Doda: To będzie rok zmian
Doda wydoroślała. W szczerej rozmowie mówi o planach na przyszłość, nowej płycie i Eurowizji. Tłumaczy, dlaczego ukrywa chłopaka i zdradza ślubne plany!
Justyna Kasprzak: To prawda, że jedziesz na Eurowizję?
Doda: - Decyzja jeszcze nie zapadła. Nigdy mnie nie ciągnęło i nie ciągnie na Eurowizję. Zdecydowałabym się tylko i wyłącznie dla moich fanów, bo czuję i wiem, że cała Europa zakochałaby się w naszym show, a nasz kraj na to zasługuje. Zagraniczne media zaczęły pisać o moim występie jeszcze przed preselekcjami, więc na miejscu byłoby już istne szaleństwo (śmiech).
Jeśli pojedziesz, cały świat pozna twój nowy singiel "Riotka".
- Już poznał! Ta piosenka ma już milion odsłon na YouTube, a kilka godzin po premierze była na drugim miejscu listy iTunes. Moi fani są niesamowici! Sama wymyśliłam nazwę "Riotka". Jestem osobą słowotwórczą. Kiedyś wymyśliłam określenie "dżaga". Pamiętam, że ówczesny dyrektor mojej firmy fonograficznej zaprosił mnie na spotkanie i powiedział, że to jest kompletnie bezsensowne słowo i lepiej, żeby "dżagę" zamienić na modne wówczas słowo "foka". Uparłam się i później weszło to do młodzieżowego slangu. Nie wiem, czy będzie tak też tym razem.
- Ale "Riotka" idealnie odzwierciedla moją osobowość. "Riot" to bunt, ja jestem buntowniczką. Produkcją utworu zajęli szwedzcy producenci, a ja jako współautorka warstwy lirycznej mogę powiedzieć, że tekst traktuje o umiejętności podchodzenia do relacji z dystansem i przymrużeniem oka. W końcu nauczyłam się tego po trzydziestce.
Czujesz, że się zmieniłaś?
- Jestem dziś zupełnie inną osobą! Tak się mówi się, że trzydziestka to przełomowy moment w życiu kobiety i coś w tym jest. Kiedy porównuję siebie sprzed kilku lat i teraz, cieszę się, że tak ewoluowała.
Co konkretnie masz na myśli?
- Słucham ludzi, akceptuję ich słabości i ułomności. Potrafię patrzeć na wiele rzeczy z humorem. Pracuję nad sobą. Kiedyś mawiałam "My way or no way" (ang. "będzie tak, jak ja chcę, albo wcale" - przyp. red.). Teraz staram się opanowywać swoje furie i temperament. Po prostu zrozumiałam, że nie chcę być źródłem przykrości, tylko radości. Sama siebie też już nie wyniszczam. Teraz żyję lepiej.
A jeśli już zdarzają ci się wybuchy, to w jakich sytuacjach?
- Każdych! Jestem perfekcjonistką. Dużo wymagam od innych. Nie znoszę głupoty, ludzi, którzy są niedokładni, którzy nie słuchają. Nienawidzę, gdy ktoś psuje to, na co sama pracuję od trzynastego roku życia.
Kiedy ukaże się twoja nowa płyta?
- Wyjdzie przed wakacjami. Oprócz teledysku, który wydałam w sylwestrową noc, robimy dużą promocję. Tuż przed wydaniem krążka wypuszczę jeszcze jeden niesamowity singiel i wyruszę w trasę koncertową. Chciałabym ją oprzeć na nowej płycie, nowym wizerunku i nowym stylu. To będzie Riotka, taka Brigitte Bardot w niegrzecznym wydaniu. Lubię robić show i moje koncerty zawsze są spektakularne. Ostatnia trasa, w której pojawił się motyw kolorowej egzotycznej wyspy Dodogaskar, rozkochała w sobie wszystkich fanów. Nigdy nie dostałam tylu listów pochwalnych od burmistrzów miast, w których grałam koncerty. Zaowocowało to moim pierwszym DVD koncertowym, które w zestawieniu sprzedaży wszystkich płyt DVD w Polsce roku 2014 zajęło pierwsze miejsce.
Pamiętam, jak mówiłaś, że poprzednią płytą nie mogłaś się cieszyć. Byłaś wtedy skupiona na wspieraniu swojego ciężko chorego narzeczonego.
- Teraz będzie inaczej. Przez ostatni rok po raz pierwszy w życiu mogłam cieszyć się statusem osoby wolnej. Wcześniej, od trzynastego roku życia, zawsze byłam z kimś w związku. Myślałam, że nie umiem żyć bez pary. Okazało się, że nie tylko mogę, ale nawet powinnam. Przez ten czas bardzo się uspokoiłam. Teraz nie wchodzę w związek, bo się boję samotności, tylko dlatego, że chcę. Bycie z kimś jest dziś dla mnie kwestią wyboru, a nie koniecznością. Żeby być szczęśliwym z kimś, trzeba najpierw nauczyć się być szczęśliwym ze sobą.
Jesteś dobrą bizneswoman?
- Tak, mam smykałkę do interesów po mojej matce, która twardo stąpa po ziemi. Z kolei po ojcu mam dużą kreatywność, brawurę i szalone podejście do życia. Dzięki temu miksowi potrafię z fantazją podchodzić do swojej pracy, ale też wiedzieć, kiedy się zatrzymać, żeby nie popłynąć w kasynie (śmiech). Nie, żartuję, nie chodzę tam, bo nie lubię bez sensu wydawać pieniędzy. Bywały czasy, kiedy wydawałam setki tysięcy na ubrania. Dziś nie popełniam tych błędów.
Sama zajmujesz się swoimi finansami?
- Różnie. Ale najbardziej ufam sama sobie.
Inwestujesz?
- Też.
Nieruchomości?
- Posiadam. Nie chcę myśleć o tym, co będzie, kiedy już nie będę śpiewać. To zawsze boli, bo jestem artystką i chciałabym zawsze robić to, co kocham. Ale oczywiście gdzieś z tyłu głowy jest ta świadomość, że muszę mieć zabezpieczenie.
Masz plan B?
- Nie. Wyobraź sobie mnie w jakiejś innej pracy! No, błagam! Ostatnio sobie wyobraziłam, że mogłabym coś robić równolegle. Ale robić coś zamiast śpiewania? Nigdy. Myślę, że bym się zamknęła w sobie, zgniła od wewnątrz, a następnie zostałabym plamą na ścianie. Oczywiście różową.
Po tym, jak osiągnęłaś sukces, również finansowy, pojawiły się wokół ciebie hieny?
- Z nich jest utkany show-biznes. Takich osób jest mnóstwo, ale one się pojawiają nie tylko przy sukcesie. One krążą. Musi przyjść taki moment, żeby się zachłysnąć tymi znajomościami i fałszywymi słowami, które łechcą próżność, ale potem przejrzeć na oczy. Bo życie szybko to weryfikuje. Trzeba wyciągać wnioski. Mądre jednostki potrafią to zrobić, a głupie popełniają ciągle te same błędy. Ja jestem dziś mniej ufna, ale dzięki temu mogę się poszczycić tym, że jestem spokojniejsza. Nie przyjaźnię się z ludźmi z show-biznesu. Oczywiście się od nich nie odcinam, bo to przecież praca, ale moi przyjaciele pochodzą z innych środowisk.
A co z miłością? Zdarzyło ci się wątpić w szczerość uczuć?
- Wielokrotnie! Wątpiłam, ale też miałam ku temu powody. Oczywiście, jak każdy artysta bywam przewrażliwiona. Siedzę, przeżywam, chodzę po ścianie, przeżywam dramat w czterech aktach. Narastająca frustracja miesza się z histerycznym śmiechem i płaczem. Wtedy piszę teksty. I cierpię, że nikt mnie nie rozumie. Totalna psychodelia (śmiech). Ale potrafię na siebie patrzeć z boku i śmiać się z tego. Nie uważam się za osobę twardo stąpającą po ziemi i normalną, jakich jest wiele. Jeżeli zawsze starasz się być zwyczajny, nigdy nie dowiesz jak niesamowity możesz być. Raczej można powiedzieć, że jestem delikatnie zwichrowana, ale dzięki temu mogę robić dobrze to, co robię na scenie. Kiedyś próbowałam być normalna - to było najgorsze 15 sekund w moim życiu.
Jak uwieść Dodę?
- Dużą pewnością siebie, dystansem, poczuciem humoru, mądrością życiową i konsekwencją.
Wychodzisz czasem z inicjatywą?
- Nie. Kobiecie powinno zależeć, ale starać się musi mężczyzna.
Zdarzyło ci się kiedykolwiek poderwać faceta?
- Tak, ale tylko po to, żeby zaraz go rzucić.
Najgorsza randka w życiu?
- Kiedy mi chłopak dosypał czegoś do drinka. Nigdy tego nie zapomnę. Byłam wtedy młodą dziewczyną. Nagle na imprezie zaczęłam opadać z sił. Zrozumiałam, że coś jest nie tak. Pobiegłam do ubikacji i włożyłam głowę pod zlew. Zdałam sobie sprawę z tego, że muszę jechać do domu. Uciekłam, a potem przespałam dwie doby. Ten chłopak najnormalniej w świecie chciał mnie zbałamucić.
Najlepszy komplement, jaki w życiu usłyszałaś?
- Że jestem nie z tej planety.
Dlaczego nie chcesz mówić o swoim nowym chłopaku?
- No bo jakże musiałabym być głupia, żeby po raz kolejny powielać ten sam błąd i nie wyciągnąć żadnych wniosków? Gdybym to zrobiła, sama musiałabym sobie przyznać dyplom największej idiotki 2015 roku!
Chciałabyś jeszcze wyjść za mąż?
- Jak najbardziej. Jako młoda dziewczyna żartowałam z mamą, że z moim temperamentem to może ustatkuję się przy szóstym mężu. Nie chciałabym oczywiście pięciokrotnie wychodzić z traum rozwodu. Bo umówmy się, rozwody nie są przyjemne, jeśli się kogoś kocha. Natomiast nie uprzedzam się, nie jestem osobą, która ma traumę w związku z tym, że przeżyła nieudane małżeństwo. Cieszę się na kolejne. Nie mogę się go doczekać!
Więc gdyby teraz twój mężczyzna padł na kolana i poprosił cię o rękę?
- Nie mówię nie... Ale kto wie?
Stosunek do macierzyństwa?
- Niezmienny. Wychodzę z założenia, że póki co, dziecko nie jest dla mnie. Jeżeli bym miała zaplanować kolejne lata, to chciałabym najpierw wyjść za mąż i parę lat pożyć w zgodnym małżeństwie. W niezgodnym też, bo wtedy chciałabym zobaczyć, jak się te nasze perturbacje potoczą. I dopiero potem ewentualnie zdecydować się na macierzyństwo. Powoływanie kogokolwiek na świat nie powinno wychodzić z pobudek czysto egoistycznych. Jeśli więc ktoś się na to decyduje, to jest to poświęcenie. Bo musisz dziecku poświęcić swój czas. Ja nie jestem fanką podejścia pod tytułem: "Dobra, urodzę dziecko i spadam na rok w trasę. Zadzwonię zapytać, jak tam ząbkowanie". No nie! Jeśli już się na to decydujesz, to trzeba poświęcić dziecku maksimum czasu i energii. Nie mogę też czuć, że dziecko coś mi zabrało. A nie będę tego czuć, dopiero wtedy, kiedy będę na to w pełni zdecydowana i przeżyję to, co mam przeżyć.
Idealny ślub?
- Kiedyś wychodziłam z założenia, że jak ślub, to na bogato - Las Vegas, koncerty, pióra w pupie i panna młoda sfruwająca z sufitu przed ołtarz. Teraz myślę, że wolałabym kameralnie. Bo można być pośród tysięcy ludzi i być samotnym, i można być samemu i czuć się świetnie. Najważniejsza wiedza w życiu to umiejętność posiadania wokół siebie ludzi, którzy są wartościowi, których nie jest za dużo, ale przy których czujesz się dobrze. A nie setki klakierów i zakrzykiwaczy twoich złych emocji i pustki emocjonalnej. Platon mawiał: "Ten, co ma wielu przyjaciół, nie ma żadnego". Zgadzam się z tym.
Największy zawód?
- Były ich miliony! Wszystkie książki na mój temat napisane przez ludzi, których kiedyś kochałam, którym kiedyś wierzyłam i z którymi spędziłam mnóstwo fajnych chwil, a później przeczytałam o sobie jakieś bzdury. Jestem chyba najczęściej występującą współcześnie postacią literacką! Pojawiam się na półkach księgarni regularnie. Potrafię się z tego śmiać, ale jakby tak usiąść i się nad tym zastanowić, to jest to dosyć przykre. Jeśli natomiast chodzi o ludzi, z którymi nie mam żadnych emocjonalnych więzi, jest to nagminne. Na przykład mój były niedoszły menedżer podpisał umowę na moją autobiografię za moimi plecami.
- Wydawnictwo przelało mu 160 tysięcy złotych zaliczki i napisało do mnie za parę miesięcy, żebym oddała pierwszy rozdział książki, o której nie wiedziałam. Stwierdziłam, że nic nie wiem o tej sprawie. Odpowiedzieli, że wobec tego mam im oddać zaliczkę. Jej też nigdy na oczy nie widziałam. Sytuacja dosyć patowa - sprawa jest teraz w sądzie. Albo oddam im zaliczkę, albo napiszę autobiografię taką, jaką oni chcą. Menedżera nie da się pociągnąć do odpowiedzialności - to osoba, która tego typu przekręty robi nagminnie. Umie zachachmęcić. Muszę się więc bronić w sądzie. Doszło do takiego absurdu, że osoba niewinna musi udowodnić swoją niewinność, zamiast udowodnić winę winnemu.
Teraz sądzisz się też z Agnieszką Szulim. To prawda, że chcesz iść na ugodę?
- Ona kłamie. Wszystko co mówi, jest nieprawdą. Kompletna bzdura.
Żałujesz czegoś, co zrobiłaś lub powiedziałaś?
- Nie, nawet jeśli za swoje wypowiedzi słono zapłaciłam. I to dosłownie. Uważam się za osobę totalnie niezależną, charakterną, a przede wszystkim honorową.
Miałaś kiedyś kompleksy?
- Nigdy. A kiedy już mi się coś w sobie nie spodobało, szybko to zmieniałam. Namiętnie czytam pisma naukowe. Ostatnio przeczytałam, że tylko trzy procent kobiet nie ma kompleksów. Byłam w ciężkim szoku! Jestem narcyzem i mówię to szczerze i otwarcie. Być może to jest przegięcie w drugą stronę, bo przecież nie jestem miss świata, ale się za taką uważam! Patrzę w lustro i nie mogę wyjść z podziwu. Owszem, czasem wyglądam trochę gorzej, kiedy się obudzę na kacu. Ale myślę sobie wtedy, że gdy jestem spuchnięta, to jakoś tak młodziej wyglądam. Zawsze widzę plusy.
Taka pewność siebie to kwestia wychowania?
- Zdecydowanie. Bo jeżeli dziesięć razy dziennie słyszysz od matki i ojca, że jesteś najpiękniejsza, najwspanialsza i najmądrzejsza, a jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to gada głupoty, zaczynasz w to wierzyć. Z jednej strony można pomyśleć, że to tragiczne wychowanie. Ale z drugiej strony, wychowując dziecko w taki sposób, wypuszczasz w świat młodego człowieka o dużym poczuciu własnej wartości, który wierzy, że świat należy do niego. Co w tym złego? I tak wszyscy dookoła sukcesywnie będą chcieli twoje poczucie wartości zmniejszyć, więc lepiej wychodzić z najwyższego pułapu (śmiech).
Lubisz konkurencję?
- Bardzo! Ona mnie nakręca. Startując w biegu, musisz czuć czyjś oddech na plecach. Tak samo jest z karierą. Codziennie rano wypatruję, kto się pojawił na rynku, by móc go prześcignąć. Im więcej nowych twarzy, tym dla mnie lepiej, bo mogę się rozwijać i prześcigać nie samą siebie, tylko wreszcie innych.