Jak prosić o pomoc, gdy jest ci niezbędna
Choć jesteś silna, czasem potrzebujesz wsparcia. Ale co robić, gdy przyznanie się do kłopotów nie przechodzi ci przez gardło?
Wstyd, zakłopotanie. I jeszcze lęk przed ujawnieniem słabości! Te wszystkie przykre emocje skutecznie utrudniają nam proszenie o przysługi. Ale wyobraź sobie świat, w którym nie istnieje bezinteresowność. Nikt niczego od nikogo nie chce, na nikogo nie liczy. Czy chciałabyś w nim żyć? To właśnie wzajemne wspieranie się i solidarność tworzą silne więzy między ludźmi. Dlatego proszenie o pomoc jest umiejętnością, dzięki której życie może stać się dużo łatwiejsze!
Byłam opoką rodziny
Zawsze powtarzałam młodszej siostrze Patrycji, że da się poukładać sobie życie nawet po trudnych początkach. Denerwowało mnie, że za wszystko, co ją złego spotykało, obwiniała rodziców. Fakt, że w domu nie było różowo. Ojciec pił, a mama chodziła na paluszkach, żeby go tylko nie zdenerwować, bo to zawsze kończyło się awanturami, a co gorsza, wydzielaniem pieniędzy na dom i rozliczaniem z każdej złotówki. Mama nigdy się nie skarżyła, a my z siostrą też nie opowiadałyśmy o sytuacji w domu. Nikomu nie przyznawałyśmy się, że czasem chodzimy głodne, a ojciec wyzywa nas i poniża. Zresztą, co by to dało? Jakoś sobie radziłam. Udało mi się skończyć jedne studia, potem drugie. Wyszłam za mąż, urodziłam Mateusza. Nie rozumiałam, kiedy Patrycja winę za kolejne nieudane związki zrzucała na ciężkie dzieciństwo. Mocno wierzyłam, że każdy trzyma własny los w swoich rękach.
Wiele mnie nauczyłaś, córeczko!
Miałam dobrą pozycję zawodową, rodzinę, tłumy znajomych. Dziś, kiedy została przy mnie tylko garstka przyjaciół, widzę, że ludziom było ze mną po prostu wygodnie. Mogli się u nas najeść, posiedzieć, a kiedy zaszła potrzeba - przenocować albo pożyczyć pieniądze. Nie musiałam już martwić się o mamę, bo tata uspokoił się, odkąd z wiekiem podupadł na zdrowiu. Rzadko ich odwiedzałam. Mama wprawdzie chciała pomagać przy Mateuszu, ale nie dawała sobie z nim rady, bo był strasznie rozbrykany. Jak zwykle skończyło się na tym, że to ja pomagałam jej. Pewnego dnia powiedziała, że w przeciwieństwie do Patrycji, która była dla niej wiecznym powodem do zmartwień, jestem opoką całej rodziny. "Gdybym była silna jak ty, może moje życie wyglądałoby inaczej. Wiele mnie nauczyłaś, córeczko"- dodała, a ja poczułam się ogromnie dumna.
Za dużo jak na moje siły
Dwa lata temu umarł tata, Patrycja znalazła wreszcie fajnego faceta. Wydawało mi się, że spokój zagości u nas na dłużej. Niestety, myliłam się. Mój mąż, który od jakiegoś czasu pracował za granicą, nagle poinformował mnie, że poznał kogoś i chce rozwodu. Byłam w szoku, bo nie zauważyłam, kiedy między nami coś się popsuło. W jednej z nielicznych kłótni po rozstaniu usłyszałam tylko, że czuł się w domu całkowicie zbędny. To oczywiście była bzdura. Ale zacisnęłam zęby i nie zaprzeczyłam. Skoro przestał mnie kochać, nie zamierzałam go o nic błagać. Droga wolna!
Życie stało się jednak trudniejsze. Zaczęły się kłopoty z Mateuszem. Wagarował, raz wezwano mnie na komisariat, bo ukradł coś w sklepie. Nie chciałam mówić o tym jego ojcu, bo pewnie uznałby, że próbuję nim manipulować, żeby zmusić go do powrotu. Zresztą, nikomu się nie zwierzałam. Wierzyłam, że Mateusz się opamięta, poza tym bałam się, że ludzie zaczną krzywo na niego patrzeć. Ale potem było coraz gorzej.
Mama ciężko zachorowała, więc zabrałam ją do siebie. Bardzo prędko poczułam się wyczerpana. Zbuntowany nastolatek, niepełnosprawna staruszka i wymagająca praca - to było ponad moje siły. Patrycja przyjeżdżała raz na dwa tygodnie, przywoziła mamie jakieś frykasy, a ona rozpływała się we wdzięcznościach. Tylko że na co dzień to ja próbowałam spiąć ten cały kram do kupy. Ale naturalnie nikt tego nie dostrzegał!
