Jesienią lśnij w blasku kryształów, cekinów i brokatu
Niegdyś były symbolem elegancji i szyku, później - synonimem tandety i efekciarstwa. Dziś klejnoty coraz częściej goszczą nie tylko na naszych szyjach, ale i ubraniach czy dodatkach. Połysk kryształów i brokatu to najlepszy sposób na jesienne wyróżnienie się z tłumu.
Już Marilyn Monroe śpiewała w 1953 roku, że diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety, a Audrey Hepburn niespełna dekadę później wzdychała na ekranach kin do błyskotek kultowej marki Tiffany. Fascynacja urokiem drogocennej biżuterii nie ominęła też wybiegów, na których od dekad chętnie lansowano ubrania i dodatki udekorowane obficie kryształkami, cekinami, brokatem. Blask był synonimem elegancji, szyku i klasy.
Choć to Marlena Dietrich była pierwszą gwiazdą, która nosiła kryształy Swarovskiego na srebrnym ekranie w 1932 roku, przyozdobiona biżuterią odzież zyskała olbrzymią popularność dopiero w latach 50. To wówczas stała się symbolem luksusu i glamouru spod znaku wysublimowanych kreacji haute couture projektu Christiana Diora i Cristobala Balenciagi.
Kolejne dekady zmieniły diametralnie stylistyczną przynależność błyszczących ozdób, które z atrybutu wytwornych pań stały się symbolem mody teatralnej, estradowej, elementem kreacji scenicznych. Elton John znany był z barwnych, wysadzanych dżetami kostiumów, podobnie zresztą jak Cher i Elvis Presley. W erze glamrocku połysk ćwieków stał się nieodzowną częścią ubioru. Upiększano w ten sposób marynarki, spodnie, koszule, buty, nawet okulary przeciwsłoneczne.
Era przepychu minęła jednak wraz z wkroczeniem na pokazy i czerwone dywany minimalizmu, który od kilku lat sprawował niepodzielne rządy w świecie mody. Błysk dżetów i brokatu zaczął być postrzegany jako tandetna forma upiększenia strojów. Do czasu. Oto bowiem w tym sezonie połysk wrócił na modowy szczyt, jawiąc się jako jeden z największych, a z całą pewnością najbardziej efektownych, trendów jesieni i zimy.
Na wybiegach mogliśmy go obserwować w najróżniejszych wcieleniach. U Miu Miu przybrał postać wysadzanych dżetami jeansów, zaś u Chanel - migoczących aksamitnych strojów wieczorowych. Christopher Kane przyozdobił biżuteryjnymi aplikacjami niemal wszystkie elementy garderoby - od swetrów i sukienek w stylu disco, aż po skórzane botki udekorowane kryształkami. Dom mody Erdem z kolei zaprezentował nowy wymiar blasku w swoich warstwowych sukniach z diamentowymi ozdobami i cekinowych spódnicach.
W gwiazdorskich szafach od pewnego czasu również króluje blask. Choć efektowne kreacje gwiazd z czerwonych dywanów - jak choćby słynna prześwitująca suknia kreacja Givenchy ozdobiona kryształami, w której Beyonce zachwycała na Met Gali w 2015 roku czy inkrustowane klejnotami siateczkowe stroje Kim Kardashian i Jennifer Lopez - olśniewają, prowokując niekiedy do naśladownictwa, biżuteryjne ozdoby warto dozować z umiarem.
Podczas gdy połyskująca kolia, pasek z ozdobną klamrą, brokatowy sweter i dżinsy z dżetami to z całą pewnością nienajlepszy pomysł na stylowy strój, od błyszczących, biżuteryjnych akcentów nie ma sensu uciekać - zwłaszcza w tym sezonie. Aby uniknąć efektu przesytu ozdób, który w codziennych stylizacjach może wydawać się cokolwiek przytłaczający, postawmy na jeden wyrazisty element lub dwa.
Duże kryształowe kolczyki czy też naszyjnik w duecie z winylową torebką albo aksamitnymi botkami z obcasem ozdobionym dyskretnymi kryształkami, będą doskonale współgrać z klasyczną małą czarną lub gładką koszulą i spódnicą midi. Uzyskamy w ten sposób balans między dyskretnym urokiem stonowanego stroju, a modnym tej jesieni powrotem do biżuteryjnego maksymalizmu. Tajemnica sukcesu tkwi wszak w umiarze i utrzymaniu właściwych proporcji. (PAP Life)