Izabela Zeiske: Staram się przesyłać życzliwe fluidy. Może dzięki temu komuś będzie lepiej

Nikt nie pozostaje mi obojętny, o każdym myślę z życzliwością. Staram się przesyłać życzliwe fluidy, bo wierzę, że dzięki nim tej osobie może będzie lepiej, coś się uda, powiedzie - ze szczerością wyznaje Izabela Zeiske, gwiazda programu Gogglebox, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską dla Interia.pl.

Izabela i Joachim Zeiske
Izabela i Joachim ZeiskeJerzy Dudek/Dzien Dobry TVN/East NewsEast News

Agnieszką Grün-Kierzkowska: Może zaczniemy od miłości do zwierząt, przyznam, że temat jest mi bliski... Widziałam u ciebie w social mediach post wspominający twojego pierwszego psa. Zauważyłam, że celebrowałaś właśnie to zdjęcie i pomyślałam, że jest to ważny element twojego życia. Jeżeli po tylu latach, jeszcze wracasz pamięcią do tego pierwszego psiego przyjaciela, członka rodziny...

Izabela Zeiske: Wiadomo, że pieski bardzo kocham. Koty też. Kocham konie, krowy, świnie, wszystkie zwierzęta, niestety warunki lokalowe nie pozwalają ich wszystkich posiadać (śmiech). Dlatego mam pieski, które są, według mnie, najbardziej udomowionymi zwierzętami.

Zawsze twierdziłam, że pies został przez człowieka udomowiony. Choć jest na równi z człowiekiem, cała różnica, że ma cztery łapy i nie mówi, tylko szczeka. Psy wspaniale się z nami komunikują, swoją mową ciała potrafią przekazać informację człowiekowi. Umieją też odwzajemnić uczucia oraz zrozumieć stany emocjonalne.

Pies nie jest antidotum na samotność czy lekiem na zły nastrój, jest członkiem rodziny. Moje psy traktuję na równi z innymi członkami rodziny. Obserwacja moich psich przyjaciół daje mi niesamowite przeżycia, pozwala wysnuwać niebywałe wnioski, inspiruje.

Zwierzęta doskonale zachowują hierarchię swojego stada, doskonale ze sobą współpracują, przekazują wzajemnie informacje, pomagają sobie. Są wierne i empatyczne. Z psami świetnie się rozmawia, rozmawiam ze wszystkimi moimi siedmioma psami. Uczymy się od siebie nawzajem, od zwierząt naprawdę wiele można się nauczyć.

Możemy się też nauczyć lojalności od zwierząt?

Oczywiście, że tak. U mnie lojalność jest na pierwszym miejscu a psy są świetnymi reprezentantami lojalności, są wzorami lojalności. Nigdy nie występują przeciwko sobie, a wręcz bronią siebie wzajemnie przed intruzami. Troszczą się o siebie, gdy któreś z nich ma słabszy czas. Nie ma między nimi takich niepotrzebnych sytuacji, jakie bywają niestety wśród ludzi. Nie zdradzają się, nie obgadują, nie ranią bez potrzeby.

Chciałam dopytać właśnie o kontekst dzielenia się i relacji z ludźmi. Wspominałaś, że ludzie piszą do ciebie i szukają porad odnośnie zwierząt. Rozumiem, że udzielasz dużego wsparcia, a z jakimi sprawami jeszcze się do ciebie zwracają?

Z różnymi sprawami. Często pojawiają się pytania w kwestii dzieci, konfliktów rodzinnych. Po prostu zwracają się do mnie ze sprawami życiowymi. Cieszę się i raduje mnie to, że ludzie mają do mnie zaufanie, że swoje sprawy prywatne mi zawierzają. Nigdy tego zaufania nie nadwyrężam, jak wspomniałam lojalność jest dla mnie najważniejsza. Staram się, najlepiej jak mogę i najlepiej jak umiem, wspierać ludzi.

Nikt nie pozostaje mi obojętny, o każdym myślę z życzliwością. Staram się przesyłać życzliwe fluidy, bo wierzę, że dzięki nim tej osobie może będzie lepiej, coś się uda, powiedzie...

Ludzi trzeba wysłuchać, mieć dla nich czas i szacunek, to już jest ogromne wsparcie.

Dostajesz informacje zwrotne, na przykład słowa wdzięczności, że byłaś z nimi?

Pierwszy przykład z rzędu, wczoraj dostałam bukiet kwiatów od pani, której doradziłam w kwestii żywieniowej dla dziecka. Cudowne uczucie, naprawdę byłam wzruszona. Nie oczekuję tego, żeby ludzie pisali do mnie podziękowania, największą przyjemność i satysfakcję daje mi poczucie, że mogłam komuś pomóc. Ludzie powinni się dzielić sobą, dobrym słowem, radą, uśmiechem i życzliwością. Dobrymi radami też, takimi z codziennego życia. Ja też zwracam się z pytaniami i prośbą o porady do innych.

Izabela z mężem Boguszem
Izabela z mężem Boguszemarchiwum prywatne

Pamiętasz, kiedy się ujawniła u ciebie ta potrzeba relacji z szerszym gronem niż własna rodzina i znajomi? Jak to się stało, że nawiązałaś tę nić porozumienia z ludźmi a oni zaczęli cię pytać o różne rzeczy?

Przyszło tak jakoś naturalnie, taki impuls, pojawił się Instagram i trzeba było działać. Jestem tego typu człowiekiem, że podejmuję wyzwania, które się pojawiają. Sytuacja często to weryfikuje, uda się lub nie, najwyżej powiem - odpuszczam. Generalnie w życiu się nie boję, nie boję się życia.

W początkach Instagrama ludzie byli jeszcze dla siebie życzliwi, pomocni. Coś się napisało, ktoś odpowiedział, to prowokowało do dalszych kroków, ciąg dalszy musiał nastąpić (śmiech).

Nie wiem, gdybym teraz zaczynała jakąś pracę na Instagramie i od razu bym miała falę hejtu, czy bym się nie zniechęciła. Wtedy było jednak inaczej, więcej życzliwości promieniowało, tak mi się przynajmniej wydaje.

Wgryzłam się w to, weszłam w 100%. Jestem sobą i staram się być autentyczna, nie pudruję rzeczywistości, nie owijam czegoś w bawełnę, nie robię żadnych filtrów. Wstawiam swoje zdjęcia, takie jakie są. Nie wstydzę się swojej osoby, dlaczego więc miałabym na Instagramie pokazywać kogoś innego. Ludzie spotykają mnie, żywego człowieka, bez względu, czy się komuś to podoba, czy nie. Jak każdy człowiek jestem omylna, mogę czegoś nie wiedzieć, wystarczy mi zwrócić uwagę, nie trzeba hejtować. Ja się liczę z krytyką, jeśli jest konstruktywna, to ona mnie uczy i wzbogaca.

Potrafię zweryfikować swoje zdanie, poprawić się, wyciągnąć wnioski ze swego postępowania. Możemy polemizować, ale nie powinniśmy się obrzucać obelgami.

Dostrzegam dużo dystansu w twoich słowach, zdrowego podejścia do siebie, otwartości na ocenę, na weryfikację odbioru. Powiedz proszę skąd wziął się pomysł i twoja obecność w TTV? Jak się ta przygoda zaczęła?

Znalazłam kiedyś informację w sieci na temat programu o psach, a że my mamy pieski, postanowiliśmy się z mężem zgłosić. Zostaliśmy zaproszeni do udziału i znaleźliśmy się z Boguszem w programie. To było sympatyczne i żartobliwe spotkanie. Komuś się to spodobało, ktoś dostrzegł moje poczucie humoru i zostałam zaproszona, wraz z osobą towarzyszącą, do udziału w programie Gogglebox. Pojechaliśmy na casting do Warszawy i się zaczęło. Najpierw występowałam tylko z synem Joachimem, potem dołączyła do nas moja Mama, gdy jeszcze żyła, teraz z czasem pojawił się mój mąż Bogusz. To nasza rodzinna przygoda. Jesteśmy obecni w tym programie od pierwszego odcinka.

O rany! To już 10 lat trwa (śmiech). Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to już tyle lat.

Izbela z mamą i synem
Izbela z mamą i synemarchiwum prywatne

Jesteście w kontakcie jako drużyny siedzące przed telewizorami? Macie jakąś relację, spotykacie się, utrzymujecie prywatnie więzi?

Tak, nieraz się spotykamy, często przy okazji produkcji, które trwają czasem tydzień. Dzwonimy czasem do siebie, jesteśmy taką rodziną Googleboxa, tak można powiedzieć, bo w rodzinie też jest tak, że nie zawsze ciotka do ciotki dzwoni codziennie, ale pamięta jedna o drugiej.

Czy w natłoku tych wszystkich wydarzeń, działalności, o których opowiadasz, masz jeszcze czas na jakieś inne hobby, oprócz przyglądania się psychologii zwierząt, czy coś jeszcze cię interesuje?

Moje największe hobby to czytanie, mam to po mojej kochanej mamusi.  Powiedziała kiedyś, że gdy straci wzrok i nie będzie mogła czytać, to skończy się dla niej życie. Mogę powiedzieć to samo...

I jaką literaturę najbardziej lubisz?

Sensacyjną. Lubię się za krzakiem ukryć, wyjść zza węgła, pokazać się, zobaczyć, czy mnie dojrzą, czy nie dojrzą, czy będzie tak, czy siak.  Czekam z wypiekami na twarzy na zakończenie. Zdarza mi się przez kilka godzin siedzieć z książką, od której nie mogę wprost się oderwać.

Czyli na dalszej półce są też kryminały?

Kryminał może być, ale na przykład horror już nie. Jak najbardziej może być kryminał, bo na przykład lubię Remigiusza Mroza, u niego jest wymieszana sensacja z kryminałem, świetnie się to czyta.

Raz w tygodniu, z mężem, wybieramy się na basen. Wiadomo, że nie można wciąż siedzieć, trzeba dbać o kondycję. Lubimy też bardzo wspólnie podróżować, zwiedzać zarówno Polskę, jak i dalsze strony świata. Podróże kształcą, faktycznie kształcą.

Jednak nade wszystko kocham swój dom, do którego wracam zawsze z radością, to jest mój azyl miejsce, gdzie czuję się najlepiej.

Izabela Zeiske
Izabela ZeiskeArchiwum prywatnearchiwum prywatne

Chciałam zapytać o inne relacje, o kontakt z rówieśnikami, zaangażowanie w społeczności tudzież organizacje. Działasz gdzieś?

Bardzo długo byłam przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich, z darciem pierza nie miałam co prawda do czynienia, ale zrobili mnie przewodniczącą i kropka (śmiech). Teraz koło gospodyń to jest zupełnie inny wymiar, robiliśmy różnego rodzaju imprezy, wyjazdy, organizowaliśmy konkursy.  Rozwijałyśmy się w różnych kierunkach, wzajemnie inspirowałyśmy się do ciekawych działań. Przy tym kole gospodyń założyłam taki amatorski zespół Chludowska Mazelonka, który dotąd jeszcze istnieje. Moje zaangażowanie w telewizję trochę zaczęło z tym kolidować i musiałam z Koła zrezygnować.

Ostatnio, w Poznaniu, miałam spotkanie w Ośrodku dla Bezdomnych Mężczyzn. Pojechałam tam z wielką otwartością, pomimo tego, że jestem kobietą i nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Na początku przywitałam się z każdym z mieszkańców, podając każdemu z nich rękę, zagadując choć słowo. Byli nieco onieśmieleni, jakby wycofani. Po paru godzinach wspólnego czasu, rozmowach o życiu, przeplatanych czasem śmiechem, a czasem łzą, zapanowała bardzo przyjacielska atmosfera. Nie chciałam się tą wizytą zbytnio afiszować w social mediach, dałam tylko krótką wzmiankę. Pomijam, że komentarze niektórych internautów były różne, bardzo nieprzyjemne niektóre, że się lansuje itp. Trudno, nie mam wpływu na hejt, więc o nim staram się nie myśleć.

Od początku wiedziałam, jaka była intencja tej wizyty i dla mnie tylko to się liczyło. Widziałam, że dla tych bezdomnych mężczyzn ważne było spotkanie, możliwość porozmawiania z drugim człowiekiem. Symboliczne podanie ręki, otwarcie się na ich sprawy, problemy i troski. To było bardzo wzruszające i mądre spotkanie, na zawsze pozostanie mi w pamięci. Widziałam w oczach tych ludzi pojawiający się z czasem blask, jakby odzyskiwali nadzieję...

Bo dostali najpiękniejszy dar. Czyjąś obecność i czyjeś bezinteresowne zainteresowanie.

Tak, kwestia duchowa była tu najważniejsza a symbolicznie zawiozłam każdemu po poduszce, takiej z ozdobnymi wzorami. Na lepszy spokojny sen, na poczucie namiastki domu, szczęścia i ciepła. Nie pisałam o tym na Instagramie, żeby znów nie wylał się hejt, że się chwalę tzw. dobroczynnością.

Na koniec poproszę cię o przekazanie przesłania do seniorów, którzy być może są gdzieś zamknięci w czterech ścianach, jakimi słowami byś dodała im odwagi, żeby zawalczyli o siebie?

Powiedziałabym, że nie wolno się zamykać, na siebie i na innych. I trzeba wychodzić do ludzi, dzielić się choćby dobrym słowem. Pomimo krytyki, złej pogody i wiecznych malkontentów. Rób swoje i dla siebie, nie bój się być sobą! Chcesz założyć pomarańczową kurtkę, to ją załóż, chcesz jeździć na rowerze, proszę bardzo.

To jest twoje życie i nikt nie może w nie ingerować, powinnaś/ powinieneś przeżyć je tak, żebyś była/był z niego zadowolony. Abyśmy mogli na końcu swojego życia powiedzieć, że robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę, co przynosiło nam radość. Wtedy możemy spokojnie przejść na drugą stronę.

Piękna puenta naszej rozmowy, dziękuję.

Weronika Błaszczyk, obesitolog: Ile cukru dziennie spożywamy?INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas