chcesz się zamartwiać, to zaraz zabiorę cię do szpitala i pokażę, jak to wygląda na oddziale patologii noworodków!". Poskutkowało.

Mikołaj zresztą od samego początku zajmował się Martą. To on ją pierwszy kąpał, przewijał, nigdy nie unikał odpowiedzialności. Nie czułam, że wszystko spadło na mnie.

Czasem jednak mężczyzna czuje się odsunięty, gdy pojawia się dziecko.

Oczywiście niektóre rzeczy może robić wyłącznie matka. Mój mąż nie siedział ze mną w domu, tylko natychmiast wrócił do pracy. Uważam zresztą, że to nie rodzice muszą się nauczyć dziecka, tylko ono powinno się dostosować do trybu życia rodziców. My stosujemy tę zasadę i dzięki temu Marta tak fajnie się rozwija.

Tekst: Oskar Maya

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas