Śpiewająca miss Wybrzeża: Alicja Węgorzewska
Od zabaw z rówieśnikami wolała tabliczkę mnożenia. Od gry w klasy - fortepian. Pierwszy sukces na scenie? Wybory miss...
Ciepła kołderka, omlecik, słuchanie z dziadkiem radia tranzystorowego, pocztówkowe płyty odtwarzane na adapterze Bambino i ucieczki z przedszkola", tak śpiewaczka wspomina dzieciństwo. Mała Alicja namawiała ukochanego dziadka Karola, by nie prowadził jej do przedszkola, ale pozwolił zostać w domu i uczyć się literek. "Od zabaw na podwórku wolałam tabliczkę mnożenia", mówi. Jako czterolatka pierwszy raz dotknęła fortepianu.
Pamięta to doskonale ("po prostu zwariowałam"). Od tego momentu nic innego już jej nie interesowało: ani gra w klasy, ani strzelanie kapslami. "Nie mogłam oderwać się od instrumentu!", opowiada. W końcu mama zapisała ją do ogniska muzycznego. Nauczycielka szybko uznała, że dziewczynka jest tak zdolna, że powinna iść do szkoły muzycznej. Alicja miała wtedy tylko sześć lat. Artystka nie pochodzi z bogatej rodziny. Dziadek prowadził niewielki sklepik, babcia była krawcową, mama pracowała w PSS Społem, ojciec był ochmistrzem na okrętach Polskiej Żeglugi Morskiej. Na studiach Alicja mogła liczyć na stypendium socjalne i naukowe, ale i tak było jej ciężko.
"Któregoś dnia moja pani profesor od śpiewu zasugerowała, że powinnam wziąć udział w konkursie miss Wybrzeża", wspomina. To był genialny pomysł! Okazało się, że na tytule wicemiss można całkiem dobrze zarobić. Alicja została modelką, występowała na pokazach mody, była angażowana do reklam. "Nie musiałam, jak inne studentki, pracować na zmywaku czy myć statki", mówi śpiewaczka. Dzięki wygranej w konkursie wiodło jej się znacznie lepiej. Zaczęła wspierać finansowo mamę, udało się jej nawet odłożyć pieniądze na wykupienie mieszkania. Wkrótce zdobyła jeszcze jeden zawód: została dziennikarką telewizyjną.
Pracowała w programie "Interpelacje" (potem zmienił tytuł na "Interpretacje"). "Nagle okazało się, że muszę wziąć kamerę i zrobić reportaż na mieście, relację z Sejmu albo z imprezy kulturalnej. A potem jeszcze to wszystko zmontować. Niesamowita przygoda", opowiada. "Jednym z moich pierwszych gości była Małgorzata Walewska, którą zaprosiłam do kącika kulturalnego pod tytułem »Młodzi, zdolni i nieznani«", śmieje się. Choć praca w TVP bardzo jej się podobała, po roku musiała zrezygnować. To była trudna decyzja. "Wycofałam się jako jedyna z młodych dziennikarzy. Musiałam, bo praca była tak absorbująca, że nie mogłabym robić tego, co kocham najbardziej. Nie mogłabym śpiewać!". "W życiu wszystko mi się udawało, ale dopiero za drugim razem", mówi dziś Alicja.
Marzyła o warszawskiej Akademii Muzycznej, ale okazało się, że z jej rocznika przyjmowano samych chłopców. Zdała więc na studia wokalne do Gdańska i po roku spróbowała jeszcze raz - z sukcesem. Jednak po skończeniu Akademii nie znalazła pracy w kraju. Za radą mamy nie poddawała się i wysłała aplikację do Wiedeńskiej Opery Kameralnej. Udało się! "Pokochałam śpiew, bo jest niesamowicie silnym środkiem wyrazu, który wpływa na ludzkie emocje", mówi. Determinacja i pracowitość Alicji opłaciły się: dziś jej występy kończą się owacjami na stojąco. Powróciła też na wizję - tym razem jako jurorka "Bitwy na głosy".
Iwona Zgliczyńska