Jestem samotnicą
Rozmowa z Edytą Olszowką - aktorką Teatru powszechnego, bohaterką filmu Tomasza Koneckiego "Lejdis".
Edyta Olszówka: Tak, czuję ogromną satysfakcję. Obejrzało go już ponad dwa miliony osób. Twórcom i mnie zależało na tym, żeby nasza praca niosła radość. Ludzie nareszcie się bawią, śmieją się. Ale jest tez moment na wzruszenie. Okazuje się, że polskie kino może przyciągnąć widza.
Zagrała Pani specyficzną bohaterkę...
E.O.: Łucja to Matka-Polka, dobra matka i wymagająca nauczycielka. Jest naiwna, wierzy, że co ma być to będzie. Trudno zagrać tak pozytywną postać, nie ocierając się o banał.
Z jakimi reakcjami widzów się Pani spotyka?
E.O.: Głównie słyszę pozytywne komentarze. Jeśli ktoś chciałby mi powiedzieć coś niemiłego, to raczej nie zrobiłby tego w cztery oczy.
Czy "Lejdis" naprawdę jest odpowiedzią na "Testosteron"?
E.O.: Nie jest to odpowiedź na "Testosteron". To był chwyt marketingowy. Nie jest to też babskie kino, jest tak samo dla mężczyzn jak i dla kobiet.
A ile w filmie jest feminizmu?
E.O.: Moja postać na pewno nie reprezentuje feminizmu. Ale prywatnie mogę powiedzieć, że kobiety powinny w końcu o siebie zawalczyć.
To znaczy?
E.O.: Musimy iść za głosem naszego serca, które jest wolne. W ogóle jesteśmy wolne. Musimy złamać schematy. Musimy przestać być ofiarami, pokrzywdzonymi i wykorzystywanymi kobietami.
Polki są wykorzystywane przez facetów?
E.O.: Uzależniają się od miłości. Wtedy dla miłości można zrobić wszystko. Jesteśmy zdolne do ofiary, poświęcenia. Można tak przespać całe życie i nigdy się nie przebudzić. W Polsce panuje taki schemat, mamy to w genach po naszych prababciach. Przez lata wojen i powstań kobieta była tą, która czekała na mężczyznę. Przysięgamy wierność aż do śmierci, ale podobno jest rozwód kościelny...
Co Pani sądzi na temat kościelnego rozwodu?
E.O.: Myślałam, że się przewrócę, gdy się o tym dowiedziałam. Nie uważam jednak, że trzeba go likwidować. Warto byłoby popracować nad edukacją, czy ślub nadal urzeczywistnia składane przysięgi. Jak się rozglądam, to widzę, że rzadko... Ja ślubu nie brałam, więc jestem usprawiedliwiona.
Lubi Pani przesiadywać w garderobie?
E.O.: Każdy dzień jest inny, mam dobre i złe dni. Mamy różne humory, kłopoty, szczęścia... Czasami chciałabym się schować, żeby nikt mnie nie dotykał. Jednak gdy charakteryzatorka jest dobra, jest to szalenie miłe.
Ma Pani przyjaciół w środowisku aktorskim?
E.O.: Zawsze gdy spotka się dusza z duszą nie ma znaczenia specjalizacja zawodowa. Mam przyjaciół z różnych środowisk.
Jakie są Pani plany zawodowe?
E.O.: Pracuję cały czas w Teatrze Powszechnym, jest też serial. Oprócz tego chodzę grzecznie na castingi i jak mi się udaje to przechodzę z etapu do etapu. To mało przyjemne i jest niezłą dietą odchudzającą. Pojutrze wylatuję ze spektaklem do Nowego Jorku.
Który raz Pani tam leci?
E.O.: Już po raz czwarty. W ogóle lubię wyjeżdżać, bo to mnie ładuje. Moim marzeniem jest podróż dookoła świata. Za swój pierwszy milion chciałabym zobaczyć cały świat.
Wolałaby Pani zamieszkać w innym kraju?
E.O.: Nie. Lubię swój kraj, bo zawalczył, żeby być. Ja też w swoim życiu musiałam zawalczyć, żeby być. Nie było łatwo. Polska mi jest bliska, tak samo jak Warszawa. Serce mnie boli, jak ktoś mówi, że nie lubi Warszawy.
Co najbardziej lubi Pani w Warszawie?
E.O.: Kocham Starówkę, lubię Łazienki, lasy na obrzeżach i Park Skaryszewski, Saską Kępę i mój teatr, w którym pachnie czekoladą, bo obok jest fabryka Wedla. Lubię nawet Pałac Kultury i Nauki. Gubię się trochę na Ursynowie.
Spotyka się Pani ze zwykłymi ludźmi?
E.O.: Nie jeżdżę tramwajami, ani metrem. Zorganizowałam sobie tak życie, że ludzie nie wiedzieliby gdzie mieszkam i czym się poruszam, gdyby nie "Fakt" i "Super Express". Obserwuję ludzi, gdy jestem z Bolkiem na spacerze. Ale to bardziej zawodowe. Trochę się chronię, ale to wynika z intensywności życia. Trochę jestem samotnicą.
Nie lubi Pani towarzystwa?
E.O.: W pracy jest go dużo. A czasem trzeba też ładować akumulatory.
Stroi Pani mieszkanie wiosną?
E.O.: Mam strasznie dużo kwiatów. Dbam o harmonię, wolę żeby było mniej przedmiotów niż więcej. Choć wszyscy chcemy więcej i więcej...
Rozmawiał Tomasz Piekarski / MWMEDIA