Wiesław Michnikowski: Tak skromny, że aż śmieszne!
Prawdziwy przedwojenny dżentelmen. Nigdy nie przyjmował ról, w których były wulgaryzmy. Znajomi uwielbiają go za talent, bezpretensjonalność i poczucie humoru.
"Wspaniały aktor. Świetny komik. Tylko właśnie niezwykle skromny. Jakby mógł, to by się schował za krzesło" - mówiła o nim Alina Janowska (93). Jeremi Przybora (†89) uważał, że ta skromność jest aż śmieszna u kogoś obdarzonego tak ogromnym talentem. A Wiesław Michnikowski (94)? On sam odnosi się do swoich dokonań bez wielkiego entuzjazmu.
Niezapomniany "tani drań" z Kabaretu Starszych Panów, komplementowany, wznosił oczy do nieba: "Czy w ogóle miałem jakąś osobowość aktorską? Jeśli w ogóle ją miałem, to ona była jakaś dziwaczna, pokręcona, skłócona ze sobą. Chciałbym mieć inną" - wyznawał.
"Bajadera" bez aplauzu
Gdy był chłopcem, w ogóle nie myślał o karierze na scenie. Kiedy dostał na 10. urodziny swój pierwszy aparat fotograficzny Kodak, jego pasją stało się utrwalanie rzeczywistości. Później, z części wyszperanych na bazarze i wykręconych z maszyny do szycia, zbudował swój pierwszy projektor. Sprawiał, że drżały ściany w całej kamienicy, co mieszkańcom pewnie kojarzyło się z czasami wojny.
Sam aktor do dziś pamięta, jak w 1939 roku podczas nalotów poprosił ojca o pierwszego papierosa (miał wtedy 17 lat). Po chwili wahania ojciec dał mu go w milczeniu. Od tamtej pory Wiesław pali.
Jako mały chłopiec uwielbiał chodzić do kina. Był wielkim fanem Adolfa Dymszy. Ubłagał nawet szkolnego kolegę, by zdobył dla niego autograf. Gwiazdor napisał w dedykacji: "Wiesiu, szkoda, że się nie znamy". Po latach, jako młody aktor, Michnikowski wciąż miał tę cenną pamiątkę. Gdy panowie w końcu się spotkali, Dymsza dopisał do niej: "Wiesiu, znamy się".
Wiesław Michnikowski zadebiutował śpiewając arię z "Bajadery"... podczas mszy, czym przeraził swoją matkę. Za ten występ dała mu straszną burę. Widziała w nim duchownego, jemu jednak nie spieszyło się do sutanny.
Podczas okupacji ukończył technikum samochodowe (od tego czasu auta były jego pasją, zdarzało się nawet, że na planie pełnił rolę kaskadera) i chciał studiować na politechnice. Do momentu, gdy wziął udział w przedstawieniu w Domu Żołnierza. Tam dostrzegł go aktor i reżyser Karol Borowski. To on zachęcił Michnikowskiego, by spróbował sił w aktorstwie. Po zdaniu egzaminu eksternistycznego w Lublinie i epizodach w tamtejszych teatrach Wiesław zdobył angaż w warszawskim Teatrze Współczesnym i grał tam w sumie przez 33 sezony.
Zachwycił dyrektora Erwina Axera, który opisał go tak: "Niewysoki, pełen słodyczy, chowa się przed wzrokiem obcych, ciemne oczy spoglądają z wyrzutem, a przy tym to chłopiec czysty i niewinny". Z biegiem lat reżyser widział go raczej w roli... starszej damy. W końcu Michnikowski zagrał ją u Juliusza Machulskiego w kultowej "Seksmisji". Rolę zresztą zadedykował swemu przyjacielowi Axerowi.
Podryw na wielką sztukę
Czy wcielając się w Ekscelencję lepiej rozumiał płeć piękną? Twierdził, że jego żona Maria Sobieszek nie miała z nim łatwego życia. "Za to, że ze mną wytrzymała, powinna zostać beatyfikowana. Zrezygnowała ze swoich aspiracji i kariery" - mówił.
Ukochana aktora z wykształcenia była historykiem sztuki. Poznali się na wystawie Canaletta. Nie było to jednak ich pierwsze spotkanie. Wiesław wypatrzył ją na widowni Teatru Nowego, ale zabrakło mu odwagi, by do niej podejść. Pobrali się w 1956 roku. Dochowali się dwóch synów: Marcina, który jest pracownikiem naukowym w Instytucie Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN w Warszawie, i Piotra, znanego rzeźbiarza.
Aktor jest też dziadkiem. Gdy jego wnuki oglądały dobranockę, Papa Smerf mówił do nich głosem dziadka. Zawsze lubił grać dla dzieci, zwłaszcza, gdy miał tak doborowe towarzystwo jak Mieczysław Czechowicz.
Utkwiła mu w pamięci pewna scena: "Grałem Leśnego Ludka. Pewna starsza pani grała z kolei wiewiórkę, która mówiła: ››Chodź do mnie, Leśny Ludku, moja dziupla jest obszerna, zmieścimy się w niej oboje‹‹. W tym momencie włączył się Czechowicz: ››Chyba nie odmówisz pani?‹‹".
Joanna Lenart