Maleńczuk o muzyce i dziewczynach
W 2005 roku w życiu artystycznym Macieja Maleńczuka wydarzyło się naprawdę wiele. Po pierwsze, krakowski artysta wydał podwójny, koncertowy album "Proste historie", na który złożyły się piosenki pochodzące z jego solowych płyt.
Maciej Maleńczuk w rozmowie z Arturem Wróblewskim opowiedział o wydarzeniach ostatnich miesięcy, a także politycznej misji Polski, muzyce jazzowej i dziewczynach .
Zacznijmy rozmowę od sprawy stosunkowo świeżej. Po raz drugi odszedł pan z Püdelsów...
Powiem tak - zespół obrał dla mnie niebezpieczny kierunek zbytniego podlizywania się nie wiadomo jakiej, szerokiej widowni. Ja mam 44 lata i kiedyś z chłopca trzeba przemienić się w mężczyznę. A bycie mężczyzną polega też na tym, że trzeba umieć pozbyć się starych naleciałości. Nie można cały czas chodzić w krótkich spodenkach.
Kiedyś trzeba umieć założyć długie spodnie. A Püdel długich spodni założyć nie umie, a więc pozostanie w krótkich majteczkach.
Czy wiadomo już, kto zostanie pana następcą?
W Püdelsach (długi, diaboliczny śmiech)? Proszę pana, podobno nie ma ludzi niezastąpionych...
Tak, ale ciężko sobie wyobrazić kogoś, kto mógłby chociaż w pewnym stopniu wejść w Maleńczukowe buty...
Pewnie dlatego Püdel żadnego innego wokalisty nie chce. Ja po prostu już nie mam... To nie jest do końca wina Püdla. Ja jestem muzykiem i muszę grać na gitarze, bo inaczej palce mnie swędzą. W Püdelsach stoję na scenie i śpiewam: "Kocham się". Ja panu powiem - ja wcale siebie nie kocham.
Drążąc temat Püdelsów - wkrótce ukaże się druga cześć kompilacji najważniejszych utworów zespołu, "Ciemna strona". Czy mógłby mi pan powiedzieć kilka słów na temat tego wydawnictwa, na którym ponoć mają pojawić się jacyś znamienici goście?
(śmiech) Niestety, muszę pana rozczarować. Nie mam o tym zielonego pojęcia i w tym momencie nie jestem kompetentną osobą, by odpowiedzieć na to pytanie.
To w takim razie już ostatnie pytanie w temacie Püdelsów. Czy wyobraża pan sobie w przyszłości powrót do tego zespołu?
(chwila milczenia) Wie pan, Püdelsi to Püdel. Ja oczywiście nie zostawię ich na lodzie, będziemy jeszcze razem występować do końca pożegnalnej trasy. Mimo wszystko jesteśmy kolegami. Nie ma między nami nienawiści czy czegoś w tym rodzaju. To wszystko, co mogę powiedzieć.
Ja być może potrzebuję trochę oddechu, potrzebuję zwyczajnie separacji, być może to jeszcze nie jest rozwód... Natomiast w obecnym składzie zespół Püdelsi mnie nie interesuje.
To przejdźmy teraz do zespołu Homo Twist...
Yeah!
Dokładnie rok rozmawiałem z Franzem Dreadhunterem [basistą Püdelsów - przyp. red.] i zamieniliśmy kilka słów na temat reaktywacji Homo Twist. Franz powiedział mi, że: "Maciek w wolnych chwilach ma zapędy elektroniczne", co odnosiło się do koncepcji brzmieniowej nowego wcielenia Homo Twist. Czy rzeczywiście początkowo planował pan elektronikę na nowej płycie?
Powiem tak - Franz nie ma prawa wypowiadać się na temat Homo Twist. To po pierwsze. Bo na basie gra u mnie teraz Titus Vaginus Rex Spiritus Sanctus [Titus z Acid Drinkers - przyp. red.]. A po drugie, moje zapędy elektroniczne znajdą pewien wyraz w zespole Homo Twist. Wydaje mi się, że w czasach, w jakich żyjemy, zrezygnowanie z tak grubego działa, jakim jest sampler i wszystkiego rodzaju emulatory elektroniczne, które się niezwykle rozwinęły, jest skazywaniem siebie na niszę.
A parę metalowych zespołów w tej niszy utknęło. Być może im się wciąż wydaje, że grają jazz (śmiech). Patrząc na sukces zespołu Rammstein nietrudno zorientować się, że jednak warto użyć tej rury. Podkreślam, grubej rury. I ja jej na pewno użyję, bo to poszerza możliwości.
Zaskakująca jest konfiguracja personalna nowego składu Homo Twist. Jak udało się panu namówić Titusa do dołączenia do zespołu?
Ja panu powiem - wystarczyło 30 sekund rozmowy (śmiech). Natychmiast się zgodził. Od dawna byliśmy kolegami. Muszę powiedzieć, że Titus Vaginus Rex Spiritus Sanctus jest przemiłym człowiekiem. A oprócz tego wiadomo, jaką ma proweniencję i jaką ma reputację. Praca z nim, poza drobnymi problemami - ale nie są to problemy natury personalnej - jest przyjemna. I w sytuacji, kiedy czegoś nie wie, potrafi zachować się jak uczeń, a w sytuacji kiedy coś wie, potrafi zachować się jak profesor.
Współpracuje nam się dobrze, jesteśmy spod tych samych znaków zodiaku. Titus też jest spod znaku lwa. I jedyne, co nam pozostaje, to wzajemny szacunek.
Rozumiem, że dwa lwy w składzie Homo Twist się nie gryzą?
W Homo Twist są nawet trzy lwy! Nie, stop. W składzie Homo Twist są cztery lwy! Z tym, że jeden z tych lwów jest wodnikiem (śmiech). Dobrze, że nie rozwodnikiem...
Dwa z tych lwów to perkusiści. Rozumiem, że w ten sposób chciał pan wzmocnić brzmienie całości...
To nawet nie jest kwestia wzmocnienia brzmienia, tylko zagęszczenie faktury rytmicznej. Słucham jazzu, również jazzu awangardowego i również tzw. "harmolodic", czyli "harmony", "melody" i "rhythmic". To jest koncepcja wymyślona przez jazzmana Ornette Colemana, ja może panu przeliteruję...
Naprawdę nie trzeba, jego nazwisko nie jest mi obce...
A to przepraszam za traktowanie pana jak debila w tym momencie. W każdym bądź razie Coleman wymyślił tę koncepcję już dawno temu i jest ona wynikiem zatrudnienia przez niego jeszcze w latach 50. dwóch osobnych kwartetów, gdzie było dwóch kontrabasistów, dwóch perkusistów i tak dalej. Po prostu podwójna sekcja, która mi się bardzo spodobała.
Ja uważam, że rytmu nie dzieli się na "raz, dwa, trzy, cztery", tylko rytm dzieli się w ten sposób: "raz, raz, raz, raz". Cały czas "raz". Nie ma części słabej i nie ma części mocnej. Wiadomo, że jak gramy jakąś prostą piosenkę, to nie musimy tak robić. Ale mnie generalnie interesuje pulsacja. I dlatego zatrudniłem dwóch drumerów. A do wzmocnienia brzmienia jest sampler.