Maanam: 40 lat rocka

Aż trudno w to uwierzyć, ale legendarny zespół powstał już cztery dekady temu! Z tej okazji odkrywamy nieznane dotąd fakty z życia charyzmatycznej wokalistki Maanamu i jej kolegów.

Kora i Marek Jackowski na scenie
Kora i Marek Jackowski na scenieMichał Kolyga/ REPORTEREast News

"Zanim zaczęliśmy razem grać, spotykaliśmy się u nas na jedzeniu. Gotowałam ryże z warzywami i pieczarkami. Do tego piwo i gadało się godzinami. John (Porter - przyp.red.) z Markiem coś zaśpiewał, zagrał i od słowa do słowa narodził się Maanam Elektryczny Prysznic", wspomina początki kultowego zespołu jego wokalistka Olga "Kora" Sipowicz (64).

Zanim Kora została pierwszą polską skandalistką, była pierwszą hipiską w Krakowie. W książce "Kora, Kora. A planety szaleją" tak opowiada o tamtych czasach: "Kraków tętnił życiem. Był stolicą kultury. Były Krzysztofory, w których odbywały się przedstawienia Kantora, Piwnica pod Baranami, Juwenalia. Słuchaliśmy Doorsów, Boba Dylana, Hendriksa, Beatlesów, Rolling Stonesów, Pink Floydów i namiętnie czytaliśmy Sartre’a, Camusa, Gombrowicza. Ubieraliśmy się w »ciuchach«, paliliśmy fermetrazynę i haszysz. Nie używało się kremów - tylko woda i mydło. Jeździliśmy na zloty hippisów polskich, na których nadawaliśmy sobie nowe imiona. To tam zostałam Korą".

W wywiadach artystka podkreśla, że wtedy muzyka była dla niej odskocznią od szarzyzny życia. Któregoś razu wybrała się na koncert Vox Gentis, w którym grał Marek Jackowski. Tej nocy się poznali. Wkrótce zamieszkali razem, urodził się ich syn. "Na nasz ślub przyszła cała Piwnica pod Baranami: Piotr Skrzynecki, Ewa Demarczyk, Wiesiu Dymny, Jacek Ostaszewski. Na weselu strułam się haszyszem i myślałam, że umieram", wspomina wokalistka.

Żeby zarobić na życie, pracowała w dziecięcej klinice psychiatrycznej, a Marek udzielał korepetycji z języka angielskiego. Wieczorami grał w zespole Osjan. W 1975 roku razem z Milo Kurtisem założył zespół. "Marek i Milo" brzmiało kiepsko, zaczęli się więc bawić słowami. W końcu wpadli na Maanam. Rok później po raz pierwszy wystąpiła z nimi wokalistka - Kora.

Gdy do grupy dołączył John Porter, zmienili nazwę na Maanam Elektryczny Prysznic. "Nagle pocztą pantoflową zespół nabrał niesamowitego rozgłosu", wspomina artystka. Ich piosenka "Hamlet" wskoczyła na drugie miejsce Top 10 w Programie III. "Na miejscu pierwszym był Niemen, a na drugim my. Wtedy do nas dotarło, że dzieje się coś niesamowitego", wyznała.

Wkrótce usłyszała o nich cała Polska. Z dnia na dzień trafili na szczyt. W 1980 wypuścili nowy singiel, który zagrali w Jarocinie. Kilka dni później utwór "Boskie Buenos" usłyszała też opolska publiczność. Tak zaczęło się ogólnonarodowe szaleństwo na punkcie grupy. Maanam szokował, łamał tabu, fascynował. Ich utwory były mocne, agresywne, a wokalistka prowokowała swoim wyglądem i zachowaniem. Fanki naśladowały jej sposób ubierania, makijaż i fryzurę. Chciały być jak ona. "Niektórzy przychodzili nawet do mojego domu, nie wiedziałam, co z nimi zrobić, nie mogłam się ich pozbyć", wspomina Kora.

Maanam okupował wtedy wszystkie listy przebojów, a sale koncertowe pękały w szwach. Pierwsza płyta wyprzedała się na pniu, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać fankluby zespołu. Zaledwie dwa lata od głośnego debiutu muzycy wyruszyli na pierwsze zagraniczne tournée. "Ludzie potrafili, jak w Paard van Troje w Hadze, czekać na nas do późnej nocy, bo spóźniliśmy się cztery godziny. Pełen klub czekał cierpliwie, żeby zobaczyć nasz występ. Podobnie było w RFN, gdzie mieliśmy nawet własne fankluby. Pisały o nas niemieckie gazety codzienne, tygodniki typu »Stern«, regularnie byliśmy gośćmi niemieckiej telewizji. Nie odnieśliśmy oszałamiającego sukcesu kasowego, ale byliśmy rozpoznawalni. Na słynnym festiwalu w Roskilde występowaliśmy w towarzystwie Simple Minds, Siouxsie And The Banshees, Andreasa Vollenweidera. W programie transmitowanym na żywo przez telewizję Music Convoy występowaliśmy razem z Bon Jovim. W Turku w Finlandii graliśmy z The Cure i Lloyd Cole and the Commotions. Był taki moment, że w sklepach muzycznych mieliśmy swoją półkę »M jak Manaam«, a tam trzy płyty: »White Cat«, »Night Patrol« i »Total-ski No Problemski «. Wtedy wydawało nam się, że zawojujemy świat. Mieliśmy w sobie wielką siłę i kilka płyt w sklepie muzycznym nie robiło na nas wrażenia. Chcieliśmy więcej", wspomina w książce wokalistka.

W styczniu 1982, w czasie stanu wojennego, wydali drugą płytę zatytułowaną "O!". "To najlepsza i najgorsza płyta Maanamu. Odniosła największy sukces komercyjny. Ustawiały się po nią ogromne kolejki. Była jedyna, niepowtarzalna - powstawała w tak paranoicznej atmosferze, że żadna następna nie mogłaby już tak powstawać, bo byśmy się pozabijali. Złożyła się na to atmosfera początku stanu wojennego, nasze rozedrganie, alkoholizm, rodzinne rozbicie. Non stop pijani byli właściwie wszyscy oprócz mnie i realizatora. Nagrywaliśmy na permanentnym kacu. Jeśli ktoś z grupy był na tyle pijany, że nie był w stanie nagrywać, dawaliśmy mu trochę czasu na dojście do przytomności", opowiada.

W swojej pierwszej autobiografii podsumowała te czasy słowami: "Byliśmy wtedy pierwszą prawdziwą rockową grupą, pod którą ludzie się podpisywali. Za nami dopiero ruszyła lawina". Członkowie Maanamu nieraz zagrali władzy na nosie. Tak jak wtedy, gdy odmówili występu na imprezie młodzieży komunistycznej w Pałacu Kultury i Nauki. "Miał tam być premier Związku Radzieckiego Nikołaj Ryżkow. Nie przyjmował naszej odmowy. (...) Mimo naszego sprzeciwu wysłano po nas wielki autobus. Nie wsiedliśmy. Następnego dnia wszystkie nasze fundusze zostały zamrożone. Koncerty odwołane, wywiady radiowe i telewizyjne też. Nie wolno było o nas pisać", zdradza Kora i dodaje: "Tylko dzięki fanom i działającym wtedy bardzo aktywnie fanklubom, wokół Maanamu zrobiła się rewolucyjna atmosfera. Ludzie zaczęli głośno o tym zakazie krzyczeć. Sprawa nie cichła, władze zaczęły obawiać się nieprzewidywalnego. Zaczęto z nami pertraktować. Wiadomo było, że ze mną to bez sensu, więc pertraktowano z Markiem, który metodą makiaweliczną jakoś z tej sytuacji wybrnął. Po trzech czy czterech miesiącach zniesiono zakaz. Okazało się, że miał trwać pięć lat".

"Byliśmy bardzo nieśmiali i naiwni. Popełniliśmy przez to wiele błędów", zaskakuje wyznaniem po latach wokalistka. "Byliśmy wykorzystywani przez menedżerów. Osiągnęliśmy ogromny sukces, mieliśmy po ponad 300 koncertów rocznie, nagrywaliśmy płyty, o które ludzie się zabijali, a mimo to nigdy nie powodziło nam się finansowo. Byliśmy pochłonięci pracą, nie zwracaliśmy uwagi na korzyści, które naturalnie powinny z niej płynąć", tłumaczy.

W 1985, gdy zespół przeżywał apogeum popularności, Kora niespodziewanie go rozwiązała. "Byłam wyczerpana. Dawaliśmy po dwa koncerty dziennie, byliśmy w trasie przez 20 dni w miesiącu, często panowały nieludzkie warunki, moje dzieci potrzebowały opieki. Byłam jedyną przytomną osobą i ciągnęłam za sobą czterech mniej lub bardziej przytomnych facetów. Tak się dłużej nie dało", opowiada w książce. W tym samym czasie rozwiodła się z Markiem. Ich małżeństwo trwało 13 lat.

W 1991 roku zespół znów zaczął nagrywać. Płytą "Róża" pokazał, że jest w świetnej formie. Muzycy koncertowali m.in. w Australii. Kolejne płyty i kolejne koncerty w wypełnionych po brzegi halach udowodniły, że znów byli na topie. W 2000 roku podczas jubileuszowego koncertu w Sali Kongresowej towarzyszyli im artyści, którzy współtworzyli zespół na samym początku: Milo Kurtis i John Porter. Trzy lata później grupa znów przeżywała kryzys. Odeszli muzycy, zostali tylko Kora i Marek. "Mówi się, że jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, i w tym wypadku po części też tak było", opowiada Kora.

W 2004 roku powstała ostatnia płyta Maanamu. Cztery lata później zawieszono jego działalność. Życie uczuciowe Kory stało się tematem numer jeden, gdy po latach wyznała publicznie, że jej młodszy syn Szymon nie jest dzieckiem Marka, tylko Kamila Sipowicza. W książce zdradziła, że jej związek z poetą zaczął się jeszcze w czasie trwania małżeństwa z Jackowskim. Dwa lata temu, po ciężkiej chorobie, którą przeszła, wzięli z Sipowiczem ślub. A jej partner wyznał: "Najważniejsze dla mnie w Korze było, że rozumie świat, rozumie człowieka, ma ogromną intuicję i wiele miłosierdzia wobec innych. Nie ma w sobie zakłamania. Taka była wtedy i taka jest do dzisiaj".

Justyna Kasprzak

Koncert Maanamu w 1991 roku
Koncert Maanamu w 1991 rokuJacek Dominski/REPORTEREast News
Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas