Lepiej żyć - zrób to teraz!
Nie teraz. Zaraz. Może jutro? Tak, jutro się sprężysz i zrobisz to lepiej. Tylko że z jutra szybko robi się pojutrze, potem terminy zaczynają gonić, a ty masz poczucie winy... Złościsz się, że znów wszystko zostawiasz na ostatnią chwilę? Zacznij z tym walczyć. Nie zaraz. Teraz!
Znowu zapomniałam
- Wystarczy pismo z żądaniem rekompensaty do dyrekcji biura. Napisałam je, ale nie wysłałam. Do dziś, choć minęły już... dwa lata od tamtych wakacji i sprawa się przedawniła. - Dlaczego nie wysłałaś? - Nie wiem. Spoglądam na ten świstek codziennie, kiedy sięgam do szuflady po wizytówki. Tak samo zresztą jak na rachunek za naprawę walizki, którą w zeszłym roku zniszczyli mi w samolocie. Powinnam go wysłać liniom lotniczym. Ale ciągle mam coś innego do zrobienia...
Zawalamy terminy w pracy, zapuszczamy mieszkanie, "zapominamy" zadzwonić do najbliższych i zapisać się do ginekologa.
Dlaczego tak trudno nam zabrać się do pewnych rzeczy od razu? Z lenistwa? Bo w duchu liczymy, że ktoś zrobi to za nas? Myślimy, że później będzie nam łatwiej, szybciej, przyjemniej? - Jeśli masz sporo na głowie i wszystkim chcesz się zająć naraz, to jasne, że coś będzie musiało poczekać, że o czymś zapomnisz. Wygodniej nam odsunąć na bok sprawy, które uważamy za mniej przyjemne i wymagające większego zaangażowania - wyjaśnia Radosław Kaczan, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Coraz częściej tą "mniej przyjemną sprawą" jest praca.
Rozproszeni w przestrzeni
Szefowie wielkich firm zatrudniają dziś zespoły naukowców, by wyjaśnić, dlaczego wydajność pracowników spada. - Odkładanie na później okazało się zmorą naszych czasów - twierdzi Piers Steel, psycholog z uniwersytetu w Calgary, który przez ostatnie 10 lat badał narastający problem zwlekania m.in. wśród Amerykanów i Kanadyjczyków. Co odkrył?
Odkładanie na jutro przybiera rozmiary epidemii. Przyczyny? Dorastamy dziś w klimacie aprobaty dla luzu: określenia sumienny, punktualny i rzetelny brzmią dla nas jak synonimy słowa "nudny". Steel zauważył, że większość badanych przez niego "odwlekaczy" nie dostrzegała korzyści i nie czuła radości wynikającej z wykonanego zadania. Inne psychologiczne przyczyny to niesamodzielność i ciągłe liczenie na pomoc innych ("ktoś to w końcu za mnie zrobi"), czasem unikanie odpowiedzialności za sprawy trudne oraz obawa przed krytyką lub niepowodzeniem.
Rośnie też wokół nas ilość złodziei czasu i "rozpraszaczy" - otacza nas coraz więcej bodźców, dodatkowych opcji, dźwięków, obrazów, które domagają się naszej uwagi. Są sprzymierzeńcami odkładania na potem.
Wielofunkcyjne urządzenia kuszą nowymi wariantami, skrzynki puchną od maili i spamów, telefony dzwonią, pobrzękują SMS-y, zagaduje kolega zza biurka i koleżanka zza cienkiej ścianki - open space, który miał ułatwić przepływ informacji między pracownikami, okazał się wyjątkowo skutecznym "rozpraszaczem".
Odrobina muzyki? A może zabawny film na YouTube, sprawdźmy też co słychać na forum. Praca wśród licznych bodźców ułatwia uleganie pokusie: nie myśleć przez moment o obowiązkach, odpłynąć, odprężyć się. Nic w tym złego, o ile jest sporadyczne. - Gorzej, gdy przerodzi się w nawyk - ostrzega Piers Steel i szacuje, że powody do obaw może dziś mieć co czwarty z nas! Jeszcze 20-30 lat temu problemy z punktualnością i obowiązkowością miało zaledwie kilka procent ludzi.
Kosztowna ulga
Zdarzyło ci się składać PIT 30 kwietnia? Nie ty jedna narzekałaś na kolejkę w urzędzie. A może zdarzyło ci się nawet zapłacić karę? Odkładanie na później bywa kosztowne - dr Steel wyliczył, że niezapłacone na czas podatki kosztują Amerykanów rocznie kilkaset milionów dolarów. - Polskich danych na ten temat nie ma, ale sądzę, że kwoty też okazałyby się spore - mówi Radosław Kaczan. Ania, trzydziestolatka, z zawodu tłumaczka, płaciła karę już dwa razy. No i mandaty za parkowanie w niedozwolonym miejscu, bo nie stawiała się w wyznaczonym terminie (miesiąc!) w straży miejskiej, by złożyć wyjaśnienia...
- Czasem myślę, że nie mogę na sobie polegać - przyznaje Ania. To poniedziałkowy wieczór, wreszcie ma czas wyskoczyć ze mną na kawę. Zamyka laptop, przed chwilą wysłała mailem tłumaczenie kolejnego odcinka telenoweli. - Na szczęście udało mi się przesunąć termin z piątku na dzisiaj! Siedziałam nad tym cały weekend. Nawet lubię pracować pod presją czasu, wtedy mam "power". Tylko że potem jestem wykończona. Co najmniej raz w miesiącu marzę o wakacjach.
Jak zbadano: u notorycznych "zwlekaczy" po chwilowej euforii szybko pojawia się zmęczenie, złość i niezadowolenie z siebie, rośnie też agresja wobec przełożonych, bo to oni pilnują terminów. Co gorsza, zwlekanie odbija się na zdrowiu. - Ludzie zwlekający częściej się przeziębiają i mają kłopoty z żołądkiem - twierdzi Piers Steel. Jego badania pokazują, że zwlekanie działa na organizm jak przewlekły stres: obniża odporność, powoduje kłopoty ze snem i huśtawki emocjonalne, które mogą skończyć się depresją.
Osoby o skłonnościach do odkładania na później mają też kłopoty z dbaniem o zdrowie, zwłaszcza z dietą czy regularnymi ćwiczeniami fizycznymi. - Nawet gdy bardzo chcemy coś dla siebie zrobić, wyzwania, które dotyczą tylko nas samych (z których przecież nikt nas nie będzie rozliczał), najłatwiej odpuścić - wyjaśnia dr William Knaus, amerykański psychoterapeuta, autor poradnika Nie odkładaj spraw na później.
Poćwiczę jutro
Basia (prawniczka) co roku planuje zapisać się na zajęcia fitness: zaczyna myśleć o tym jesienią, zimą dopytuje się o terminy, na wiosnę mruczy: już za późno, nie warto przed wakacjami. Prawo jazdy robi od... dziesięciu lat. Znamy się ze szkoły: jeszcze w liceum mawiała "muszę szybko zrobić kurs i kupić samochód, tracę tyle czasu na dojazdy". Dziś też, kiedy się spotykamy, narzeka na codzienne podróże kolejką podmiejską, ale na pytanie: "co z prawkiem?", mówi: - Może w następne wakacje?
Jesień i zima odpada, bo ślisko, a latem będzie mniejszy ruch i dłużej widno - przekonuje (mnie czy siebie?) i zerka na zegarek. Za pół godziny ma ostatni pociąg do domu. Tym razem nie może zwlekać.
Zjedz tę żabę
Z badań Piersa Steela płynie też inny wniosek: odkładanie na później to kwestia impulsywnego charakteru. Ludzie impulsywni działają pod wpływem chwili, nastroju, emocji i nie potrafią się kontrolować, gdy wymaga tego sytuacja. Oczekują od życia nieustannych przyjemności tu i teraz, nie kiedyś, w przyszłości. Dlatego trudno im się zmotywować do nudnej i żmudnej pracy - wyjaśnia psycholog.
Może też taka jesteś? - To cecha, którą widać już w dzieciństwie - mówi Radosław Kaczan z SWPS. Wyobraź sobie: ktoś daje ci cukierka i obiecuje, że jeśli powstrzymasz się i nie zjesz go od razu, to później dostaniesz dwa. Psychologowie w słynnym eksperymencie przetrenowali tę sztuczkę na kilkulatkach, a po latach sprawdzali, co z nich wyrosło. Okazało się, że przedszkolaki, które potrafiły oprzeć się pokusie, miały w szkole lepsze oceny, a jako dorośli odnosili większe sukcesy w życiu niż maluchy, które od razu zjadły słodycze. Dlaczego?
Bo potrafiły się kontrolować i odraczać nagrodę, czyli: cierpliwie na nią zapracować. Czy tego można się nauczyć? - To trudne, bo być spontanicznym, impulsywnym i nie opierać się pokusom to dziś popularna, modna postawa - pisze dr William Knaus. - Dopiero gdy zmęczą nas wyrzuty sumienia i napięcie, kiedy niezapłacone rachunki i zawalone terminy sprawią, że będziemy mieli ochotę krzyczeć: ratunku! - łatwiej znajdziemy motywację do zmiany.
Zrób listę
Początek "autoterapii" łatwo przewidzieć: zrób listę odłożonych spraw i uszereguj je od tych, które spędzają ci sen z powiek, po te bardziej błahe, jak przyszycie guzika oderwanego przed dwoma miesiącami, wymiana grzałki w piekarniku czy przepalonej żarówki w nocnej lampce - radzą specjaliści.
- Lepiej nie przesadzać z ambicją. Jedna, góra dwie takie "odhaczone" sprawy dziennie zupełnie wystarczą, by mieć poczucie "odgruzowania" życia. Można przeplatać sprawy ważne z błahymi, istotne - by dopóki na liście coś pozostało, nie robić sobie wolnych dni, znowu nie odkładać na potem - radzi Radosław Kaczan. Brian Tracy, amerykański guru od rozwoju osobistego, wyznaje zasadę 80/20: wystarczy 20 procent działania, by osiągnąć 80 procent oczekiwanych wyników. Jeśli więc na liście masz 10 spraw, załatwienie na początek dwóch najważniejszych będzie warte co najmniej tyle samo, co pozostałe osiem razem wziętych - przekonuje Tracy w swojej książce Zjedz tę żabę.
Czujesz ulgę? Poczekaj, aż dojdziesz do końca listy. Wtedy dopiero poczujesz się wolna. Jak jednak nie powielać błędów na co dzień? Zrezygnuj z wielofunkcyjności - pomysł, że idealny styl pracy to robienie kilku rzeczy naraz odchodzi w przeszłość - od kiedy zbadano, że jest nieefektywny. Zajmuj się więc jedną czynnością i nie haruj bez wytchnienia. Przeciwnie: dziel pracę na odcinki i traktuj "rozpraszacze" jak... nagrody. Herbata - ale dopiero gdy uporządkuję te dane.
Masz wiadomość
Rozmowa z koleżanką - dopiero przy kawie. Deser - po dwóch godzinach pracy bez przerw. Komórka wyciszona, sprawdzisz, kto dzwonił, jak skończysz projekt. Sygnał dźwiękowy: "masz wiadomość" - wyłączony, przejrzysz pocztę po lanczu. Umawiaj się ze sobą, wyznaczaj zadania temu rozpieszczonemu dziecku, które masz w sobie. - Do najtrudniejszych rzeczy zabieraj się wtedy, gdy masz najwięcej energii, najlepiej przed południem - dodaje psycholog Radosław Kaczan. A przede wszystkim popracuj nad motywacją i poczuciem wartości. Zamiast myśleć: no nie, to zadanie przekracza moje siły, zastanów się raczej, od czego najlepiej byłoby zacząć. Nie wychodzi Ci początek? To ugryź problem od środka, potem "dorób boki". Może w trakcie pracy coś Cię zainspiruje?
Nie mów: muszę to zrobić, tylko pytaj, dlaczego chcesz to zrobić. Wymyślaj odpowiedzi, aż trafisz na właściwą. Robisz ten projekt, bo... liczysz na awans? Nie chcesz się wygłupić? Chcesz być w porządku? Bo chcesz mieć całkowicie wolny i beztroski weekend? Chcesz wygrać? Pamiętaj, każda odpowiedź jest dobra. A ostatnia - szczególnie trafna. Naprawdę, wygrywasz ze sobą i to w słusznej sprawie.
Grażyna Morek