Dorota Kamińska: Ciekawi mnie,co jest za rogiem
Aktorstwo to jej wielka pasja, ale nie jedyna. Poza nią ma też inne, które szczęśliwie dzieli z ukochanym mężczyzną.
Kiedy półtora roku temu dołączyła do obsady serialu "Klan", nie sądziła, że zostanie nową partnerką dr. Lubicza. - Wiga już nieźle namieszała w jego życiu. I fajnie! Niech miesza dalej! - śmieje się aktorka. Pani Dorota pojawia się też w "Barwach szczęścia" i gra w trzech spektaklach w Teatrze Kamienica, należącym do jej brata - Emiliana.
Ewa Anna Baryłkiewicz: Jest pani znaną aktorką, ale chyba... antygwiazdą? Nie lansuje się, prawie nie bywa...
Dorota Kamińska: - Kiedyś częściej chodziłam na imprezy: miałam więcej wolnego czasu, byłam sama, więc szłam, by "się rozerwać". Teraz chadzam na prywatne bankiety czy kolacje. Wolę zostać w domu i zajmować się tym, co sprawia mi frajdę.
Na przykład czym?
- Wolę poczytać dobrą książkę, posłuchać muzyki, wyjść do kina, teatru czy z psem na spacer, obejrzeć coś w telewizji lub na DVD. Najchętniej wybieram dobry film fabularny albo dokumentalny. Radość sprawiają mi też wszelkie roboty domowe. Uwielbiam gotować. Za polską kuchnią nie przepadam, bo jest za tłusta, wolę włoską. Wymyślam dania, które robi się "w pięć minut" i od razu podaje na stół. Rzadko stosuję się do przepisów, a nawet jeśli, to znacząco je modyfikuję, zgodnie ze swoim smakiem. Odpręża mnie też zajmowanie się ogrodem i... robótkami ręcznymi. Od lat szydełkuję duże serwety na stół. Są złożone z wielu małych części, więc długo je robię. No i kilka takich serwet już mam!
Dzierganie? O to bym Pani nie posądziła. Ono wymaga skupienia, a panią aż roznosi!
- Fakt! (śmiech) Ale gdy oczy mam zajęte oglądaniem czegoś, to przecież ręce nie mogą być w tym czasie bezrobotne. Czas trzeba wykorzystywać racjonalnie, bo szybko płynie.
Termin "słodkie lenistwo" naprawdę jest pani obcy?
- Całkowicie! Cały czas muszę mieć coś do roboty, inaczej źle się czuję. Nawet na wakacjach! Nie cierpię leżeć na plaży, wolę łazić, zwiedzać okolicę. Usiąść gdzieś, żeby wypić kawę czy lampkę dobrego wina? Z wielką ochotą! Ale spędzić pół dnia w knajpie albo na leżaku przed hotelowym basenem? Mowy nie ma! Jest tyle miejsc wartych oglądania. Uwielbiam podróżować po świecie. Jeśli tylko mam czas, od razu pakuję walizki. Zakochałam się w Azji - jest taka oryginalna i bogata kulturowo - mam więc nadzieję, że niedługo znów ją odwiedzę. Chociaż... urlopy najczęściej spędzamy z Piotrem na Mazurach, żeglując.
Pani chyba jest typem, który lubi uczyć się nowych rzeczy, otwierać kolejne "furtki"?
- O, bardzo! Jestem zodiakalnym Bliźniakiem, więc z natury ciekawi mnie wszystko, co można złapać, podejrzeć, spróbować. Kiedy zwiedzam jakieś miejsce, nie skupiam się na "turystycznych" zabytkach - chociaż je też, oczywiście, chcę zobaczyć! - ale zbaczam z drogi, żeby wejść w jakąś wąską tajemniczą uliczkę lub zajrzeć za nie do końca domkniętą bramę. Kiedyś dużo podróżowałam z teatrem i na przykład na Tajwanie odkryłam w ten sposób bazar pod wieżowcem w centrum miasta. W jednej z drewnianych bud był tam barek dla handlarzy. Siadłam przy tanim stoliku z niepomalowanego drewna, zamówiłam coś i... było to najlepsze chińskie jedzenie, jakie jadłam w życiu! (śmiech) Warto być wścibskim, ale tylko w tego typu sytuacjach. Nigdy nie wtykam nosa w prywatne życie innych ludzi. Mnie w ogóle nie interesuje, kto z kim śpi, jak żyje, ile i czego ma. Z moimi przyjaciółkami nie poruszamy takich tematów. Nie biegamy też razem do fryzjera i krawcowej. Ale jak mamy poważny problem, to wiemy, że możemy na sobie polegać. Zaprzyjaźnione ze mną kobiety to mądre fajne osoby.
