Melba i Uśmiech Wenecji
Italia to nie tylko pizza, cappuccino i makaron, to także lody. Najlepsze lody na świecie.
To właśnie Włosi wymyślili lody, którymi zarazili potem całą Europę. Początkowo robiono je według bardzo prostych przepisów. Miałki lód przyprawiano sokiem owocowym i miodem. Takimi właśnie lodowymi przysmakami zajadano się na dworach książęcych i królewskich. Dopiero w XVIII wieku zastosowano na szeroką skalę inną recepturę. Miałki lód łączono z cukrem, mlekiem, jajami, a przyprawiano pistacją, czekoladą lub wanilią. Zaczęły powstawać prawdziwe rarytasy.
Do Warszawy lody robione z mleka przybyły za czasów Stanisława Augusta wraz z pewnym Włochem. Nazywał się Carluccio Oalmoni i był znakomitym cukiernikiem. Nad Wisłę przybył wraz z dworem Garampiego - nuncjusza papieskiego. Nuncjusz wrócił wkrótce do Italii, ale Carluccio został w Warszawie, gdzie otworzył cukiernię. Jego lokal szybko zasłynął z najlepszych lodów w mieście, a zamówienia szły nawet na zamek, na stół króla Stasia.
Lody - pierwsze w królestwie deserów, stały się wizytówką coraz liczniejszych kawiarni i cukierni. Na lody w Warszawie chodzono do Ogrodu Saskiego, do cukierni Lessla czy Lourse'a. Kawiarnia u Loursa cieszyła się ogromną renomą. Była tam przepyszna kawa, znakomite lody, ale na przykład Antoni Magier (znany pamiętnikarz) bywał tam ze względu na olbrzymi wybór francuskiej prasy... Z czasem cukiernia otrzymała nazwę Confiserie L. Lourse i przyciągała cały wielki świat.
W. Herbaczyński - autor sentymentalnych wspomnień "W dawnych cukierenkach i kawiarniach warszawskich" pisał z nostalgią o dawnych przysmakach serwowanych u Lourse'a. Były to na przykład muszelki z pistacją i morelową marmoladą, foremeczki migadałowe polane lukrem, ale prawdziwą specjalnością zakładu była "bomba hrabska" czyli kula waniliowych lodów polanych mrożonym kremem i czekoladą.
W XIX wieku, kiedy lody nabrały już zasłużonej popularności zaczęto nie tylko doskonalić ich smak i wygląd, ale także nadawać wyszukane nazwy. Oprócz "bomby hrabskiej" można było zamówić "Mozarta", "Wielką księżnę" lub "Uśmiech Wenecji".
Jeden z najlepszych deserów lodowych na świecie - słynna Melba - zawdziecza swą nazwę legendarnej primadonnie Helen Mitchell. Największa sopranistka przełomu XIX i XX wieku przybrała pseudonim "Melba" na cześć swego rodzinnego miasta Melbourne. Karierę robiła jednakże nie w Australii lecz w Europie. Bywając w Londynie zatrzymywała się przeważnie w hotelu "Savoy". W tamtejszej hotelowej restauracji miała swój ulubiony deser - lody z kremem, bakaliami i owocami. Na jej cześć hotelowi cukiernicy nazwali deser lodowy "Melbą". Nazwa i lody stały się nieśmiertelne...
U schyłku XIX wieku w Warszawie lody można było zamawiać do domu. Po mieście biegali więc posłańcy z szufladkami pełnymi lodów. Aby zagwarantować odpowiednie zamrożenie, wokół szufladki znajdował się pojemnik z drobnymi kwadracikami lodowymi.
Włosi nigdy nie jedzą ich w domu. Lody to ceremoniał, a jednym z najbardziej popularnych w Italii lokali są galaterie czyli lodziarnie. Gwarantują one najwyższą jakość, a nierzadko także stylowy wystrój wnętrz. Niegdyś najwspanialszą rzymską lodziarnią była "Giolitti", gdzie można było wybrać sobie kompozycję lodową spośród 70 smaków. Dziś, każdy mieszkaniec Rzymu wskazałby stylową Galateria della Palma. Do dyspozycji mamy ponad 100 smaków będących wynikiem włoskiej fantazji.
Egzotyczne nazwy, zachęcający wygląd, najlepszy smak - to we włoskich galateriach znajdziemy zawsze. Nie pozostaje nam nic innego tylko - jak mówią Włosi - zjeść i umrzeć.
Magdalena Jastrzębska