Tadeusz Pluciński: Kochały go tysiące kobiet, ale ta najważniejsza – opuściła
Wybrał zawód aktora z miłości do dziewczyny, która potem go porzuciła. Przebolał to, ukończył szkołę aktorską i... zrobił nie mniejszą karierę niż ona.
Tadeusza Plucińskiego (1926-2019) całe życie otaczała legenda Casanovy, a kobiety zwykle chciały się dowiedzieć, ile w niej prawdy. Raz musiała go przed nimi ratować milicja, bo tłum fanek osaczył aktora na plaży i niewiele mu pomogła ucieczka na wieżę ratowników: dziewczyny czekały na dole, by go uściskać...
Na dworcu w Koluszkach
Wybrał drogę życiową za sprawą Aliny Janowskiej (1923- -2017), znanej m.in. z serialu "Podróż za jeden uśmiech". Ona była jego pierwszą miłością, a historia ich uczucia przypominała momentami komedię. Alina pierwsza go wypatrzyła na peronie w Koluszkach. Wagon pociągu, który wiosną 1945 r. wiózł ją do pracy w łódzkim teatrze, zatrzymał się naprzeciwko przystojnego młodzieńca w skórzanym płaszczu.
- Nigdy dotąd sobie nie wyobrażałam, że mężczyzna może tak świetnie wyglądać - wspominała pod koniec życia. Kiedy się poznali, Pluciński miał lat 19 i zaczął studiować prawo w rodzinnej Łodzi. O trzy lata starsza Alina była wówczas tancerką i marzyła o aktorstwie. Pociąg ruszył, ale los chciał, żeby w Łodzi odnaleźli się. Tym razem to on ją zobaczył - na basenie, gdzie chadzał podrywać dziewczyny.
Przez żołądek do serca
Oczarował Alinę męskim wdziękiem i dobrymi manierami, ale miał też inny atut, który przesądził o sukcesie - otóż przynosił jej z domu kanapki. W oczach wiecznie głodnej tancerki, która wszystkie zarobione pieniądze posyłała rodzinie, jawił się jako wysłannik opatrzności. A mama Tadeusza, która prowadziła jadłodajnię w Łodzi, zapraszała Janowską na obiady. Tym sposobem pokonał wszystkich konkurentów! Co wieczór przychodził do teatru, by od kulis obserwować popisy ukochanej. Tam dosięgło go przeznaczenie....
Skutki zbytniej szczerości
"Co tu robisz? - spytał go pewnego razu w teatrze jakiś mężczyzna, łapiąc za rękaw. - Ile masz wzrostu?". Kiedy usłyszał, że metr osiemdziesiąt dwa, wypalił: "Nie wygłupiaj się, twoje miejsce jest na scenie!". Był to słynny aktor, Edward Dziewoński, a ta krótka wymiana zdań odmieniła życie Plucińskiego. Zaczął myśleć o zmianie zawodu.
"Oświadczając mi się, powiedział, że z miłości do mnie zostanie aktorem - wspominała Alina Janowska. - Była to najgorsza wiadomość, jaką mogłam usłyszeć, bo nie wyobrażałam go sobie jako aktora. Nie wierzyłam w to ani przez sekundę, ale on się uparł, przekwalifikował się i zaczął studiować w szkole teatralnej".
Janowską to złościło. Uważała, że jeden artysta w domu wystarczy. Ślubu nie wzięli, zaczęła dostrzegać niedojrzałość partnera. Wspominała potem z humorem jego wyskoki: "Tadeusz był wobec mnie za szczery, bo kiedyś mi opowiedział o tym, jak to ogołocił swoją babcię ze sztucznej szczęki ze złotymi zębami i sprzedał ją (znaczy szczękę), żeby mieć na uciechy nocne z kolegami. Dodał, że opowiada mi to wszystko po to, żebym poznała również ciemne strony jego jaźni.
Po każdym z nim spotkaniu zawsze sprawdzałam stan swego uzębienia". W końcu Alinie się znudziło i definitywnie odeszła. Wkrótce wyszła za mąż, ale szczęście znalazła dopiero w drugim małżeństwie. Pluciński żenił się aż czterokrotnie i za każdym razem rozwodził.
Spotykali się potem zawodowo
W tej kwestii intuicja zawiodła Alinę. Były narzeczony stał się bowiem wziętym aktorem. Reżyserzy obsadzali go najczęściej w rolach filmowych przystojniaków. Trzeba przyznać, że był na ekranie wiarygodny. Zrobił karierę, zyskał miano wielkiego amanta polskiego kina.