Sami wymyślamy kłamstwa o zespole
"Legendarny rozpad zespołu, sto koncertów w Berlinie... to są wszystko kłamstwa, bzdety, które wymyślamy sami" - opowiada Jacek Szymkiewicz z zespołu "Pogodno".
Jacek Szymkiewicz (gitarzysta i wokalista): Nie.
To jest odpowiedź?
- "Nie", to jest odpowiedź, i teraz pytanie pomocnicze do ciebie: czy wymagane są odpowiedzi długimi zdaniami?
Nie są zabronione, więc korzystajcie z tej okazji, proszę.
- Brak wykwintności w słowach oraz koślawy taniec, biorą się z tego, że zespół założył sobie, że nigdy nic sobie nie założy, a muzyka zawsze była dla nas - mówiąc językiem ludzi parających się kulturą - była przestrzenią wolności. I im bardziej to, co robimy nie było niczym skrępowane, tym bardziej czuliśmy się w tym wolni i tym większą radość z tego czerpaliśmy. A radość, była głównym czynnikiem napędowym, dopiero później doszły wszystkie inne, jak problem nagrania płyty, sprzedania tej płyty, nagrania następnej, i tak dalej. Na początku była tylko olbrzymia radość czerpana z tego, że robimy coś, co daje nam poczucie wolności.
W twojej odpowiedzi trzykrotnie padło słowo wolność, w moim pytaniu raz pojawiła się Ameryka. Czy twoja wolność nie ma jednak czegoś wspólnego ze Statuą Wolności i chęcią czmychnięcia do amerykańskiej oazy wolności?
- Przed chwilą dałem do zrozumienia, że będę posługiwał się językiem ludzi, którzy tworzą kulturę. Sam zauważyłeś, że nie jesteśmy wykwintni, więc użyłem języka, którym się na co dzień nie posługujemy, stąd moje sformułowanie "przestrzeń wolności". Zrobiłem to tylko i wyłącznie na użytek tej rozmowy...
Udowodniłeś, że jesteś człowiekiem kulturalnym...
- Normalnie, chodziło by o to, że jest to pełny piździec, że jesteśmy zajebiście szczęśliwi w momencie, kiedy to wszystko robimy. Ale chciałem, żeby to zabrzmiało w tej rozmowie według standardów, do których nie pasujemy. Mówiąc zwyczajnie i ładnie, chodzi to, że muzyka, moment pisania tekstów, czy wykonywania tego potem na scenie, daje nam poczucie radości i wolności. Natomiast nie ma to nic wspólnego z wielkim snem amerykańskim.
Skoro już tyle o radości to i ja dorzucę prywatną cegiełkę. Otóż, jesteście sprawcami dwóch moich bardzo radosnych zaskoczeń. Kiedy przed trzema, chyba, laty usłyszałem w "Trójce" - "Pogodno", utwór "Uśmiech się", pomyślałem: Kurcze, chłopaki ze Szczecina, z Pogodna! Bo ja też pochodzę z Pogodna, ul. Wawrzyniaka 1
- Niedaleko uniwerku?
Tam, gdzie ósemka zakręcała z powrotem i już nie jechała dalej na Głębokie. Ale zauważyłem potem, że z waszych tekstów i wywiadów wcale nie wynika, że jesteście "chłopaki z Pogodna", więc pomyślałem: Kurcze, farbowane lisy, podszyli się. Aż tu niedawno, czytam w Internecie, że wy rzeczywiście jesteście z Pogodna. Czyli - myślałem, że jesteście z Pogodna, i wy faktycznie z Pogodna jesteście! Duża radość.
- Hmm... Marcin i Jarek są z Gryfina, Michał jest ze Śląska z Żor, a ja z Choszczna. Żaden z nas nie jest szczecinianinem, choć wszyscy przez chwilę mieliśmy epizod szczeciński, a Jarek ma go do dzisiaj. A nazwa "Pogodno" wzięła się stąd, że to po prostu fajne słowo jest.
- Ale czy można ci wierzyć? Bo przecież słyniecie i z tego, że wprowadzacie, na przykład w Internecie, wiele przekłamań na własny temat?
- Owszem, legendarny rozpad zespołu, sto koncertów w Berlinie... to są wszystko kłamstwa, bzdety, które wymyślamy sami.
Po co?
- Żeby unikać krępujących informacji, które prokurowaliby niekompetentni dziennikarze.
A, to wy chcecie prywatność zachować?!
- To się do końca nie udaje.
Ja tu widzę taką dychotomię: dzisiaj na wasz koncert w Poznaniu ściągną tłumy, ja z wami robię wywiad, więc interesują się wami mas-media, czyli z jednej strony po uszy tkwicie w imponderabiliach budujących wizerunek gwiazdy, a z drugiej strony prywatności wam się zachciewa...
- Tutaj jest właśnie małe "ale". Wszystko by się zgadzało: i te imponderabilia, i te media, i ta dychotomia, jeszcze bym to jakoś przeżył, ale kiedy używasz słowa gwiazda, to - tak mi się wydaje, choć mogę się mylić - te wszystkie kłamstwa, które sami sobie wymyśliliśmy, sprytnie umieściły nas gdzieś z boku. I nawet jeśli istniejemy gdzieś w tym medialnym obiegu, nawet jeżeli na nasze koncerty przychodzą ludzie, to nie mamy statusu gwiazdy. Udało nam się to tak sprokurować, że możemy równie dobrze nie grać, jak grać. Nie ma takiego ciśnienia zewnętrznego, które zmuszało by nas do odgrywania roli ludzi, którymi ani nie jesteśmy, ani się nie czujemy. Uchroniliśmy się przed wpadnięciem w pułapkę zakładnictwa bycia gwiazdą, nie musimy zachowywać się jakoś szczególnie nienaturalnie, bo ludzie takiego wizerunku oczekują od tego zespołu. Raczej jest tak, że "Pogodno" zachowuje się tak, jak chce się zachowywać i mamy święty spokój.
