Coś niebieskiego

Właśnie wyszłam z mieszkania Rachel i opowiadałam kierowcy o moim przerażającym odkryciu. - No, no - powiedział z ciężkim akcentem mieszkańca Queens. - Twoja przyjaciółka zafundowała ci niezły kocioł, co?

article cover
INTERIA.PL

Lojalna, solidna Rachel, moja najlepsza przyjaciółka od dwudziestu pięciu lat, ta, która zawsze przedkładała moje dobro ponad własne, a przynajmniej miała je na uwadze - trzask! prask! - zafundowała mi niezły kocioł. Niemile mnie zaskoczyła. Najdotkliwszy ból sprawił mi towarzyszący jej zdradzie element zaskoczenia. To, że niczego się nie domyślałam. Było to równie niespodziewane jak ujrzenie psa przewodnika, który z premedytacją prowadzi swojego ślepego, ufnego pana pod koła ciężarówki.

Prawdę mówiąc, sytuacja nie była tak prosta jak w wersji, którą przedstawiłam kierowcy taksówki. Nie chciałam jednak, żeby stracił z oczu najważniejszą sprawę: krzywdę, jaką wyrządziła mi Rachel. Ja również popełniłam kilka błędów, ale nigdy nie zdradziłam naszej przyjaźni.

To wszystko wydarzyło się tydzień przed planowaną datą mojego wesela. Wpadłam do Rachel, żeby przekazać jej wieść o odwołaniu ślubu. Tę trudną decyzję podjął mój narzeczony Dex, lecz ja szybko się zgodziłam, ponieważ miałam romans z Marcusem, jednym z jego przyjaciół. Pewnej szczególnie namiętnej nocy zaszłam w ciążę. Miałam ogromne problemy z ogarnięciem tej sytuacji i wiedziałam, że najtrudniejszym zadaniem będzie wyznanie wszystkiego Rachel, która na początku lata była trochę zainteresowana Marcusem. Poszli na kilka randek, lecz ich romans dobiegł końca, kiedy w tajemnicy przed Rachel zaczęłam spotykać się z Marcusem. Przez cały czas czułam się podle dlatego, że zdradzałam Deksa, lecz jeszcze bardziej dlatego, że okłamywałam Rachel. Mimo to zamierzałam wyznać mojej najlepszej przyjaciółce całą prawdę. Byłam pewna, że zrozumie. Jak zawsze.

Zatem ze stoickim spokojem przyjechałam pod jej mieszkanie w Upper East Side.

- Co się stało? - zapytała, otwierając drzwi.

Poczułam przypływ ulgi, myśląc o tym, jak znajomo i kojąco brzmią te słowa. Rachel była najlepszą przyjaciółką o bardzo matczynym sposobie bycia. (...)

Wzięłam głęboki oddech i lekkim krokiem weszłam do jej wysprzątanego mieszkania. Rachel trajkotała o ślubie, o tym, że jest do mojej dyspozycji, gotowa pomóc przy ostatnich przygotowaniach.

- Nie będzie żadnego ślubu - oznajmiłam bez zbędnych wstępów.

- Co takiego? - zapytała. Jej usta natychmiast przybrały barwę pobladłej twarzy. Patrzyłam, jak się odwraca i siada na łóżku. Po chwili zapytała, kto zerwał zaręczyny.

Przypomniały mi się czasy liceum. Po rozstaniu, które wówczas zawsze było publicznym wydarzeniem, faceci i dziewczyny zawsze pytali: "Kto zerwał?". Wszyscy chcieli wiedzieć, kto rzucił, a kto został rzucony, aby obwinić kogo trzeba i skierować współczucie we właściwą stronę.

Powiedziałam coś, czego nigdy nie mówiłam w liceum, ponieważ wtedy zawsze to ja kogoś rzucałam.

