Sylwia Gliwa: Nie walczę o mężczyzn!

Znamy ją z takich produkcji, jak „Na Wspólnej” i „Powiedz TAK!”. Wszechstronna aktorka, która nie boi się nowych wyzwań. O zazdrości, pracy, marzeniach, akcjach społecznych oraz modzie rozmawiamy z Sylwią Gliwą.

Sylwia Gliwa
Sylwia GliwaMichał WarginEast News

EksMagazyn: Znana jest pani z licznych produkcji serialowych, filmowych i teatralnych. Gdzie czuje się pani najlepiej?

Sylwia Gliwa: - Wszędzie! (śmiech) Lubię pracować. Myślę, że bez pracy byłabym po prostu nieszczęśliwym człowiekiem. Uwielbiam tę różnorodność, którą daje mi mój zawód. Jednego dnia mogę być na planie serialu, innego - na planie filmu, a jeszcze innego - występować na deskach teatralnych. Trudno porównać te doświadczenia, bo każde jest inne. Ale z pewnością na wszystkich aktorskich płaszczyznach czuję się wspaniale. 

W nowym serialu "Powiedz TAK!" pokazuje pani dotąd nieznane oblicze, grając zazdrosną narzeczoną. Lubi pani zaskakiwać i pokazywać swoje nowe wcielenia?

- W "Na Wspólnej" od kilkunastu lat jest etatową zazdrośnicą i awanturnicą, zatem te emocje są mi bardzo dobrze znane. Cieszę się, że w "Powiedz TAK!" mogłam pokazać się widzom od trochę innej strony. Bardzo lubię poszukiwać i zaskakiwać. Uwielbiam bawić się też swoim wizerunkiem.

Jakie największe wyzwania stały przed panią, kiedy wcieliła się pani w rolę Olgi w "Powiedz TAK"?

- Bardzo lubię film "Spaleni słońcem", w którym aktorzy obecni są w bardzo naturalny sposób. Podobny pomysł na naszą grę aktorską miał reżyser serialu - Patrick Yoka. Poza tym, scenariusz "Powiedz TAK!" był napisany również bardzo potocznym, zwyczajnym i surowym językiem. Wbrew pozorom, właśnie to naturalne granie było największym wyzwaniem.

A czy w życiu również zdarzało się pani walczyć o faceta, jak to robi Olga?

- Moja bohaterka walczy nie tylko o mężczyznę, ale przede wszystkim o szczęśliwy dom i szczęśliwą rodzinę dla ich synka. To bardzo trudna sytuacja. Pewnie ja bym się poddała, bo wychodzę z założenia, że nie można niczego robić na siłę, zwłaszcza w miłości. Na szczęście nigdy nie musiałam walczyć o swojego faceta.

Bywa pani zazdrosna o męża?

- Nawet bardzo! (śmiech) Ale jego to chyba bawi i pewnie cieszy.

A on o panią? Na planie gra pani z przystojnymi aktorami, a poza tym pewnie fani też nie kryją się z sympatią.

- Szczerze muszę przyznać, że nie znam faceta przystojniejszego od mojego męża. Pod warunkiem, że się uśmiecha! (śmiech) A czy on jest o mnie zazdrosny? To już pytanie do niego.

Co mówią, co piszą pani fani? Jak reagują, gdy panią spotykają?

- Spotykam się z bardzo różnymi reakcjami. Czasem słyszę od podekscytowanych fanów, że na żywo jestem jeszcze ładniejsza i chudsza niż na ekranie. Inni mówią, że robię w "Na Wspólnej" straszne awantury i gdy oglądają serial, pękają ze śmiechu. Zdarzają się też niebezpieczne i agresywne osoby. Mam straszne wyrzuty sumienia spowodowane tym, że nie odpisuję fanom na listy i wiadomości. Brakuje mi na to czasu. Mam nadzieję, że to się zmieni.

- Bardzo chciałabym nawiązać też bliższy kontakt z moimi młodymi fanami. Młodzież w ostatnich latach bardzo się zmieniła - do ich życia wkroczyły narkotyki i dopalacze. To mnie smuci i przeraża. Gdyby ktoś organizował objazdowy projekt po szkołach, podczas którego przestrzegałoby się młodych ludzi przed skutkami zażywania narkotyków, bardzo chętnie wzięłabym w nim udział.

Zachęca pani też kobiety do badań cytologicznych jako ambasadorka kampanii "Piękna, bo zdrowa". To ważna i chyba bardzo potrzebna kampania, prawda?

- Oczywiście! Należy się badać i przynajmniej raz w roku robić cytologię. To bardzo ważna sprawa i nie może być ona zamiatana pod dywan. Cieszę się, że zaproszono mnie do bycia ambasadorką tej kampanii. Mam nadzieję, że razem z innymi aktorkami, m.in. Joasią Moro, Małgosią Pieczyńską i Basią Kurdej-Szatan, przekonałyśmy przynajmniej kilka kobiet do pójścia na badania i zainteresowania się tym tematem.

To, że inspiruje pani inne kobiety sprawia pani przyjemność? Jakie to uczucie?

- Kiedyś dostałam list od fanki, w którym napisała, że zmieniłam jej życie. List był długi i bardzo osobisty. Czytając go, popłakałam się. To jest właśnie uboczny, aczkolwiek bardzo miły i ważny skutek uprawiania tego zawodu. Dzięki obecności w mediach, mogę głośno wypowiadać się na ważne tematy i zostać usłyszaną.

Często bywa pani na pokazach mody. O pani stylu ubierania jest coraz głośniej w mediach. Jak określiłaby pani swój styl?

- Najlepsze słowo na opisanie mojego stylu to eklektyzm. Cenię sobie dobre materiały, dzięki którym mogę nosić te same ubrania latami. Lubię mieć na sobie maksymalnie trzy kolory, wówczas jest szansa na zachowanie spójności. Najważniejsze jest dla mnie to, by styl wyrażał mnie i bym była ubrana adekwatnie do okazji. Zależy mi na tym, żeby nigdy nie czuć się przebraną.

A na co dzień? W czym czuje się pani najlepiej?

- To zależy od mojego nastroju. Latem najchętniej noszę się w stylu, jaki mają dziewczyny z Venice Beach w Californii. Obszarpane szorty, spódnice, wydekoltowane bluzki. Jednym zdaniem - dużo niezobowiązującego luzu.

Jest coś, czego nigdy by pani nie założyła na siebie?

- Pomarańczowych, żółtych i zielonych ubrań. Nie noszę też bardzo drogich ubrań ze znanych domów mody. Te ceny nie mają dla mnie żadnego uzasadnienia poza marketingiem.

Gra pani "Na Wspólnej" i "Powiedz TAK!". Niedawno mogliśmy oglądać panią w "Ojcu Mateuszu" i "Rodzince.pl". Lubi pani, gdy dużo dzieje się w pani życiu zawodowym?

- Moje życie zawodowe zależy od innych ludzi - reżyserów, producentów. To jest największym minusem tego zawodu. Jak wspominałam, uwielbiam grać i lubię czuć się potrzebna. Dużą przyjemność sprawia mi, gdy mogę tworzyć lub współtworzyć na planie. Dlatego bardzo cieszę się, że ostatnio miałam okazję zagrać w kilku bardzo fajnych produkcjach i za każdym razem wcielać się w zupełnie inne postacie. Czekam na więcej!

A wychodząc z planu, zostawia pani rolę na wieszaku? Nie przenosi pani emocji z planu do życia prywatnego?

- Na plan zdjęciowy zawsze jeżdżę swoim autem. Dlatego, gdy wracam, puszczam sobie muzykę, która sprawia, że wyobraźnia inaczej pracuje i mogę zapomnieć o emocjach, które towarzyszyły mi przy pracy. Gdy przyjeżdżam do domu, zmywam z siebie makijaż. Po trudnych scenach, potrzebuję też chwili dla siebie i potem zaczynam żyć własnym życiem, a nie mojej postaci.

Co pani zdaniem jest najtrudniejsze w tym zawodzie?

- Przekazanie prawdy widzom. Grając nie możemy sobie pozwolić na żaden fałsz. Pracując w teatrze, mamy na przygotowanie się do roli więcej czasu. Na planie serialu, wszystko dzieje się bardzo szybko. Mimo, że czasem scena nie jest zbyt dobrze napisana, a sytuacja, którą gramy jest sztuczna, musimy być w tym autentyczni. To duże wyzwanie.

Mimo wszystko było warto wybrać ten zawód?

- Jest wiele zawodów na "a". A prawnik, a lekarz, a psycholog. Ale ten mój też jest fajny. (śmiech)

Aktorskie marzenie?

- Od zawsze marzyłam o roli kostiumowej. Chciałabym zagrać postać z innej epoki. Móc przenieść się w czasie. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda.

Z czego jest pani najbardziej dumna?

- Z tego, że ciągle słucham, zmieniam poglądy, czytam. Codziennie staram się być mądrzejszym i wrażliwszym człowiekiem.

Najbardziej szczęśliwa jestem kiedy...

- Leżę na plaży i wiem, że za kilka dni kończą się wakacje, a po przyjeździe od razu idę do pracy.

Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka

Sylwia Gliwa
Sylwia GliwaEast News
Gwiazdy w makijażu i bezINTERIA.PL
Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas