Przemysław Cypryański: Nadrabiam zaległości
Przemysław Cypryański, rocznik 1981, pochodzi z małej miejscowości Marzenin pod Poznaniem. Miał być informatykiem, ale trochę przez przypadek został aktorem - gdy chciał sobie trochę dorobić, wystąpił w reklamie.

Wówczas to postanowił, iż aktorstwo to ciekawszy zawód niż praca przy komputerze. Rozpoczął naukę w Studium Aktorskim przy Teatrze Żydowskim w Warszawie i jednocześnie studiuje psychologię z informatykę w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Szerszej publiczności dał się poznać jako Kuba w telewizyjnym serialu "M jak Miłość", a wcześniej przez wiele lat pojawiał sie w "Klanie", grając Kostka, kolegę Olki Lubicz ze studiów. Jesienią 2006 r. aktor pojawił się w kolejnej edycji "Tańca z Gwiazdami". Cypryański jest jednak dopiero na początku swojej kariery filmowej - na początku 2007 roku zobaczymy go w "Dlaczego nie!", komedii Ryszarda Zatorskiego, która będzie jego fabularnym debiutem.
O swojej pracy na planie najpopularniejszego w Polsce serialu, o zawodowych marzeniach i prawdziwych wyzwaniach, młody aktor opowiada w rozmowie z Emilią Chmielińską.
Szerszej publiczności dał się pan poznać jako nieco tajemniczy Kuba z "M jak Miłość". Teraz zadebiutuje pan na dużym ekranie w nowej komedii romantycznej "Dlaczego nie!". Proszę powiedzieć coś o swoim bohaterze.
Przemysław Cypryański: Szczerze mówiąc rola w "Dlaczego nie!" nie jest duża, ale mimo to bardzo się z niej cieszę. Mój bohater skończył filozofię, ale niestety - z powodu braku innych możliwości - pracuje w firmie cateringowej. Tam poznaje główną bohaterkę Małgosię (Anna Cieślak), z którą się zaprzyjaźnia.
Jak powiedziałem, nie jest to duża rola, ale to mój debiut w filmie fabularnym i chciałbym, aby każdy telefon z informacją o wygranym castingu sprawiał mi taką przyjemność. Bo tak naprawdę ta rola już na zawsze zostanie gdzieś w mojej głowie i będę miał sentyment do tej postaci - bo to jest pierwsza rola w fabule. A to, czy jest mała czy duża, nie ma aż tak wielkiego znaczenia.
Gra pan w serialu "M jak Miłość", a także w teatrze, teraz film. Czy odczuwa pan tremę i gdzie ona jest większa - przed kamerą czy na deskach teatru?
Jeżeli chodzi o film "Dlaczego nie!", to zdjęcia są jeszcze przede mną. Tak więc o tremie filmowej trudno mi jeszcze mówić. Jednak mogę się odnieść do tremy odczuwanej podczas pracy przed kamerą na przykładzie "M jak Miłość" i do tej w teatrze.
Muszę przyznać, że duble, które kręcimy w serialu, zdecydowanie dają pewien komfort psychiczny - jeśli coś nie wyjdzie, można to poprawić, zagrać inaczej i to powoduje, że stres jest mniejszy. W teatrze trema jest spora. Wychodząc na scenę ma się świadomość, że od tego, jak się zagra, zależy to, czy będzie dobrze, czy będzie klapa. No i widz reaguje natychmiast.
Producenci "Dlaczego nie!" zdradzili, że film będzie dynamiczny - bohaterowie będą nurkować, latać na paralotni i wykonywać wiele innych ekstremalnych sportów.