- To była wspólna decyzja? Cóż, praktycznie rzecz biorąc, podjął ją Dexter. Dziś rano oznajmił mi, że nie może tego zrobić. Powiedział, że chyba mnie nie kocha. - Przewróciłam oczami. Wtedy nie przypuszczałam, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Sądziłam, że Dex wycofuje się, ponieważ czuje moją rosnącą obojętność. Obcość, która pojawia się wtedy, gdy zaczynasz interesować się kimś innym.

- Żartujesz. To istne szaleństwo. Jak się czujesz?

Przyjrzałam się moim różowym inkrustowanym sandałkom od Prady i dopasowanemu do nich lakierowi na paznokciach, po czym głęboko westchnęłam. Potem, tłumiąc poczucie winy, wyznałam, że mam romans z Marcusem. Owszem, Rachel przeżyła małą letnią fascynację Marcusem, ale nigdy ze sobą nie spali, a od ich ostatniego pocałunku upłynęły całe tygodnie. Ta nowina nie mogła jej aż tak bardzo przygnębić.

- Spałaś z nim? - zapytała Rachel donośnym, dziwnym głosem. Jej policzki oblały się rumieńcem (niedwuznaczna oznaka złości), lecz ja brnęłam dalej i odsłaniając przed nią wszystkie szczegóły, opowiedziałam o tym, jak zaczął się nasz romans i jak próbowaliśmy się powstrzymać, lecz nie mogliśmy przezwyciężyć szalonej fascynacji, jaka nas do siebie przyciągała. Potem wzięłam głęboki oddech i powiedziałam, że jestem z Marcusem w ciąży i planujemy się pobrać. Przygotowałam się na widok łez, lecz Rachel zachowała spokój. Zadała kilka pytań, na które udzieliłam szczerych odpowiedzi. Potem podziękowałam jej za to, że mnie nie znienawidziła, i poczułam ogromną ulgę, że pomimo zamieszania, jakie zapanowało w moim życiu, nadal mam podporę w postaci najlepszej przyjaciółki.

- Nie? Nie nienawidzę cię - powiedziała Rachel, odgarniając za ucho kosmyk włosów.

- Mam nadzieję, że Dex przyjmie to równie dobrze jak ty. Przynajmniej tę część dotyczącą Marcusa. Pewnie przez jakiś czas będzie na niego wściekły. Ale Dex to racjonalista. Nikt nie chciał go zranić. Po prostu stało się.

I wtedy, dokładnie w chwili kiedy zamierzałam zapytać ją o to, czy będzie moją pierwszą druhną na ślubie z Marcusem, cały mój świat legł w gruzach. Wiedziałam, że nic nie będzie już takie jak dawniej i że nie spełnią się moje plany. Właśnie wtedy dostrzegłam zegarek Deksa na nocnym stoliku mojej najlepszej przyjaciółki. Charakterystyczny stylowy rolex.

- Dlaczego zegarek Deksa leży na twoim nocnym stoliku? - zapytałam, modląc się w duchu, aby udzieliła mi logicznego i dobrego wyjaśnienia.

Ona jednak tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie wie. Potem oznajmiła, że to jej zegarek. Że kupiła sobie identyczny. Nie było to zbyt wiarygodne wytłumaczenie, ponieważ szukałam tego zegarka całymi miesiącami, a potem dokupiłam nowy pasek z krokodylej skóry, aby nadać mu oryginalny wygląd. (...) Wiedziałam, że najlepsza przyjaciółka, jaką kiedykolwiek miałam, dopuściła się niewyobrażalnej zdrady.

Resztę pamiętam jak przez mgłę. (...) Wstałam, podniosłam zegarek z jej nocnego stolika, obróciłam go i głośno przeczytałam inskrypcję: "W dowód miłości, Darcy". Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło, bo przypomniałam sobie dzień, w którym oddałam zegarek do grawera. Zadzwoniłam do Rachel z komórki i zapytałam, jaka powinna być treść tej dedykacji. "W dowód miłości" było jej pomysłem. (...)

