Niezapomniani komentatorzy sportowi

Byli stałymi gośćmi w naszych domach, na ekranach telewizorów. Relacjonowali najwspanialsze sukcesy polskiego sportu. Pokochaliśmy ich za pasję, emocje na wizji, osobowość i charyzmę. Byli świetni!

Jan Ciszewski (fot. pochodzi z domowego archiwum Joanny Ciszewskiej)
Jan Ciszewski (fot. pochodzi z domowego archiwum Joanny Ciszewskiej)Tomasz Barański/ Reporter reprodukcjaEast News

Ojciec Jana Ciszewskiego, Czesław, działał w Klubie Motocyklowym Zagłębia Dąbrowskiego i swą pasję przekazał synowi. Mały Janek w rodzinnym Sosnowcu fascynował się motorami, marzył o karierze zawodnika. Niestety... Podczas ostatnich wakacji przed wojną, które spędzał w Tymbarku, nieszczęśliwie zeskoczył z wozu z sianem i naruszył ścięgna nóg. Rok później przewrócił się podczas jazdy na motocyklu, doznał skomplikowanego złamania prawej nogi i urazu biodra.

Trwała wojna, brakowało leków, w efekcie doszło do zakażenia krwi i wdała się gruźlica kości. 10-letniemu chłopakowi groziła amputacja. Ostatecznie lekarze z Siewierza uratowali nogę, lecz pozostała o 12 cm krótsza od drugiej. To spowodowało, że Ciszewski nigdy nie został sportowcem. Na szczęście pochłonęła go inna pasja.

Miał talent do komentowania i został sprawozdawcą stadionowym. Zaczynał od meczów żużlowych, a gdy okazało się, że potrafi przykuć uwagę dziesiątków tysięcy ludzi na stadionie, trafił do katowickiego oddziału Polskiego Radia. Nowej fascynacji oddał się do tego stopnia, że zaniedbał naukę. Maturę zdobył eksternistycznie, dopiero w wieku 40 lat.

Talent Ciszewskiego dostrzeżono w telewizji - nikt tak jak on nie potrafił zainteresować widzów. Chociaż zarzucano mu, że w uniesieniu popełnia koszmarne błędy językowe, to jednak kibice kochali go za emocjonalny stosunek do transmitowanego widowiska.

Uwielbiali, gdy mylił się w podawaniu czasu do końca meczu (zawsze tłumaczył, że jego ulubiony zegarek od lat czeka na wizytę u zegarmistrza), śmiali się do łez, gdy przed decydującym przejazdem dżokeja Jana Kowalczyka na igrzyskach w Moskwie powiedział: "Teraz wszystko jest w rękach konia".

Ale najbardziej zapamiętaliśmy, jak wspaniale komentował mecze i płakał przy mikrofonie, kiedy polska reprezentacja piłkarska zdobyła złoty medal olimpijski w Monachium. Jak cieszył się po remisie na Wembley i sukcesach na mistrzostwach świata w RFN i Hiszpanii.

Rodzina nie miała z Janem Ciszewskim łatwego życia, ponieważ lubił hazard: chętnie odwiedzał tory wyścigów konnych, pasjami grywał w pokera. Czasem zwierzał się, że strasznie dużo "na Służewcu siana zostawił". Miał też słabość do alkoholu. Nowy zawodnik w kadrze musiał się wkupić w jego łaski za pomocą butelki dobrego koniaku ze sklepu wolnocłowego.

Ciszewski był trzykrotnie żonaty, a sportowe tradycje kontynuuje jego córka, Joanna, która uprawia kolarstwo górskie i niedawno została mistrzynią świata. Po zwycięstwie powiedziała, że "tata na pewno komentuje jej występy w niebie".

Ostatnią dużą imprezą, podczas której kibice mogli usłyszeć głos pana Janka, był mundial w Hiszpanii, w 1982 r. Nikt wówczas nie przypuszczał, że legendarny sprawozdawca choruje na nowotwór. Wydawał się uosobieniem optymizmu i radości życia, chociaż wiedział, że przegrywa walkę z bezlitosną chorobą. Zmarł kilka miesięcy później, 12 listopada 1982 r.

Jacek Gmoch i Tomasz Hopfer w latach 70.
Jacek Gmoch i Tomasz Hopfer w latach 70.Leszek FidusiewiczEast News

Tomasz Hopfer najpierw odnosił sukcesy jako lekkoatleta. Zdobył mistrzostwo Polski w sztafecie 4x400 m. Skończył z wyczynowym bieganiem, gdy zachorował na żółtaczkę, lecz miłość do sportu pozostała. Poświęcił się zawodowi komentatora sportowego i mimo tremy, na jaką narzekał, przeszedł w tej pracy do legendy.

Słynął ze znakomitej pamięci, zawsze prowadził transmisje bez notatek. W odróżnieniu od Ciszewskiego, Hopfer nie był specjalistą od komentowania wielkich imprez sportowych. Najlepiej sprawdzał się w zespole innych dziennikarzy. Dał tego przykład podczas studia mundialowego w 1974 r. oraz olimpijskiego w 1980 r. To właśnie on organizował pracę, czuwał nad wszystkim, dbał o atmosferę i jakość emisji. Jego talent zauważyli decydenci telewizji, dlatego też wraz z Bożeną Walter i Edwardem Mikołajczykiem poprowadził z sukcesami "Studio 2".

Żonę poznał na obozie lekkoatletycznym w Czaplinku. Zofia Grochot była mistrzynią Polski juniorów w biegu na 200 m. Podczas tego zgrupowania złamała obojczyk. Tomasz zaopiekował się dziewczyną, a pół roku później wzięli ślub. W 1966 r. przyszła na świat ich córka Monika.

Karierę Hopfera przerwał stan wojenny. Odmówił występowania w mundurze na wizji, zwolniono go z pracy. Był taksówkarzem i galwanizerem. Zmarł 10 grudnia 1982 r. na zapalenie płuc.

Bohdan Tomaszewski
Bohdan TomaszewskiTricolorEast News

Bohdan Tomaszewski posługiwał się piękną polszczyzną. Stworzył własny, niepowtarzalny styl, nie odwołując się do emocji, lecz w intelektualny sposób przekazując własny punkt widzenia. Widzowie go uwielbiali, bo nawet w chwilach porażek naszych zawodników miał na podorędziu anegdotę, która poprawiała wszystkim nastrój.

Zwracał też uwagę elegancją, starannie dobranym strojem. Tomaszewski ożenił się trzykrotnie. Młodszy jego syn, Tomek, został aktorem i komentatorem tenisa, którego tak kochał jego ojciec. Starszy, Krzysztof, jest dziennikarzem i autorem tekstów piosenek, w tym przeboju "Już nie ma dzikich plaż".

Chciałoby się powiedzieć: już nie ma takich komentatorów, jak pan Janek, pan Tomasz i pan Bohdan...

Sławomir Koper

Tina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas