Katarzyna Zielińska: Zmiana fryzury to zmiana w życiu?
Katarzyna Zielińska przefarbowała włosy na blond, gdy urodziła drugiego syna. Teraz wróciła do koloru rudego, który pierwszy raz zafundowała sobie, gdy 12 lat temu dołączała do obsady serialu "Barwy szczęścia". Odmieniona aktorka planuje zwiedzić Nowy Jork i Japonię.
Paulina Persa: - Właśnie ponownie zmieniła pani swój kolor włosów z blondu na rudy. Zacznijmy od tego, jaki jest pani naturalny kolor włosów?
Katarzyna Zielińska: - Taki polski - nie wiem, jak to nazwać - szarobrąz. Nie siwy, tylko taki myszkowaty brąz, który zupełnie mi nie pasuje. Dlatego cieszę się, że zawodowo mogę się tak zmieniać, oczywiście w ustaleniu z producentami różnych moich aktywności. Przymierzałam się do tego koloru ponownie i znowu się odważyłam.
Kiedy w ogóle zaczęła pani eksperymentować z kolorem włosów?
- To było jakieś 12 lat temu, kiedy właśnie dołączyłam do obsady serialu "Barwy szczęścia". Scenarzystka Ilona Łepkowska zauważyła, że już Katarzyna Glinka jest brunetką, jakąś blondynkę też już mają i zaproponowała, żebym zafarbowała się na rudo. Poszłam w to, jak w ogień! Zwłaszcza, że z moją energią i z moim charakterem kojarzy mi się właśnie ten kolor. Także to rzeczywiście zasługa pani Ilony i bardzo jestem jej za to wdzięczna. Ten kolor podkreśliła to moje wewnętrzne szaleństwo. Jestem dokładnie taka, jak ten kolor. I to wcale nie jest tak, że rude to wredne. Rudy to szalony. Ten blond troszeczkę mnie łagodził, czułam się za spokojnie, ale może jeszcze kiedyś do niego wrócę.
Długo wytrzymała pani w blondzie?
- Blondynką byłam 1,5 roku. Faktycznie, jest coś w tym, że kobieta zmienia fryzurę, kiedy zmienia się coś w jej życiu. Włosy zafarbowałam na blond, jak urodziłam mojego drugiego synka. Teraz kolejna nowość w moim życiu, nowe wyzwania zawodowe.
Jaka zmiana tym razem kryje się za kolorem rudym?
- Rudy związany jest z moją współpracą z firmą kosmetyków do pielęgnacji włosów oraz z serialem "Zawsze warto", do którego trwają zdjęcia - jego emisja już we wrześniu na antenie Polsatu. Także wszystko dobrze zgrało się w czasie.
Z długością włosów raczej pani nie szaleje...
- Szaleję, może właśnie teraz zacznę zapuszczać włosy, zobaczymy. Chociaż wszyscy mówią mi, że właśnie te krótkie włosy to jest "ta Kaśka". Rzeczywiście już kilka razy próbowałam zapuszczać włosy i zawsze wychodziło na to samo, że lepiej mi w krótkich. Sama też dobrze czuję się w takiej fryzurze.
Zbliżają się wakacje, a pani - jak wynika z pani mediów społecznościowych, gdzie często dzieli się zdjęciami z wojaży - uwielbia podróżować. Jakiś wakacyjny kierunek przed panią?
- Przede mną Nowy Jork - trochę zawodowo, bo wiąże się to z moimi nowymi projektami; trochę prywatnie, bo zabieram ze sobą męża. To moje ukochane miasto, tętniące życiem. Przede mną też Japonia, czyli taka egzotyka, która bardzo mnie interesuje. Choć to dopiero na sam koniec wakacji, to taka dłuższa podróż, którą już dawno zaplanowaliśmy.
Czyli do Japonii już wyłącznie rodzinnie?
- Absolutnie tak. Zwłaszcza że jestem za tym, żeby wypoczywać i dbać o związek, o relacje między sobą, żeby móc porozmawiać, żeby móc poczytać, żeby mieć trochę czasu dla siebie, żeby potem mieć skrzydła dla innych, zwłaszcza dla dzieciaczków. Właśnie taką życiową politykę wyznajemy z mężem. Kiedyś napisałam, że uważam siebie za najlepszą matkę na świecie i moje dzieci mówią mi to samo. Ostatnio, kiedy zmieniłam kolor włosów, mój syn powiedział:
- Mamusiu, w tych włosach też cię bardzo kocham, jesteś najwspanialsza na świecie. Także to jest podsumowanie naszych relacji wewnątrzrodzinnych.
Na Instagramie opisuje pani siebie, jako matkę-siatkę. Czy zapakowanie czteroosobowej rodziny na wakacje to dla pani wyzwanie?
- Rzeczywiście, chociaż podróżujemy dość często, zawsze mam z tym problem i zawsze obiecuję sobie, że następnym razem spakuję tylko połowę, że będą to dwie walizki, a nie cztery. Natomiast jak już przychodzi co do czego, nie da się - walizka na głowę, trudno (śmiech).