- Co to jest, kurwa? - zapytałam spokojnie. Po chwili wykrzyczałam to pytanie, bo zdałam sobie sprawę, że Dex prawdopodobnie ukrywa się gdzieś w jej mieszkaniu. Wpadłam do łazienki i szarpnęłam zasłonę od prysznica. Nic. Wybiegłam na zewnątrz, żeby przeszukać szafę.

- Darcy, nie - powiedziała Rachel, zasłaniając drzwi plecami.

- Z drogi! - krzyknęłam. - Wiem, że on tam jest!

No więc Rachel odsunęła się na bok, a ja otworzyłam drzwi. I rzeczywiście, w środku siedział Dex, kucając w rogu, odziany w pasiaste granatowe bokserki. Kolejny prezent ode mnie.

- Ty kłamco! - wrzasnęłam do niego, czując, jak przyspiesza mi tętno. Przywykłam do dramatów. Żyłam dramatami. Ale nie takimi. Nie takimi, nad którymi nie miałam żadnej kontroli.

Dex wstał i spokojnie się ubrał. Włożył nogi w nogawki dżinsów i wyzywająco zapiął rozporek. Na jego twarzy nie było widać ani śladu poczucia winy. Zachowywał się tak, jakbym właśnie oskarżyła go o kradzież sztućców albo zjedzenie moich ulubionych lodów wiśniowych.

- Okłamałeś mnie! - wrzasnęłam ponownie, tym razem głośniej.

- Chyba żartujesz - wyszeptał. - Pieprz się, Darcy.

Przez wszystkie wspólnie spędzone lata nigdy nie powiedział do mnie czegoś podobnego. Tych słów w ostateczności używałam ja. Nie on.

Spróbowałam jeszcze raz:

- Mówiłeś, że nie chodzi o inną kobietę! A pieprzysz moją najlepszą przyjaciółkę! - krzyknęłam, nie mając pewności, na kogo rzucić się najpierw. Ta podwójna zdrada zupełnie mnie przytłoczyła. (...)

- Przyganiał kocioł garnkowi, co, Darcy? Ty i Marcus, tak? Spodziewacie się dziecka? Chyba należą się gratulacje.

Na coś takiego nie miałam żadnej odpowiedzi, więc po prostu ponownie skupiłam się na nim i zakomunikowałam:

- Od początku o wszystkim wiedziałam.

Było to wierutne kłamstwo. Nawet za milion lat nie potrafiłabym przewidzieć tej chwili. Wstrząs był nie do zniesienia. Ale tak to jest, kiedy robi się kocioł. Porażka boli bardziej niż cios poniżej pasa. Zrobili ze mnie idiotkę, lecz nie zamierzałam puścić im tego płazem.

- Nienawidzę was. Już zawsze będę was nienawidzić - powiedziałam, zdając sobie sprawę, że moje słowa brzmią żałośnie i szczeniacko, jak wtedy gdy w wieku pięciu lat oznajmiłam ojcu, że bardziej kocham diabła niż jego. Chciałam szokować i przerażać, ale on, słysząc tak pomysłową obelgę, tylko parsknął śmiechem. Dex również wydawał się nieco rozbawiony moim oświadczeniem, co rozwścieczyło mnie niemal do łez. Pomyślałam, że muszę opuścić mieszkanie Rachel, zanim zacznę beczeć. W drodze do drzwi usłyszałam głos Deksa:

- Aha, Darcy?

Odwróciłam się.

- Czego? - syknęłam, modląc się, aby powiedział, że to był tylko żart, jedno wielkie nieporozumienie. Może oboje wybuchną śmiechem i zdziwią się, że mogłam coś takiego pomyśleć. Może nawet się uściśniemy.

On jednak zapytał tylko:

- Czy mogłabyś mi oddać zegarek?

Przełknęłam ślinę i cisnęłam w niego zegarkiem, celując w twarz. Mój pocisk nie doleciał do celu i uderzył w ścianę, a potem potoczył się po drewnianej podłodze, nie trafiając nawet w bose stopy Dextera. Podniosłam wzrok i spojrzałam na Rachel.

- A jeśli chodzi o ciebie - powiedziałam - nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś dla mnie martwa.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas