Karolina Malinowska szczerze o macierzyństwie
Karolina Malinowska, która jest mamą trzech synów, kontroluje nie tylko czas, który spędzają przed telefonem czy komputerem, ale też to, co robią w internecie. Modelka w trosce o ich bezpieczeństwo czasem robi swoim dzieciom tzw. naloty...
Paulina Persa, PAP Life: - Jest pani mamą trzech synów. Chłopcy korzystają pewnie z telefonów, tabletów czy komputera, a więc mają dostęp do internetu. Jak pani dba o ich bezpieczeństwo w sieci?
Karolina Malinowska: - Chociażby za pomocą aplikacji Family Link, ale też robię tzw. naloty, wówczas mówię: telefony do mnie, tablety do mnie. Oni nie znają dnia, ani godziny; nie wiedzą, czy to będzie pięć razy dziennie, czy raz w tygodniu. Wówczas przeglądam im wszystko: SMS-y, historię wyszukiwań, co wysyłali, co oglądali. Myślę, że taka kontrola - jakkolwiek chcielibyśmy unikać tego słowa - jest po prostu potrzebna, bo to są tylko dzieci. Choć one poruszają się po tym cyberświecie sto razy lepiej niż my, to nadal są to dzieci, które są narażone na treści, których jeszcze nie rozumieją, nie do końca "ogarniają" i na wiele rzeczy, których nie powinny jeszcze widzieć.
Czy to, że wiedzą, że mama w każdej chwili może zrobić im taki nalot sprawia, że sami też się pilnują?
- Tak, to też tak działa. Myślę, że są w takim wieku (6, 8 i 10 lat), że jeszcze nie mają potrzeb szukania takich treści niebezpiecznych, jak np. pornografia. Natomiast mam też świadomość, że klikając różne rzeczy same się pokazują, czy tego chcemy, czy nie, bo wiem, jak mi się pokazują np. różne treści, które niekoniecznie chcę oglądać.
Czy czas spędzony z urządzeniami elektronicznymi, czas spędzony na rozrywkach w internecie też swoim dzieciom pani kontroluje?
- Tak, w tygodniu mają na to 45 min dziennie, a w weekendy mamy taką zasadę, że jeżeli np. w sobotę rano pada deszcz, to mogą posiedzieć tam z godzinę, a więc trochę dłużej. Generalnie jest tak, że mamy 3 godziny w weekend. A jak oni sobie to zagospodarują, czy wezmą półtorej godziny jednego dnia i drugiego tyle samo, czy wszystko wykorzystają na raz, to już zależy tylko i wyłącznie od nich. Muszę jednak przyznać, że czasami zdarza się, że oni w ogóle tego komputera nie włączają.
A czy miewa pani z synami ten problem, że oni liczą na to, że w sobotę będzie padać i że będą mogli na tym skorzystać dłużej grając na komputerze?
- Właśnie nie, bo oni na szczęście nie są uzależnieni. Myślę, że to zależy od nas, rodziców, jaką alternatywę stwarzamy dzieciom. Ten cyberświat jest fantastyczny, bo daje też dużo możliwości rozwoju dziecka i zobaczenia, co ludzie robią na różnych częściach globu, uczenia się nowych rzeczy, poznawania muzyki czy eksperymentów chemicznych. To są rzeczy, które dzieciaki bardzo ciekawią, więc ten cyberświat z jednej strony jest niebezpieczny, ale też nie jest aż na tyle demoniczny - jeżeli dziecko jest mądrze przez niego prowadzone - żeby mu go zabraniać.
Zatem jakie ma pani dla dzieci alternatywy dla zabawy na telefonie?
- Właściwie to ich nie mam, oni też ich nie mają. To jakoś samo tak wychodzi. Ich jest trzech, więc zawsze mają powód do zabawy. Co więcej, teraz mamy szczeniaka, który generalnie jest w centrum uwagi i oczywiście, że ważniejsze jest wyjście na spacer z psem niż granie. Poza tym nie znam żadnego dziecka, które przedłoży grę na tablecie nad grę planszową z rodzicami. Nie ma takiej możliwości. Ten moment, kiedy siadasz z rodzicami, zaczynasz gadać, zaczynasz grać, jest fajnie, jest śmiesznie, i mamy jeszcze coś dobrego do jedzenia w tym czasie - żadna aplikacja z tym nie wygra. Ja to wiem z własnego domu.