Zacna i dziwna

Eksperyment i tajemnica, piosenka i emocje, natura i technologia, nowoczesność i optymizm, Islandia i samorealizacja - to słowa klucze do jej twórczości.

Ekscentryczna Björk
Ekscentryczna BjörkAFP

Co łączy imprezowiczkę w krótkiej spódniczce, która nagrywa piosenkę na debiutancką płytę w toalecie londyńskiego klubu z kompozytorką ścieżki dźwiękowej do awangardowego filmu, którą można przedstawić na Warszawskiej Jesieni?

Z pozoru niewiele. Björk zatoczyła artystyczne półkole: wyszła od marzeń o idealnej piosence, a doszła do muzyki współczesnej. Po drodze zahaczyła o punk, jazz, rock i elektronikę. Korzystała z usług orkiestr symfonicznych i z umiejętności czołowych producentów.

Na potrzeby koncertów zatrudniła chór grenlandzki i awangardową harfistkę Zeenę Parkins, grała z niesłyszącą Evelyn Glennie. Mimo różnorodności, cały czas ma te same ideały. Jej droga jest konsekwentna.

Smakuje jej tylko to, co nowe. Nowe - czyli kreatywne. Jeśli chodzi o facetów, gustuje w tych twórczych i czerpie od nich pełnymi garściami. Na długiej liście jej kochanków znalazł się Tricky, Goldie, Matthew Barney.

Jest jak naukowiec, który mierzy się z tajemnicą. A przy tym - ekscentryczną gwiazdą, "popularną piosenkarką", bohaterką brukowych skandali. Kolekcjonuje statuetki MTV. Jak ponowoczesny artysta przybliża sztukę codzienności. Emocjonalna niczym romantyczny geniusz.

Jej twórczość znaczą wyraźne koncepty, a jednak realizuje je intuicyjnie. I starannie. Gdy kończy, bierze się za następną rzecz - nie traci czasu na powtórki i poprawki. Bez strachu przed utratą wolności twórczej korzysta z dobrodziejstw, jakie oferuje nowoczesna technologia, a którą posługuje się muzyka pop.

Zachowuje niezależność: "Tworzę muzykę dla samej siebie, podczas pracy nie myślę o komercyjnych względach, i czy zaakceptują to masy. To jedyna droga, aby móc się rozwijać. Kiedy nie robisz tego dla swojej własnej satysfakcji, zamieniasz się w punkt usługowy".

Masowa popularność tak osobliwej artystki to fenomen. Pierwsze albumy, "Debut" i "Post", to zgrabne melodie, wysokie stężenie emocji, dziwna twarz kobiety-dziecka, chwytliwe teledyski.

Dalej "Homogenic" i "Vespertine" - wciąż modnie i lirycznie. "Medulla" to tylko pozornie trudny album. Ale "Drawing Restraint 9" to ciężkostrawny, pozbawiony rozrywkowego potencjału, delikates. A jednak wciąż wysokie nakłady i entuzjastyczne recenzje w prasie masowej. Nietykalna.

Stockhausen i inni idole dzieciństwa

Wychowywała się w hippisowskiej komunie swej matki. "Kiedy tylko ktoś się budził, sięgał po skręta i uruchamiał sprzęt grający. Muzyka była wszechobecna". Mogła robić to, co chciała. Babcia posłała sześcioletniego nabuzowanego brzdąca do szkoły muzycznej, gdzie mała uczyła się gry na flecie i fortepianie.

Ciągłymi manifestacjami odrębności zatruwała życie nauczycielom, ale wytrwała tam dziesięć lat. Buntowała się przeciw nieustannemu "retro-pieprzeniu o Beethovenie i Bachu" i ich martwej muzyce.

Gdy chciała rzucić naukę, przyszło olśnienie - nowy nauczyciel pokazał jej Stockhausena. Odpadła - to był ktoś, kto o muzyce myślał podobnie jak ona. Tak zostało do dzisiaj. Dla obydwojga najważniejsze jest to, co dzieje się w niej teraz, a także kreowanie jej przyszłości.

Björk zajmuje się raczej adaptacją wynalazków muzyki współczesnej do tej popularnej, przepuszczaniem jej przez filtr własnej wrażliwości, a także nasłuchiwaniem dźwięków świata. Obydwoje afirmują technologię. Ona wierzy emocjom. On jest typem statecznego naukowca. Ich celem jest stworzenie utworu, którego jeszcze nikt nie słyszał.

W 1996 roku Björk przeprowadziła wywiad z mistrzem. Dwoje ludzi z różnych bajek, dwa różne języki. Rozumieją się tylko, gdy mowa o drążeniu nieznanego.

Wokalistka, zafascynowana minimalistyczną repetycją muzyki klubowej, mówi, że to sposób, w jaki witalni ludzie chcą się pogodzić ze światem maszyn, z tętnem nowoczesnego świata. Stockahusen sceptycznie przypomina, że to elementarna sprawa, a wyzwaniem dla muzyka-eksperymentatora jest złożoność i nieregularność. Björk wypełni słowa mistrza - zagłębi się w coraz mniej czytelne arkana awangardy.

Mała punkówa

W domu dowiedziała się wszystkiego o rocku. Babcia pokazała jej, co to jazz, muzyka chóralna i folk, szkoła wtłoczyła w nią klasykę. A ona już niedługo miała rozjechać to wszystko post punkowym walcem.

Gdy miała jedenaście lat, nagrała pierwszą płytę. Oczywiście odrzuciła odgórnie zaproponowany repertuar, a nowy (covery) przygotowali dla niej zhippisiali koledzy mamy. Zagrała jeden utwór własny. Album nazywał się "Björk" i zawierał lekki, radosny pop. Mimo sukcesów dziewczynka zawiesiła karierę.

Kilka lat później wkręciła się w punkowy ferment, słuchała także nowej fali, alternatywnego rocka i krautrocka. Obcięła włosy, ufarbowała na pomarańczowo i założyła punkowy girlsband - Spit And Snot.

Potem było śpiewanie w nowofalowym Exodusie i w Tappi Tíkarrass. Następnie spotkała artystów i poetów z nieformalnej organizacji Medusa, która lubowała się w szokowaniu drobnomieszczańskiej publiczności. Wśród nich był niejaki Sjón (potem pomagał przy tekstach do"Isobel", "Bacherolette", "Selma Songs"), a także Por Eldon - jej przyszły mąż i ojciec ich syna, Sindriego.

Głodna wrażeń Islandka zafascynowała się książką Bataille'a "Historia oka." Stąd pierwszy album nowej punkowej grupy KUKL (czarna magia), w której skład weszli członkowie Medusy, nazywał się "The Eye" (1984). Oprócz grania muzyki, pisali manifesty i oddawali się hulankom.

"Zachowywaliśmy się jak banda sześciolatków udających terrorystów, pijąca szmuglowany z Hiszpanii absynt. Wiele razy nas aresztowano. Pisaliśmy okropne piosenki, mieliśmy własne wystawy, robiliśmy filmy. Zajmowaliśmy się specyficznym rodzajem terroryzmu - sabotowaliśmy wszystko, co wydawało się kołtuńskie".

Jednak na niezależnym rynku muzycznym potraktowano ich całkiem poważnie, przyszła międzynarodowa sława i propozycje intratnych kontraktów. Zespół nie chciał zaprzedać przyjaźni i w 1992 roku, po nagraniu trzech płyt, rozwiązał się. Po drodze wokalistka nagrała jazzowy album "Gling-Gló" z triem Ingólfssonara.

Fot. AFP

Więcej o Björk przeczytasz w najnowszym numerze miesięcznika

Machina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas