Co daje mi szczęście
Jak wychowuje dzieci i pielęgnuje związek? Co ją odpręża? Jak godzi obowiązki matki i rozchwytywanej aktorki? Maja zdradza swój przepis na życie.
Umówić się z nią na wywiad to nie lada wyczyn. Maja Ostaszewska to przecież jedna z najbardziej rozchwytywanych aktorek w naszym kraju. W "Przepisie na życie" wciela się w zabawną, rozhisteryzowaną Beatkę. Właśnie skończyła zdjęcia do filmu "Jack Strong" o pułkowniku Kuklińskim i już szykuje się do premiery kolejnego spektaklu na deskach ambitnego Nowego Teatru.
A do tego jest mamą, która każdą wolną chwilę poświęca dzieciom: czteroletniej Janince i sześcioletniemu Frankowi. W tym nawale obowiązków udało się jej jeszcze znaleźć czas, by nagrać audiobook popularnego kryminału "Śnieżka musi umrzeć". To właśnie podczas prezentacji tego projektu udaje nam się wreszcie spotkać i spokojnie porozmawiać. Maja, choć zmęczona, tryska humorem! I obiecuje, że zdradzi mi swój przepis na szczęście.
Jakoś nie pasuje mi pani do kryminałów. Jakie książki lubi pani czytać prywatnie?
Maja Ostaszewska: - Dobre! Muszę przyznać, że do tej pory rzadko czytałam kryminały, ale seria "Śnieżka musi umrzeć", którą teraz poznałam dzięki wydawnictwu Media Rodzina, niesamowicie mnie wciągnęła. I właściwie mogę teraz powiedzieć, że zatraciłam się w kryminałach. Okazuje się, że mogą być dobrze napisane, wciągające. I co najważniejsze - wielopłaszczyznowe, bo oprócz wątku kryminalnego, świetnie zresztą naszkicowanego, jest tu też fantastyczna analiza społeczeństwa małej miejscowości. Nietolerancyjnej, myślącej stereotypowo i schematycznie. Bardzo mnie to wszystko zaciekawiło.
Słucha pani czasem audiobooków?
- Jasne! Głównie w samochodzie. Kiedy mam chwilę w domu, wolę czytać w tradycyjnej formie. Bo jestem w pewnych sprawach bardzo staroświecka. Kocham książki. A nagrywając "Śnieżkę...", czułam, że to fajna sprawa, bo przynosi przecież wymierny pożytek. My Polacy niestety nie pochłaniamy literatury, a audiobooki mają szansę tę sytuację odmienić.
Słyszałam odmienne zdanie: że audiobooki rozleniwiają nas i zniechęcają do tego, by sięgać po papierowe oryginały.
- To wcale tak nie jest, że audiobooki zabierają przestrzeń książkom. Przeciwnie, one promują literaturę. Mnóstwo moich znajomych słucha audiobooków np. kiedy stoją w korkach, kiedy gotują obiad, czy podczas dłuższej podróży. Mam też sygnały od osób słabowidzących, że dla nich taka nagrana książka jest fenomenalnym rozwiązaniem.
Dzieci pewnie lubią, gdy im pani czyta.
- One uwielbiają słuchać! Ostatnio czytałam im "Pinokia". Znalazłam też serię dla dzieci nawiązującą do duchowości wschodniej. Jest na przykład opowiadanie o Zenku, które odnosi się do filozofii Zen. Ten temat jest mi szalenie bliski. Fajnie, że mogę podzielić się takimi przemyśleniami z moimi maluchami.
Mają już swoje ulubione książki?
- Janinka lubi "Kubusia Puchatka" z serii Disneya. Franio przepada za przygodami słonia Elmera. Niedawno czytałam obojgu "Małego księcia".
Jaką jest pani mamą? Czego pani uczy swoje dzieci?
- Na razie chcę przede wszystkim dać im nieograniczoną miłość, akceptację i siłę. Chcę też, żeby wiedzieli, że nie są jedyni na świecie, żeby umieli się dzielić i myśleć o innych. Bardzo by mi się marzyło wychować Frania i Janinkę na mądrych i empatycznych ludzi. Moim zdaniem są wspaniali z natury, wierzę więc, że nie będzie to specjalnie trudne wyzwanie (śmiech).
Ma pani swój patent na pogodzenie obowiązków mamy i aktorki?
- To trudne, ale prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie innego życia. Oczywiście są takie chwile, kiedy jestem bardzo zmęczona. Wiem, że niektóre koleżanki mają więcej czasu na masaż, kosmetyczkę i chwile dla siebie. Ale dla mnie nie ma nic cudowniejszego niż rodzinny wieczór, kiedy kładę dzieci do snu i rozmawiamy o minionym dniu. Moja rodzina, moje dzieci to najwspanialsze doświadczenie życia. Nawet nie zastanawiam się za dużo nad tym, czy macierzyństwo jest trudne.
Jest pani dobrze zorganizowana?
- Muszę być! (śmiech). Na szczęście łatwo osiągam stan skupienia. Dzięki temu umiem godzić różne obszary życia. Szybko też relaksuję się i rozluźniam. To bardzo pomaga zwłaszcza, jeśli prowadzi się intensywny tryb życia.
Co sprawia pani szczególną przyjemność?
- Jestem mamą dwójki małych dzieci. Myślę więc, że każda mama zrozumie to, co powiem. Dla mnie relaksem jest wyspanie się albo chwila w wannie z lampką wina. To są momenty najbardziej odprężające. Najwyższa wręcz forma relaksu! (śmiech). A przy ładnej pogodzie przyjemność sprawia mi zwykły spacer z całą rodziną. Uwielbiam to.
Kiedy wybiera się pani na wakacje?
- Oj, nieprędko. Bardzo intensywnie teraz pracuję. Dopiero skończyłam nagrywać zdjęcia do filmu "Jack Strong" o Ryszardzie Kuklińskim. Główną rolę gra Marcin Dorociński, ja wcielam się w jego żonę. Już w maju mam premierę spektaklu w Teatrze Nowym Krzysztofa Warlikowskiego. I pracujemy nad nią naprawdę pełną parą. Weekend majowy mieliśmy wolny, by trochę nabrać sił. Teraz znów ruszamy na pełnych obrotach.
- Na początku lipca będziemy występować na festiwalu Open’er, a potem pojedziemy ze spektaklem do Awinionu. Pomiędzy tym nawałem pracy będę starała się gdzieś odpoczywać z dziećmi. Zapomniałabym, przecież będzie jeszcze kolejna transza "Przepisu na życie". Zdjęcia ruszają pod koniec maja. Jak widzicie, na brak pracy narzekać nie mogę.
Beatka z "Przepisu na życie" jest przekomiczna! Ta postać to dla pani sposób na oderwanie się od trudnych ról? Gra pani przecież u Krzysztofa Warlikowskiego, a ostatnio miała pani dramatyczną rolę u Małgorzaty Szumowskiej w filmie "W imię...".
- Coś w tym jest. Takie mieszanie gatunków jest zdrowe i odświeżające. I cudowne jest to, że zawód aktora może być tak bardzo różnorodny, wcielamy się w różne postaci. A rola Beatki jest wyjątkowo wdzięczna. W końcu w realnym życiu nie cały czas doświadczamy kultury wysokiej.
Justyna Kasprzak
SHOW 11/2013