Słabość Beaty Tyszkiewicz - buty
"Bardzo ważne były dla mnie zawsze buty" - wyznaje Beata Tyszkiewicz w książce "Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX wieku". Gdy przed laty zatrzymała się z dłuższą wizytą w Paryżu, potrafiła oszczędzać na jedzeniu, byle kupić efektowane buty na festiwal filmowy.
Beata Tyszkiewicz jest jedną z bohaterek nowo wydanej książki "Elegantki. Moda ulicy lat 50. i 60. XX wieku". Jej autorka, Agnieszka Janas, dotarła do trzynastu kobiet, które w czasach komunistycznej Polski fascynowały swoim wyglądem i potrafiły zachwycić elegancją, mimo że półki sklepowe świeciły wtedy pustkami. Wśród jej rozmówczyń są Polki o głośnych nazwiskach, np. Tyszkiewicz i tancerka Krystyna Mazurówna, jak i tych nieznanych.
W rozdziale poświęconym wspomnianej gwieździe filmowej, znajduje się anegdota z butami w roli głównej. "W czasie pierwszego pobytu w Paryżu kupiłam sobie piękne pantofle z przeznaczeniem na występy na festiwalu w San Sebastian. Jechałam na ten festiwal w 1962 roku przez Paryż. Dlaczego? By uzyskać wizę, musiałam osobiście o nią wystąpić. W Warszawie nie było wówczas ambasady hiszpańskiej, ze względu na brak stosunków dyplomatycznych z faszystowskim państwem generała Franco. W Paryżu okazało się, że muszę na tę wizę zaczekać dwa tygodnie" - relacjonuje Tyszkiewicz.
"Przez ten czas organizatorzy mojego wyjazdu wypłacili mi diety na hotel i jedzenie. Postanowiłam skrupulatnie robić rachunki, wszędzie chodzić piechotą i oszczędzać na jedzeniu, aby kupić sobie buty na festiwal! Tak też się stało i bardzo byłam zadowolona. Przez te dwa tygodnie poznałam Paryż: bogaty, bajecznie kolorowy. Siedziałam przy kawiarnianym stoliku i przeglądałam się wspaniale ubranym kobietom" - opowiada aktorka znana z ekranizacji "Lalki".
"W San Sebastian na nic nie musiałam wydawać pieniędzy! Za wszystko płacili organizatorzy, mieszkałam w przepięknym hotelu. Byłam, jak na mnie, bardzo zamożna. Mogłam więc swobodnie kupić sobie kapelusz z białej rafii, sandałki, kostium kąpielowy. Moje pokolenie umiało się wszystkim cieszyć i chyba zostało nam to do dziś" - podsumowuje.