Irena Santor: Spieszmy się kochać

Pod koniec listopada pożegnała ukochanego, z którym spędziła 25 lat życia. – Ksiądz Twardowski radził: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. I to są najpiękniejsze słowa, jakie napisał – mówi piosenkarka Irena Santor.

Irena Santor nie zawsze marzyła o karierze artystki
Irena Santor nie zawsze marzyła o karierze artystkiMichał WarginEast News

W dzieciństwie chciała być pani zakonnicą. Dlaczego? 

Irena Santor: - To prawda. Mieliśmy w domu obraz św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Patrzyłam na niego codziennie wieczorem, kładąc się spać. Teresa w tych kwiatach była piękna i ja też chciałam taka być. Ale za wysokie klasztorne progi na moje nogi. Bo ja byłam urwisem. 

Poznała pani w życiu, co to bieda. To dawało pani siłę do walki o marzenia?

- Nigdy nie byłam bogata. Mam sporo lat i obserwuję, że biedniejsi mają powody, ambicje, żeby z niedostatku wyjść w świat. Choć myślę, że teraz nie jest tak łatwo, jakby się wydawało. Dzisiaj dużo zależy od pieniędzy, bo szkoła kosztuje i utrzymanie w mieście też. A za moich czasów był prosty świat, wszyscy klepaliśmy biedę. Otaczali mnie ludzie, którzy chcieli sobie wzajemnie pomagać. Spotkałam na swojej drodze wiele dobrych osób. 

Stanisława Santora poznała pani w zespole Mazowsze. Rozstaliście się po 19 latach, do dziś mówi pani o nim dobrze. 

- Nigdy nie powiem źle, bo to był piękny czas, kiedy byliśmy ze Stasiem. Z powodów uczuciowych i zawodowych. To od niego uczyłam się muzyki, chodziłam oczywiście do szkoły, ale jej można uczyć się na wiele sposobów. Staś był znakomitym skrzypkiem, utalentowanym, perfekcyjnie wykształconym. Mogę powiedzieć, że tak naprawdę wielkiej muzyki, wyobraźni nauczyłam się od niego.

Ze Zbigniewem Korpolewskim, który odszedł niedawno, byliście państwo razem 25 lat. Jaka jest recepta na miłość do końca?

- Nie ma recepty. Ludzie łączą się w pary z różnych powodów. Na ogół za miłość uważa się oczarowanie. Niestety, kobiety zbyt często każde wyznanie mężczyzny biorą za prawdziwe, a wcale tak nie jest. Potem tak łatwo rozwodzimy się. Jest ból, żal, ja mu całą siebie dałam, a on mnie zostawił. Nie spieszmy się tak, sprawdźmy, czy to tylko zauroczenie, czy będzie nam dobrze ze sobą. Nauczmy się, że życie z kimś to nie jest ciągła euforia, a bycie ze sobą każdego dnia, także tego bardzo trudnego. Nie bądźmy zbyt naiwne.

Pani była naiwna?

Byłam, ale uczyłam się. Bardzo zakochałam się w Zbyszku i kochałam go ogromnie do końca. Ale to nie znaczy, że nie pojawiły się spięcia. Miłość to proces, umiejętność bycia razem, znajdywania kompromisów. Polegania na sobie. 

Wiele pani przeszła, została sierotą, chorowała na gruźlicę, przeżyła wypadek samochodowy, zmagała z chorobą nowotworową. Nie pytała pani czasem: "Boże, za co"?

- Wadziłam się wiele razy z Panem Bogiem, że mnie tak doświadczył. Ale potem odwracałam wzrok i widziałam, że inni przeżyli to samo. Czy zna pani człowieka, który nie chorował, nie miał żadnych kłopotów?

Powiedziała pani kiedyś: "Od czasu choroby cenię czas potrójnie". 

- Dawno temu zdarzało się, że marnowałam czas. Potrafiłam być leniwą, zatopić się w niebycie i rozmyślać. Po latach przychodzi refleksja, że mogłam jeszcze to i tamto, ale jest już za późno. Życie to mgnienie oka, wykorzystaj je, rozwijaj się! To się wie po chorobie, ona bardzo ustawia do pionu. Uświadamia nam, że nie wiemy, ile czasu mamy do wykorzystania. Dziś nie marnuję już nawet godziny.

Irena Santor sporo w życiu przeszła
Irena Santor sporo w życiu przeszłaPaweł PoleckiEast News

A gdy przychodzi taki dzień, że trudno wstać  z łóżka, że boli? 

- Wtedy pytam Boga: "Dlaczego dałeś mi jeszcze jeden dzień, w którym mogłabym komuś się przysłużyć, ale nie dałeś siły, dobrego samopoczucia?!". To są upiorne momenty. Nie jestem lekomanką, unikam proszków przeciwbólowych, ale uciekam się wtedy do ziołowej pigułeczki, poprawiającej mi nastrój. 

Czy jest coś, czego pani żałuje w życiu?

- Nie. Nawet jeżeli w nerwach zachowałam się paskudnie, to też nie żałuję. Bo często okazywało się potem, że to był punkt zwrotny, po którym doszłam do wniosku, że inni mieli rację, a nie ja. Wtedy potrafię przeprosić i przepraszałam, bo uważam, że taka bezkarność, gdybym nie przeprosiła, to jest grzech. Ksiądz Jan Twardowski mówił: "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". I to są najpiękniejsze słowa, jakie napisał. Taka jest właściwie droga, którą powinniśmy iść. Cieszmy się dobrem, za zło przepraszajmy. 

Boi się pani śmierci? 

- Nie wiem. Nie umiem jeszcze śmierci zrozumieć. Podziwiam ludzi głęboko wierzących. Ja mam wątpliwości. Może to jest powód, że jestem tak przywiązana do życia, do świata.

A gdyby mogła pani czegoś jeszcze chcieć, co by to było?

- To tylko, żeby moje życie mogło trwać 120 lat! Ale pod warunkiem, że byłabym sprawna.                                  

Iwona Spee

Ludzie i wiara
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas