Grażyna Długołęcka: Ta rola złamała jej życie
Przed laty zagrała w filmie, który miał jej przynieść wielką sławę. I tak się stało, choć nie o taki sukces jej chodziło. Została bowiem skandalistką.
Gdy w 1975 roku Grażyna Długołęcka, absolwentka łódzkiej filmówki, dostała propozycję od Waleriana Borowczyka, by zagrać w jego filmie, czuła, że los się do niej uśmiechnął. Nie zraził jej scenariusz, który reżyser chciał przenieść na ekran. Była to skandalizująca powieść "Dzieje grzechu" Stefana Żeromskiego.
Nikogo nie dziwiło, że kontrowersyjny filmowiec sięgnął po tę powieść, lubował się bowiem w wyrafinowanej erotyce, ocierającej się o pornografię. Zaproponował młodziutkiej aktorce główną rolę Ewy Pobratyńskiej, a ta się zgodziła.
Po latach wspominała kręcenie filmu jako koszmar, a reżysera określała mianem psychopatycznego erotomana. Starał się, by na planie świeciła golizną nawet wtedy, gdy nie było to uzasadnione. - Borowczyk z niebywałą złością sączył mi w ucho wulgarne słowa, straszył mnie i obrażał - wspominała. Film przypłaciła zdrowiem.
- Zaczynając go, byłam czystą, młodą dziewczyną z tysiącami kompleksów, a kończąc - wystraszonym strzępem. Schudłam czternaście kilogramów. Wychowana przez siostry urszulanki przeżywałam osobisty dramat - opowiadała po latach.
Grażyna Długołęcka stała się sławna, gdy film wszedł do kin, ale w negatywnym sensie. Okrzyknięto ją "aktorką wyklętą" z czego najbardziej cieszył się skonfliktowany z nią reżyser. Oburzeni widzowie wieszali jej na drzwiach majtki. Matkę aktorki wezwał do siebie kurator, który przyznał w prywatnej rozmowie, że co prawda obejrzał dzieło 10 razy, ale jako urzędnik ma obowiązek zapytać, "jak mogła tak wychować dziecko, że taka rolę zagrała".
Długołęcką dotknął też bojkot środowiska aktorskiego, a film został zmiażdżony przez krytyków. Jednak niepomna tego PRL-owska publiczność waliła do kin. Był to bowiem wyłom w purytańskiej kinematografii socjalistycznej. Dzieło Borowczyka obejrzało 8 mln ludzi, a o prawa do emisji wystąpiło aż 200 stacji telewizyjnych.
Na festiwalu w Cannes przyznano Długołęckiej wyróżnienie. Nie odebrała go, bo nie wydano jej paszportu. Wkrótce wraz z mężem opuściła Polskę. Czuła, że kariery aktorskiej w PRL-u już nie zrobi. Ale udało jej się to w Szwecji, gdzie mieszka i gra z powodzeniem po dziś dzień.