Ale nie ma tak fajnie, żeby - jak się ma ochotę - czerpać z tego wszystkiego pozytywnego, co jest wpisane w życie gwiazdy, a tam gdzie się można pobrudzić, trzeba robić coś wbrew sobie, to tam dziękujemy za bycie gwiazdorem! Jakby tak było, toby nie było warto nikomu zostawać miliarderem, bo nic sobie więcej nie będzie w stanie kupić jak taką sytuację komfortową, w jakiej wy niby jesteście: kiedy chcecie - pracujecie, a kiedy wam się nie chce - nie robicie nic. Zgodzisz się, że pieniądze trzeba mieć; Gertruda Stein powiedziała, że od zwierząt różnią nas dwie rzeczy: stosunek do pieniędzy i kompleksy, macie chyba jakiś realny stosunek do pieniędzy?
- Posiadamy żony, posiadamy dzieci, posiadamy mieszkania, w których trzeba mieszkać, posiadamy numery identyfikacji podatkowej, posiadamy cały zestaw uzależnień, i pełną świadomość tego, że to posiadamy. My nie jesteśmy beztroskimi lekkoduchami, które zatrzymały się w rozwoju na bajkach dla dzieci. Jasne, że jeżeli planujemy sezon niekoncertowy "Pogodna", to musimy iść do pracy: ja dopinam sprawę swojej płyty, sekcja dopina sprawę swojej płyty, Marcin z Nosowską zajęcia jakieś odbywa, więc to nie jest taka akcja, że kładziemy do grobu "Pogodno", tylko próbujemy innych rzeczy, a potem wracamy do tego radosnego grania, jakie od początku istnienia uprawiamy.
Posiadacie jeszcze nałogi: papierosy i spanie - opowiadacie o tym na You Tube.
- To musiało być dawno nagrane, od tamtego czasu piłeczka odbiła się już milion razy i zrobiliśmy siedemnaście fikołków.
Z dawnych dziejów - byliście nominowani do Fryderyka w kategorii "Najlepsza płyta z muzyka alternatywną". Co to jest muzyka alternatywna, wobec czego jesteście alternatywą? Wobec Pink Floyd, Soyki, Mazowsza, Czerwonych Gitar, Dody, Mozarta?
- Fryderyki mają wiele wad. Tutaj najprawdopodobniej komuś się pomyliła muzyka alternatywna z niszową, niezależną.
Czy to jest ciężka, czy przyjemna robota, pracować w "Pogodnie"?
- Już kiedyś opowiadałem tę anegdotę, ale skoro wywołałeś ten temat - parę lat temu pojechałem do mojego rodzinnego Choszczna i spotkałem kolegę z liceum, cześć, cześć, co u ciebie, a u ciebie, co robisz? Mówię, że nagrywam muzykę, koncertuję z zespołem, trochę komponuję, piszę teksty... on uśmiecha się od ucha do ucha i mówi: to super, wiesz, ja też nic nie robię. Nie chcę tu narzekać, czy uprawiać prywatnej martyrologii, ale granie daje w kość, ma taką diaboliczną właściwość, że wciąż się przemieszczasz do kolejnego obcego miejsca, w którym przeważnie się pali, przeważnie pije, i tak dalej, i przychodzi taki moment, że musisz sobie narzucić jakiś prywatny reżim higieniczny, i fizyczny i psychiczny, żeby się nie rozpaść na cząstki elementarne, żeby ta podróż nie zabrnęła w obszary koszmaru.
Kiedy się was ogląda na scenie, nie przypominacie ofiar skatowanych koszmarem monotonii przemieszczania i odgrywania tego samego spektaklu. Ja was odbieram jako bardzo pogodnych ludzi, którzy za każdym razem w sposób radosny i ze świeżością pierwszego razu uwodzą publiczność odgrywanym spektaklem.
- Jakkolwiek by to infantylnie zabrzmiało: poniekąd realizujemy nasze marzenia młodzieńcze. Zawsze marzyłem, żeby jeździć z gitarą, śpiewać, przemieszczać się jak cygan, i to się stało. Po prostu realizuję swoje marzenie. I to jest wielka sprawa, doprowadzić do tego, że marzenie przybiera realny kształt. Nawet jeśli jest to marzenie o zakupie samochodu, to gdy ktoś kupuje sobie to wyśnione auto, można sobie wyobrazić, że jest posrany ze szczęścia, więc można sobie też wyobrazić, że my na każdym koncercie jesteśmy posrani ze szczęścia, bo realizujemy swoje marzenie. My niektóre piosenki zagraliśmy już parę dobrych razy, i jeżeli udaje nam się je zagrać ze świeżością, o jakiej mówiłeś, to tylko dlatego, że wspólne muzykowanie wciąż nas cieszy. Jeżeli przestanie nas cieszyć, wtedy przestaniemy grać.
Rozmawiał: Dariusz Łukaszewski