Mazurówna: Mam dystans do wszystkiego

O swoich spotkaniach z interesującymi mężczyznami tancerka Krystyna Mazurówna napisała w książce "Ach, ci faceci!".

Krystyna Mazurówna
Krystyna MazurównaMWMedia

Tytuł pani książki, bo to jest powód naszego spotkania, brzmi "Ach, ci faceci!". Czy w nim zawiera się zachwyt, czy może podchodzi pani do facetów nieco z przymrużeniem oka?

Krystyna Mazurówna: -  Można to odczytywać jak się chce, ale by wiedzieć, trzeba książkę przeczytać. W zasadzie jest to zachwyt, bo faceci mnie fascynują ze swoimi zaletami i wadami.

Książka rozpoczyna się pani wywiadem z samą sobą. Ale jest to przewrotny wywiad, bo pani neguje w nim także swoje sukcesy... Chce pani im zaprzeczyć, spłycić je?

- Oczywiście, bo ja mam dystans do wszystkiego, zwłaszcza do siebie samej. To jest najważniejsze w życiu - jak się ma właściwe miejsce we wszechświecie, jak się ma dystans do wszystkiego. Zwłaszcza słowa takie jak sukcesy, kariera itd., to wszystko jest zawsze na wyrost. Ja tak naprawdę w nie nie wierzę.

Powstała książka poświęcona facetom, ale według jakiego klucza wybrała pani swych bohaterów?

- Troszkę to było na zamówienie Wydawnictwa Latarnik. Wybrałam facetów, którzy mają znane nazwiska, z takiego lub innego powodu. Jest więc wybitny matematyk, wybitny reżyser, świetny aktor, bardzo dobry malarz, i tak dalej. Przypadek sprawił, że miałam zaszczyt i szczęście spotykać się z tymi ludźmi w moim życiu. I zapisałam moje wspomnienia.

Ale czasem obnaża pani ich skrywane oblicze, jak np. Gerarda Depardieu, który pozwalał pani córce wskakiwać sobie "na barana", gdy wszyscy na planie filmowym czuli przed nim respekt lub wręcz się go bali...

- On ją uwielbiał, dlatego jej na to pozwalał. Nie wiem, czy to jest prawda - to jest mój punkt widzenia, moje obserwacje, z mojego spotkania z tą osobą. To są autentyczne wspomnienia, ale nie muszą być jedyną prawdą.

Oprócz tych opowieści o fantastycznych mężczyznach, dużo dowiadujemy się o pani samej. Jest na przykład sporo opisów pani różnych stylizacji, ubiorów. Pani pamięta, co do detalu, jakie balerinki ubrała, jaką spódniczkę, jaka była fryzura. Czy nie kusiłoby pani napisać teraz książki o modzie, wyglądzie, stylizacjach?

- To jest zupełnie dobry pomysł! Ja się bardzo interesuję modą i to jest przygoda, która się zaczęła w teatrze. Tańczyłam za każdym razem w innym kostiumie, w innej charakteryzacji, innej peruce. Stwarzałam inną postać. I to mi zostało. W tej chwili biorę udział w różnych pokazach mody, a to jako członek jury, a to jako przewodnicząca, a to jako modelka tańcząca nawet. To jest mój nowy zawód, już zdaje się czterdziesty trzeci... Być może kiedyś coś takiego opiszę, chociaż już zaczęłam następną książkę, która będzie mówiła o losach naszych polskich emigrantów za granicą, kolejna to będą anegdoty zza kulis w świecie baletowym, teatralnym. Ale to też jest dobry pomysł na jakąś kolejną.

Warszawa, Paryż, Nowy Jork, które z tych miast jest dla pani najważniejsze?

- Zawsze mówię, że jestem Polką, która mieszka w Paryżu, która uwielbia Nowy Jork. Chętnie wpadam do Londynu, Brukseli. Po prostu lubię ruch, intensywność. Nowy Jork jest na czele, jeśli chodzi o te zalety. Tam się wszystko dzieje non stop, dwadzieścia cztery godziny na dobę i to mi szalenie odpowiada.

W książce znajdziemy też fantastyczne fotografie. Czy one pochodzą z pani prywatnego archiwum?

- Większość, tak. Musiałam otworzyć cztery walizki i na chybił trafił wzięłam paczkę z każdej... Ale jest tam ich jeszcze sporo... Myślę, że i do następnych książek mam duży materiał fotograficzny.

Na okładce książki czytamy, że pani przyciągała mężczyzn jak magnes. Jaka jest pani tajemnica, że ci mężczyźni tak do pani lgnęli?

- Myślę, że to ja jestem przez nich przyciągana. Moim jedynym miernikiem wartości jest osobowość. Szary niespecjalnie mnie interesuje, staram się być grzeczna i poprawna, ale jak jest facet, który ma zielone włosy albo świetnie maluje, albo mnie obraża i ma do tego powody, to on mnie przyciąga jak magnes.

Rozmawiała Dorota Kieras

Krystyna Mazurówna
Krystyna MazurównaMWMedia
PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas