Kocham cię, ale twojego nazwiska nie chcę

- Przez trzydzieści lat nazywałam się Kowalska. Dlaczego nagle mam nazywać się Nowak? Co mi to da, poza życiem w zgodzie z tradycją? - zastanawia się Ewa, która za trzy miesiące wychodzi za mąż. Narzeczony zgodził się, by po ślubie Ewa pozostała przy swoim nazwisku. Jego rodzina - wręcz przeciwnie. - Nikt nie szanuje takiego faceta, co to żona jego nazwiskiem gardzi - powiedział przyszły teść Ewy.

Nazwisko masz jedno, mężów możesz mieć wielu - coraz więcej kobiet przyjmuje tę dewizę
Nazwisko masz jedno, mężów możesz mieć wielu - coraz więcej kobiet przyjmuje tę dewizę123RF/PICSEL

Większość wychodzących za mąż Polek decyduje się po ślubie na przyjęcie nazwiska męża. To opcja najbardziej tradycyjna, która w czasach naszych babek i prababek była w zasadzie normą. Z roku na rok rośnie jednak liczba kobiet, które po ślubie pozostają przy swoim, panieńskim nazwisku. Bez kresek, nazwisk dwuczłonowych, form pośrednich. Dlaczego?

Natalia: zmiana nazwiska? Za dużo zamieszania!

- Dlaczego nie przyjęłam nazwiska męża? Powody były dwa, oba do bólu pragmatyczne - wspomina 36-letnia Natalia. Po pierwsze, moje nazwisko jest ładniejsze, lubię je, nie chciałam go tracić, bo pochodzę z dość znanej rodziny. Miałam całkiem spory dorobek zawodowy, wolałam nie tłumaczyć wszystkim od zera, że ja to ja. Po drugie, było mi szkoda czasu i pieniędzy na wymianę wszystkich dokumentów - tłumaczy.

Co na to wszystko maż Natalii? Nie było mu miło i długo namawiał narzeczoną na zmianę zdania. W końcu uszanował jej wybór. - Co miał zrobić innego? Znał mnie dobrze, wiedział, że trafił mu się feminizujący typ. Z czasem przestał robić mi wymówki z tego powodu, ale za każdym razem, gdy ktoś w towarzystwie mówi o nas "Państwo Iksińcy", widzę jego radość.

Co z dziećmi? - Mamy dwoje dzieci, noszą nazwisko ojca - mówi Natalia. - Był czas, że mocno dopytywały, dlaczego mama nazywa się inaczej niż reszta rodziny, ale zawsze odpowiadałam to samo: prawo daje kobiecie wybór, może przyjąć nazwisko męża lub zostawić swoje. Ja zostawiłam swoje, ale bardzo kocham was i waszego tatę.

Justyna: nazwisko masz jedno, mężów możesz mieć wielu

- Rozwiodłam się z nim po czterech latach małżeństwa, tuż po tym, gdy okazało się, że ma wyjątkowo dużo czułości dla pewnej koleżanki z pracy - wspomina Justyna swoje małżeństwo. Zostałam z nazwiskiem tego drania i chciałam pozbyć się jak najszybciej. Wcześniej, w chwili ślubu, Justyna przyjęła nazwisko męża. Miała 26 lat, była młoda, zakochana, pełna marzeń o wspólnym życiu ze wspólnym nazwiskiem na drzwiach ich gniazdka. - Poza tym planowaliśmy mieć dzieci. To też miało wpływ na decyzję.

Wściekła i zawiedziona Justyna wróciła do nazwiska panieńskiego, z mocnym postanowieniem, że nigdy więcej nie wyjdzie za mąż. - Wolne związki i owszem, ale żadnego przysięgania, żadnych poważnych i formalnych zmian - wspomina. Po kilku latach mniej lub bardziej udanego singlowania i bywania w wolnych związkach Justyna poznała Jacka.

- Szybko poczułam, że ta relacja może być albo poważna, albo żadna. Po kilku miesiącach padła propozycja ślubu i kupienia wspólnego mieszkania. Zgodziłam się z wielką radością, ale od początku wiedziałam jedno: żadnego zmieniania nazwisk, żadnych kresek. Zostaję przy swoim - to w zasadzie był mój jedyny warunek. Miałam uraz. Kocham Jacka, ale życie nauczyło mnie już, że nazwisko masz jedno. Mężów możesz mieć wielu.

Justyna nigdy nie żałowała swojej decyzji. Nie uważa też, by małżeństwo mające dwa różne nazwiska wywoływało w otoczeniu, jakieś szczególne kontrowersje. - Kto ma wiedzieć, ten wie, że jesteśmy małżeństwem. Kto nie wie, temu przedstawiam się: Justyna Iks, żona Jacka Igrekowskiego. Nie zauważyłam, żeby powodowało to jakieś realne problemy. To nie nazwisko czyni mnie dobrą żoną - dodaje.

Coraz więcej kobiet myśli tak, jak Justyna: miłość to jedno, nazwisko to zupełnie coś innego. Zmiana nazwiska to dla nich relikt dawnych czasów, w których kobiety wychodziły za mąż raz w życiu, zwykle dość młodo. Kiedy zaczynały pracę zawodową, zazwyczaj nosiły już nazwisko po mężu i pod takim znali je potem wszyscy znajomi, sąsiedzi, współpracownicy. Dziś, gdy za mąż wychodzimy zdecydowanie później, często wielokrotnie, ciągłe zmienianie danych oznacza po prostu robienie zamieszania, konieczność każdorazowej wymiany dokumentów, wprowadzanie znajomych w konfuzję.

Kiedyś moment ślubu oznaczał symboliczne wejście do rodziny męża, zmianę statusu społecznego. W tamtych czasach wspólne nazwisko miało dużo większe znaczenie niż dziś. Szczególnie, że przybywa par żyjących w konkubinacie (i mających różne nazwiska), które przez społeczeństwo traktowane są niemal jak małżeństwa i w codziennym życiu, a także wielu sytuacjach formalnych, mają prawa tożsame z małżeństwami.

Ambitna i władcza - takimi słowami badani opisywali kobietę, która zachowała panieńskie nazwisko po ślubie
Ambitna i władcza - takimi słowami badani opisywali kobietę, która zachowała panieńskie nazwisko po ślubie123RF/PICSEL

Elżbieta: skąd mam wiedzieć, że to pani mąż?

W pokoleniu dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatek kobieta zamężna, która nosi nazwisko panieńskie, nawet, jeśli się wyróżnia, nie wzbudza wielkich kontrowersji. Ale dwadzieścia lat temu, gdy za mąż wychodziła Elżbieta, taka sytuacja była bardzo, bardzo rzadka. - Mogę powiedzieć, że na tamte czasy moja decyzja była mocno kontrowersyjna - wspomina pięćdziesięciolatka. Dlaczego tak wybrałam? Nazwisko męża niezbyt mi się podobało, nie dogadywałam się z teściową, jego rodzina za mną nie przepadała. Jakoś nie czułam tego, że nagle mam się nazywać tak samo, jak oni.

Wszyscy, absolutnie wszyscy przekonywali mnie, że popełniam największy błąd swojego życia: moi rodzice, jego rodzice, ciotki, babki, koleżanki z pracy. Poza moim narzeczonym. On powiedział: decyzja należy do Ciebie - wspomina.  Elżbieta, mimo krytyki, postanowiła pozostać przy swoim nazwisku. Nigdy tej decyzji nie żałowała. A czy spotkały ją w związku z tym jakieś trudności? - Kilka razy miałam nieprzyjemne sytuacje, w których ktoś nie chciał mi dać przesyłki dla męża, albo udzielić informacji o jego zdrowiu - wspomina Elżbieta. Kiedy mąż trafił do szpitala, musiałam pokazać pielęgniarce kopię aktu ślubu, żeby zaczęła wpuszczać mnie na oddział. Potem kopię tego aktu włożyłam do portfela i noszę ją tam do dziś. Czasem się przydaje.

Córka ma nazwisko ojca. Gdy któreś z nas robi rezerwację w kinie, u lekarza, w biurze podróży, podaje tylko swoje nazwisko. Taką mamy zasadę, dzięki niej nie ma nieporozumień - tłumaczy.

Ewa: wszyscy będą myśleć, że żyjecie w konkubinacie

- Przez trzydzieści lat nazywałam się Kowalska. Dlaczego nagle mam nazywać się Nowak? Co mi to da, poza życiem w zgodzie z tradycją? - zastanawia się Ewa, która za trzy miesiące wychodzi za mąż. Tuż po tym, jak pojawił się temat ślubu, Ewa postawiła warunek: zostawiam swoje nazwisko. Jej narzeczony przystał na to, ale bał się reakcji rodziny, szczególnie starszej, bardziej konserwatywnej części.

- Każde nasze spotkanie z jego rodziną oznacza, że będziemy znów wałkować ten temat - opowiada Ewa. "Dlaczego nie chcesz być częścią naszej rodziny?", "Wszyscy będą myśleć, że żyjecie w konkubinacie", "Jeśli pojawią się dzieci, będziesz miała bardzo dużo tłumaczenia", "Wydziwiasz" - tego typu komentarze są na porządku dziennym. Jak tłumaczy Ewa, jej rodzina przyjęła decyzję odnośnie nazwiska z większym spokojem i zrozumieniem. - Zawsze wiedzieli, że mam dość wysokie poczucie niezależności, poza tym moi rodzice są młodsi i myślą bardziej nowocześnie - opowiada Ewa.

- Czy rusza mnie całe to gadanie? Jasne, że tak. Ale bardziej wkurza niż sieje wątpliwości. Denerwuje mnie to, że krewni narzeczonego zakładają, że będę gorszą, mniej zaangażowaną żoną. Jaki to ma związek? - denerwuje się kobieta.

Po chwili namysłu Ewa przyznaje jednak, że spór o nazwisko jest w rzeczywistości sporem o pryncypia i zasady.

- Ja walczę o swoją niezależność, nazwisko traktuję, jako część siebie, którą mogłabym utracić - mówi. A rodzina męża zabiega o to, żeby się wzmocnić, wzbogacić o kolejne osoby. A poza tym, tradycja jest taka: głową rodziny jest mężczyzna, kobieta przyjmując jego nazwisko niejako "wchodzi" pod jego opiekę. To atawistyczne, ale prawdziwe. Mój przyszły teść powiedział mi kiedyś, niby w żartach, że nikt nie szanuje takiego faceta, co to żona jego nazwiskiem gardzi. Ja oczywiście nie chcę pokazywać im w ten sposób pogardy, po prostu zżyłam się z panieńskim i nie chcę się go pozbywać. Ale kto to zrozumie? - irytuje się.

Dwa różne nazwiska: ona ambitna, on pantoflarz

W pokoleniu współczesnych dwudziesto- i trzydziestolatków coraz powszechniejsza jest opinia, że wybór nazwiska jest suwerenną decyzją kobiety, którą mężczyzna powinien po prostu uszanować. Rozpowszechnia się pogląd mówiący, że małżeństwo jest pewną opcją, jednym z kilku, równoległych modeli życia. Na tej samej zasadzie - opcją jest zmiana nazwiska. Zarówno zawarcie związku małżeńskiego, jak i przyjęcie nazwiska męża jest dziś bardziej romantycznym gestem, niż ważną deklaracją dotyczącą przynależności.

Ale starsze pokolenia myślą zwykle dokładnie tak, jak przyszły teść Ewy: kobieta, która odrzuca nazwisko męża, ośmiesza go i upokarza. Taki punkt widzenia, choć kojarzy się z tradycyjnym, katolickim myśleniem, nie jest popularny wyłącznie w Polsce.

Jak wynika z raportu opublikowanego w ubiegłym roku na łamach naukowego pisma "Sex Roles" ("Role płciowe"), przez Rachael Robnett z Uniwersytetu Nevada oraz Marielle Wertheimer i Harriet R. Tenenbaum z brytyjskiego Uniwersytetu Surrey, mężczyźni, których żony zostawiają po ślubie panieńskie nazwisko są postrzegani przez innych ludzi, jako ulegli i podporządkowani. Zaproszeni do badania studenci, poproszeni o scharakteryzowanie mężczyzny, którego żona pozostała przy panieńskim nazwisku używali takich słów jak: : "opiekuńczy", "wyrozumiały", "bojaźliwy" i "posłuszny" i "pozbawiony mocy". W innym badaniu prowadzonym w ramach tego samego eksperymentu, uczestnicy stwierdzili, że takiego mężczyznę bardziej kojarzą z wysoką emocjonalnością, mniej z instrumentalnym działaniem, skutecznością i sprawstwem. Wśród odpowiedzi często padało też słowo "pantoflarz".

Skoro wspominamy badanie zespołu Robnett, Wertheimer i Tenenbaum, warto powiedzieć też, jak badani opisywali same kobiety, które pozostały przy rodowym nazwisku, mimo zamążpójścia. Tu kontrast jest równie wyraźny: ta, która pozostała przy swoim nazwisku była "władcza" i "ambitna". Ta, która przyjęła nazwisko męża - "miła" i "mało asertywna".

Siła tradycji jest więc wielka. Jako jednostki bywamy wyzwoleni i nowocześni w poglądach, potrafimy zrozumieć, że to nie nazwisko decyduje o tym, jaką żoną jest kobieta. Jednak jako społeczeństwa wciąż funkcjonujemy w utartych schematach myślowych i stereotypach o bezwolnym pantoflarzu i władczej feministce z panieńskim  nazwiskiem. I nie zanosi się na to, by ta sytuacja szybko uległa zmianie.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas