Lemoniada Hanny Bakuły

Malarka, skandalistka, feministka, pisarka, a przy okazji zapalona podróżniczka, kucharka i... mistrzyni brydża. O kim mowa? Oczywiście o Hannie Bakule, która gościła w krakowskim Wierzynku, promując swoją najnowszą książkę "Hania Bania". Spotkanie prowadziła Elżbieta Filipiak, fragmenty książki czytała Beata Rybotycka.

Hanna Bakuła, fot. Marek Ulatowski
Hanna Bakuła, fot. Marek UlatowskiMWMedia

Hania Bania jest dziewczynką nie tylko ruchliwą, ale też niezwykle pewną siebie i rezolutną. Ma wyrobiony pogląd na świat. Zamierza zostać baletnicą i nie przeszkadza jej fakt, że jest o wiele cięższa od wychudzonych dziewcząt w trykotach. W wieku 6 lat umie już znakomicie czytać i ma ambitne plany pomagania pani w prowadzeniu lekcji. Nade wszystko przedkłada rozkosze podniebienia. Potrafi zjeść ogromną porcję makaronu z sosem, kilka kanapek, spory kawałek piernika i zapić to wszystko lemoniadą. Choć wychowuje się w zgrzebnych latach 50., kulinarne talenty babci i mamy sprawiają, że w życiu Hani Bani niczego nie brakuje.

- Miała szczęśliwe dzieciństwo, każdemu mogłabym takiego życzyć - podkreśla Hanna Bakuła. Co nie znaczy, że swoje najmłodsze lata idealizuje. Bo bystre oczka Hani widzą wszystko: mamusię-kokietkę, wiarołomnego tatusia, babcię co trzy minuty odpalającą papierosa i dziadziusia, który zawsze potrafi postawić na swoim, na przykład wyciąć połowę tulipanów z klombu, obok którego będzie maszerował pcohód pierwszomajowy - "żeby sukinsyny nie miały ładnie".

Być może tajemnica rozumku Hani rzeczywiście polega na obfitym w kalorie jedzeniu? Można to sprawdzić - na końcu książki znajduje się zbiór przepisów do wykonania przez dzieci od laty pięciu. Lemoniada z landrynek, chleb z masłem i cukrem, andruty z koglem-moglem. Hanna Bakuła zapewnia, że wszystkie potrawy są "zdrowe i nietuczące". No i warto pamiętać, że andrut i lemoniada najlepiej smakują... do książki.

Małgorzata Olszewska

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas