Żyje się tylko dwa razy
Wykidajło, pomocnik rzeźnika, wreszcie kultowy James Bond. Sean Connery właśnie skończył 80 lat. I zaczyna nowe życie.
Co ciekawe, w castingu na agenta 007 aktor pokonał swojego późniejszego następcę, Rogera Moore'a. Choć rola Bonda przyniosła mu sławę i bogactwo, Sean wcale nie był przekonany do tego projektu - sądził, że nie pasuje do postaci.
Mimo to w 1962 po raz pierwszy wcielił się w Agenta Jej Królewskiej Mości. Film okazał się hitem, ale Sean niechętnie brał udział w kolejnych. Ostatecznie zagrał w siedmiu, po czym spadł na niego deszcz innych filmowych propozycji. Aktor odrzucił wiele ciekawych ofert: nie chciał zagrać Rycerza Jedi w "Gwiezdnych wojnach" cz. IV i Morfeusza w "Matriksie". Dziś przyznaje, że błędem było jedynie nieprzyjęcie roli Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec".
Znacznie mniejsze emocje wzbudził w nim natomiast Oscar zdobyty za rolę w filmie "Nietykalni" w 1988 roku. Podobno Connery trzyma statuetkę w łazience...
Znajomi aktora potwierdzają, że woda sodowa nigdy nie uderzyła mu do głowy. Dalej jest tym samym skromnym i oszczędnym facetem, który kupuje używane samochody, a przed zaśnięciem sprawdza, czy wszystkie światła w domu są zgaszone. Legendarne jest poczucie humoru aktora. Najbardziej lubi się śmiać z samego siebie. Kiedy dowiedział się o wygranym plebiscycie na "Najseksowniejszego żyjącego mężczyznę", stwierdził: "Nie ma chyba zbyt wielu seksownych nieżyjących facetów...".
Jeszcze większe emocje wywołał, ogłaszając koniec kariery. Zaczyna nowe życie, bez fleszy i kamer. Szkoda, bo jest najlepszym dowodem na to, że prawdziwy mężczyzna jest jak dobre wino - im starszy, tym lepszy.
Justyna Kasprzak
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej o Seanie Connery przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 13 września.