Przyjaciele gdzieś zniknęli
Najgorsze było jednak przede mną. W firmie zapowiedziano redukcje. Nie spodziewałam się, że zwolnią akurat mnie! Na pożegnanie usłyszałam, że przestałam się przykładać. Zwykle powściągałam swoje emocje, ale tym razem wybuchłam. Wykrzyczałam szefowi, że przychodziłam na ostatnich nogach, bo w domu mam szpital i zero rąk do pomocy. Wydawał się zaskoczony, ale oczywiście nie zmienił decyzji. Po przyjściu do mieszkania po raz pierwszy od lat rozpłakałam się. Miałam poczucie, że nie panuję już nad swoim życiem. W popłochu próbowałam znaleźć kogoś, kto wsparłby mnie pożyczką lub choćby dobrym słowem, ale nie znalazłam nikogo. Ludzie, którzy spędzali u mnie tyle czasu, rozpłynęli się, gdy tylko wpadłam w tarapaty. Została mi Patrycja jako ostatnia deska ratunku. Ale wciąż odsuwam chwilę, kiedy będę prosić ją o pomoc. Nie chcę przyznać, że miała rację, mówiąc, że nie da się kontrolować wszystkiego.
Trudna sztuka proszenia
Ty też możesz się jej nauczyć! Wystarczy, że weźmiesz sobie do serca nasze rady.
Z kim rozmawiać?
Ponieważ w takich sytuacjach czujesz się niezręcznie, każda odmowa (nawet uzasadniona) sprawi ci przykrość. Jak zmniejszyć jej ryzyko? Zwracając się nie do tych, z którymi czujesz się bezpiecznie, ale do tych, o których wiesz na pewno, że mają możliwości oraz środki, by spełnić twoją prośbę. Łatwiej spytać o pożyczkę bliską koleżankę, przed którą nie masz tajemnic. Lecz co ci z tego przyjdzie, jeśli ona sama nie posiada pieniędzy? Wtedy i ją, i siebie postawisz w niekomfortowym położeniu. Dlatego lepiej wcześniej sprawdzić, kto może przyjść ci na ratunek.
Kiedy?
Najszybciej, jak tylko się da! Im dłużej będziesz się wahać i zwlekać, pod tym większą znajdziesz się presją. Jeśli ktoś decyduje się prosić o przysługę w ostatniej chwili, istnieje niebezpieczeństwo, że wyjdzie na desperata. Napięcie i stres proszącego raczej odstraszają, niż mobilizują do pomocy, bo druga osoba czuje się manipulowana i naciskana. Jeżeli poprosisz o pomoc odpowiednio wcześnie, w razie odmowy zdążysz rozważyć jeszcze inne opcje.
Jak zmienić nastawienie?
Każdy ma prawo prosić i nie jest to powód do wstydu. Ale pamiętaj również, że druga osoba ma takie samo prawo odmówić. To przykre usłyszeć "nie", ale nie traktuj tego jak osobistej zniewagi. Spróbuj spojrzeć na sprawę bez emocji i pomyśleć, że nie otrzymałaś wsparcia nie dlatego, że ktoś cię nie lubi czy uważa za nic nie wartą. Ma ku temu swoje powody, o których nie musisz wiedzieć.
By przełamać swój opór przed proszeniem, warto uświadomić sobie, że pewni siebie, zaradni ludzie częściej niż inni zwracają się o wsparcie. Im też zdarzają się odmowy, ale szukają pomocy tak długo, aż ją w końcu znajdą. A czy wiesz, że im częściej komuś pomagamy, tym bardziej go lubimy? Nawet bardziej niż tych, którzy pomagają nam! Dzieje się tak, ponieważ mózg tłumaczy robienie komuś przysług sympatią, jaką do tej osoby czujemy. Warto też pamiętać, że prośba o pomoc bywa dowodem zaufania i podziwu dla drugiej strony. Jest więc bardzo prawdopodobne, że raczej jej schlebisz, niż zdenerwujesz.
Co mówić, by dostać?
Możesz odczuwać pokusę, by nie adresować prośby wprost. Bo wydaje ci się, że zręczniej i taktowniej jest spytać: "Czy nie znasz kogoś, kto ewentualnie pożyczyłby mi auto na kilka dni?" niż: "Czy możesz pożyczyć mi samochód?". Lecz ludzie nie zawsze są tacy domyślni, by zrozumieć, że tak naprawdę mówisz do nich. Klucząc, tylko niepotrzebnie tracisz czas.
Zastanów się, o co zamierzasz prosić. To wbrew pozorom nie jest wcale takie oczywiste. Jeśli wpadłaś w psychiczny dołek, możesz chcieć na przykład, by ktoś spędził z tobą trochę czasu. Albo woleć, by zrobił zakupy i wyprowadził psa, ponieważ nie masz siły wychodzić z domu. Nie warto skarżyć się ogólnie, że "jest ci smutno i źle", bo otoczenie nie będzie wiedziało, jak powinno zareagować. Im bardziej będziesz konkretna, tym większa szansa, że dostaniesz dokładnie to, czego potrzebujesz.
Uzasadnienie się przyda, ale tu również warto być zwięzłym. Nie czuj się zobowiązana, by szczegółowo tłumaczyć swoją sytuację. Przygotuj sobie wcześniej tylko kilka zdań wyjaśnienia. Po pierwsze, mniej cię będzie to kosztować emocjonalnie, a po drugie, jeśli ktoś jest gotowy pomóc, nie potrzebuje spowiedzi.
Postaraj się zbudować w sobie pozytywne nastawienie. Przecież szukanie pomocy to oznaka siły, nie słabości! Skoro prosisz o konkretne wsparcie, to znaczy, że doszłaś do źródeł problemu i masz już w głowie plan, jak należy go rozwiązać. Nie siedzisz w kącie, by żalić się na los, lecz ruszasz do działania. Pamiętaj - nie jesteś ofiarą, tylko człowiekiem czynu, przygotowującym się do walki.
Maria Barcz