A można mądrze pogadać w SPA albo po babskich zakupach?
- Dawno nie byłam w żadnym SPA, albo jeszcze dawniej. Może to i dobry pomysł? Tylko że kilkugodzinne leżenie i poddawanie się zabiegom kłóci się z moim temperamentem. Już po kwadransie mi się nudzi, i chcę zwiewać. (śmiech). A wspólne zakupy? Nie znoszę. Nie lubię rozmawiać o tym, co modne, jak uszyte, itd. Modzie poświęcam niewiele czasu. Wstaję rano i biorę coś z szafy. Pasuje, to zakładam. I koniec. Zakupy też tak robię. Męczy mnie przymierzanie dziesiątek rzeczy. Wchodzę do sklepu, rozglądam się i najczęściej od razu wiem, czy będę dobrze w czymś wyglądać. Kupuję i wychodzę.
Czyli to są raczej męskie zakupy?
- Wydaje mi się, że mam w sobie sporo testosteronu. Bo, rzeczywiście, w pewnych sytuacjach wykazuję nieco męskie zachowania - szybkie decyzje są dla mnie dość charakterystyczne.
I chyba nie boi się pani męskich prac?
- Absolutnie! Lubię to! Wbić gwóźdź? Proszę bardzo! Poprawić kran, zamocować żyrandol czy półkę? Ależ proszę uprzejmie! W tej chwili, na szczęście, mam w domu mężczyznę, który - w razie potrzeby - zajmuje się takimi rzeczami, więc nie muszę już niczego robić, ale potrafię.p
Spotkała go pani, będąc dojrzałą kobietą. Czy Pani wie, jak doda tym otuchy innym?!
- Nigdy nie wiadomo, kto stoi za rogiem. W każdym wieku można sobie życie ułożyć na nowo i spotkać kogoś wartościowego. Z tym że nie wolno szukać na siłę, bo im bardziej się staramy, tym mniej z tego wychodzi. Zanim poznałam Piotra, 10 lat byłam sama. To był trudny czas, doskwierała mi samotność, ale nie szukałam związku za wszelką cenę. Zaufałam losowi i zdałam się na niego. Z obecnej perspektywy widzę, że ten okres samotności był mi potrzebny - zbudował mnie, wzmocnił. Miewałam różne życiowe zakręty i bardzo trudne momenty. Czasem wydawało mi się, że już nic dobrego mnie nie spotka, że stoję przy ścianie i ani w lewo, ani w prawo. A jednak jakimś sposobem udawało mi się w końcu odbić! I szłam dalej. Dlatego teraz jestem dość silna. Na szczęście, mam partnera, który świetnie daje sobie z tym radę. Jesteśmy razem od 12 lat. I jest nam, po prostu, dobrze...
To może powiedzą sobie państwo "tak"? Chyba, że już padło...
- (śmiech) Nie! I nie zanosi się. Może gdybyśmy mieli wspólne dzieci albo wielkie majątki, które chcielibyśmy połączyć, miałoby to sens? Nie uważam, żeby ślub był potrzebny do zbudowania dobrego związku. Jeśli ludzie chcą być razem, to będą, niezależnie od tego, jakie trudności przyjdzie im pokonać. My szybko odkryliśmy, że mamy takie same marzenia i cele. I po pięciu dniach znajomości zamieszkaliśmy razem. Tak! We wtorek się poznaliśmy, a w niedzielę już urządzaliśmy wspólny dom. Ja naprawdę lubię szybkie decyzje, mówiłam pani! (śmiech)