Menadżerka emocji

Emocje wzbogacają życie, ale kiedy dajemy się im ponieść, mogą nas zrzucić z siodła. Mądre zarządzanie sferą uczuć sprawia, że przestajemy być zakładniczkami sentymentów. Czujemy to, co chcemy czuć.

article cover
ThetaXstock

Wrzenie serca

Jeżeli emocje sięgają szczytu, nasze życie może niebezpiecznie pikować w dół. Intensywne doznania zaburzają proces przetwarzania informacji - twierdzi amerykański neurofizjolog, profesor Richard Restak. Smutek pogarsza zdolność logicznego i kreatywnego myślenia. A tak pożądany przecież stan jak euforia skłania do zachowań ryzykownych, zmniejsza koncentrację oraz zaburza dostrzeganie istotnych detali. Odczuwanie silnych uczuć, zarówno przyjemnych, jak i nieprzyjemnych, upośledza umysłowe zdolności od pięćdziesięciu do nawet dziewięćdziesięciu procent!

Przez wzburzone morze uczuć zdrowy rozsądek się nie przebije. Nie mówiąc już o bardziej skomplikowanym intelektualnym wysiłku. Dlatego spontaniczne reagowanie zostawmy sobie na codzienne kontakty z ludźmi. W sytuacjach wyboru czy decyzji - lepiej się schładzać. Wysoka temperatura uczuć nie zagrzewa do roztropnej zmiany. Skłania do szukania pochopnych rozwiązań, odwlekania czy interpretowania złożonych konfliktów jako sytuacji bez wyjścia.

Specjalistki od emocji

Rozmawiałam z kobietą, która od dawna chce odejść od agresywnego męża, ale rozwód pozbawiłby ją dostatniego poziomu życia. Żadne rozwiązanie nie było idealne. Przeżuwa złe wspomnienia, pakuje się i rozpakowuje, przeżywa huśtawki nastrojów. Od kilku lat tkwi na życiowym zakręcie. Sama się tam zresztą ulokowała. Wszystko przez to, że jedzie na emocjonalnym biegu. Kurczowo trzyma się zarówno lęku przed mężem, jak i lęku przed zmianą. Gdyby przestawiła się na racjonalne funkcjonowanie, nie pozwoliłaby, aby te niepokoje dezorganizowały jej cenny czas. Na pewno doszłaby do wniosku, że życie to nie czarowna bajka i każda instrukcja naprawy zawiera w sobie nie tylko element zysku, lecz też straty.

Emocjonalnie dorosła osoba nie odsuwa bez końca momentu podjęcia decyzji, ale realizuje wariant, którego koszty będą dla niej mniej kłopotliwe. Umie je oszacować, podejmuje konieczne ryzyko, pragnie zamienić lęk na bardziej przyjemne uczucie.

Niestety, my, kobiety, mamy tendencję do trzymania się złych uczuć. Typowy mężczyzna, jeżeli czuje się niekomfortowo, automatycznie orientuje się zadaniowo i chce rozwiązać problem. Inna sprawa, czy zawsze dobrze wybiera... My jednak jesteśmy specjalistkami od szybkiego, ale doraźnego i krótkotrwałego likwidowania złego samopoczucia. Zwalczamy objawy, szukamy pocieszenia, a nie rozwiązania problemu.

Wichry namiętności

Nasza podręczna apteczka na złe stany duszy to zakupy albo oczyszczający seans z przyjaciółką: narzekanie, wygadanie się i wypłakanie. Możemy całymi latami przeżuwać nieudany związek, a po ataku emocjonalnej bulimii wracać do niekochanego partnera. Albo nieustannie skarżyć się na pracę i nawet nie pomyśleć, że możemy ją zmienić. Jak zacięte płyty w kółko powtarzamy nasze smutki. Nie konfrontujemy się z problemami. Cały czas poruszamy się na obrzeżach tego, co powinnyśmy w swoim życiu przebudować. Płacz na ramieniu bliskiej osoby niewątpliwie oczyszcza. To, co się w nas gotowało, wykipiało, ale co z tego, skoro kurek z gazem jest ciągle odkręcony?

Nasza skłonność do poświęceń, kobieca potrzeba więzi, dążenie do kompromisu sprawiają, że jesteśmy skłonne bardziej do odreagowywania niż do działania. Pamiętajmy, że otrzymywanie tak cennego przecież wsparcia ma swoją ciemną stronę - może zatrzymywać w zamkniętym kręgu emocji, blokować podjęcie kroków w celu wyjścia z impasu. A morze uczuć bywa zwodnicze. Zdarza się całymi latami tkwić na mieliźnie i czekać na sprzyjające wiatry, celebrując gniew, żal.

W wygaszaniu emocji należy jednak zachować umiar i rozsądek. Odgradzanie się na siłę od uczuć jest równie niezdrowe jak bezkrytyczne uleganie im. Przykładem może być matka bita przez swojego nastoletniego syna. Opowiadała mi o swoich zmaganiach w sposób całkowicie beznamiętny, chłodny, jakby przydarzyło się to nie jej, ale obcej osobie. Za wszelką cenę chciała być dumna, godna i harda. Tymczasem, jeżeliby chociaż raz rozżaliła się nad sobą, dotarła do siebie prawdziwej, zidentyfikowała sama ze sobą, była ze sobą prawdziwą bardzo blisko - byłoby jej łatwiej, lżej, bardziej autentycznie. Mogłaby zacząć dostrzegać i przeżywać dobre rzeczy, które przecież również ją spotykają. Bo jeżeli mamy odwagę przeżywać złe nastroje, otwieramy się również na pozytywne i budujące uczucia.

Dyscyplina emocjonalna

Zarządzanie emocjami to nic innego jak wypracowanie równowagi pomiędzy światem uczuć a tym, co racjonalne. Wprowadzenie zdrowego balansu wymaga pewnej dawki nieufności wobec swoich własnych nastrojów. Emocje nie zawsze są tak spontaniczne i naturalne, jak nam się wydaje. Bywają irracjonalne, potrafią nas oszukiwać, wprowadzać w błąd, manipulować nami. Interpretują świat, ale ich osąd nie zawsze jest zgodny ze stanem faktycznym.

Jeżeli w dzieciństwie ojciec ośmieszał nas przy koleżankach, jako dorosłe osoby będziemy nieproporcjonalnie, przesadnie, zbyt emocjonalnie reagować na każdą krytykę. Ślad po upokorzeniu będzie nie tylko psuł nasz nastrój, ale również negatywnie wpływał na pracę i relacje z innymi.

Nosimy w sobie coś w rodzaju czarnej skrzynki, gdzie zapisane są traumatyczne wydarzenia, konflikty i towarzyszące im uczucia. Kiedy coś, co nas spotyka, jest w jakiś sposób podobne do tego, co kiedyś przeżyłyśmy, pamięć emocjonalna podsyła identyczne uczucia jak te w przeszłości. Trudno się walczy z przesadnymi fałszywymi reakcjami, bo pamięć emocji bywa mocniejsza niż pamięć zdarzenia. Możemy odczuwać zwątpienie i rezygnację w momencie, kiedy tak naprawdę jesteśmy w sytuacji, która może zakończyć się sukcesem.

Emocje oczyszczone

Często same produkujemy fatalistyczne nastawienie: "Znowu mi się nie uda", "Kolejna wizyta, która będzie nudna". A nastawienie ma tendencję do samopotwierdzania się. Dobrze jest rozpoznać prawdziwe przyczyny złego samopoczucia. Skrajne zmęczenie może być oznaką znudzenia, a nie fizycznego przeciążenia. Podobnie jak stany euforii, niekontrolowanej "głupawki" mogą maskować rozpacz.

Profesor psychologii Charles Manz twierdzi nawet, że same wybieramy to, co chcemy odczuwać. Jeżeli chcemy być wkurzone, to takie właśnie jesteśmy. Kiedy trudno wziąć się w garść, dobrze jest pójść na samotny szybki spacer, zmęczyć się fizycznie, a potem zlokalizować źródło złego samopoczucia. Bardzo konkretnie, bez szukania wymówek, że wstałam lewą nogą albo ciśnienie jest kiepskie. Dobrze jest zapytać siebie: "Co chcę odczuwać? Co pomoże mi się czuć lepiej?". Zbyt trudne? Wcale nie, ale trzeba porzucić uczucie zniechęcenia i pogimnastykować szare komórki.

Zacznijmy od zbudowania mapy swojej emocjonalności. Czy mamy skłonność do nadmiernej ekspresji, czy też wolimy ukrywać to, co tak naprawdę czujemy? Jakie są nasze ulubione stany? W jakich sytuacjach się ujawniają i czemu tak naprawdę służą? Oczyszczają, dopingują? Może tylko nas nakręcają? Powodują większą złość, agresję, rozgoryczenie?

Chora dusza - chore ciało

A może tak spojrzeć inaczej na nieprzyjemne emocje. Zwykle chcemy je od razu zlikwidować, zagłuszyć. Tymczasem niepokój to sygnał, że dzieje się coś niedobrego. Zaakceptujmy zły nastrój jako swoisty prolog do pracy nad sobą. Nie walczmy z nieprzyjemnymi doznaniami lęku, starajmy się likwidować przyczynę. Doznania somatyczne - bezsenność, kołatanie serca, nieprzyjemny ciężar w splocie słonecznym - to alarmowe dzwonki. Nieprzyjemne, zaburzają poczucie komfortu, ale równocześnie uwrażliwiają, nakazują uważne przyjrzenie się sobie. Może jest coś, co wymaga gwałtownej interwencji albo powolnej zmiany czy korekty.

W przykrych momentach pozwólmy sobie na płacz, wygadanie się, ale nie róbmy problemu z tego, co czujemy. Koncentracja na sobie tylko pogarsza nasze położenie, napędza stres i mnoży złe uczucia. Nie nakręcajmy się, starajmy się zastąpić emocje informacjami. Krok po kroku przełączmy świat emocji na świat problemów do rozwiązania. To jedyna droga, by stworzyć racjonalną ocenę sytuacji kryzysowej. Jeżeli nie możemy kontrolować całej sytuacji albo działamy pod presją czasu lub gwałtownych emocji, podzielmy zadanie na odcinki.

Według Manza w konfliktach o dużym ładunku emocjonalnym, na przykład w czasie małżeńskich kłótni, zazwyczaj zachowujemy się jak na polu walki. Atakujemy przeciwnika i odpieramy ataki skierowane w naszą stronę. Mamy tendencję do uporczywego trzymania się swoich opinii i tak naprawdę zamykamy się na argumenty drugiej strony. Tymczasem energia tego pojedynku jest tak wielka, że dobrze przekształcić ją nie na okopywanie się na swoich pozycjach, ale na rozwiązanie wspólnego przecież problemu. Zamiast wydawać oświadczenia i kategoryczne sądy, zacznijmy zadawać pytania.

Nie bójmy się otworzyć na krytykę. Dopytajmy się, o co chodzi drugiej stronie, co jej przeszkadza w tym, co my robimy. Jeśli krytyka nie jest tylko po to, by nas ranić, może być źródłem cennych informacji. Dobrze ukierunkowana energia emocji powinna budować, a nie rujnować. Największą bitwę można wygrać bez walki. Pod warunkiem, że nie mamy bielma na oczach. Inteligencję emocjonalną bowiem najlepiej stosować razem z przenikliwością umysłu. Inaczej z całej postaci Achillesa możemy widzieć tylko piętę. n

Zyta Rudzka

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas