Sylwestrowa samotność
W tym roku pojechaliśmy z przyjaciółmi na sylwestra w góry, niedaleko Zakopanego. Tej nocy nie zapomnę do końca moich dni. Chciałabym, żeby trwała wiecznie, ale skończyła się błyskawicznie...

Nie jesteśmy paczką, która miałaby jakieś wygórowane życzenia co do standardów takich imprez. Góry, drewniana chałupa, dużo śniegu, trochę szampana i czegoś mocniejszego, gitara i jakiś kąt do przedrzemania. Wszyscy jesteśmy przyszłymi lekarzami, znamy się od lat. Życie jednak potrafi zaskakiwać...
Pojechaliśmy w te góry oczywiście w parach, jednak mój "doktorek" zaraz po przyjeździe przekształcił się w pacjenta (grypa) i zajął największe i najcieplejsze łóżko w chałupie. Opiekowaliśmy się nim wszyscy. Tak nadeszła ta noc...
Kiedy się ma dwadzieścia kilka lat, to w sylwestra, bez jakichś racjonalnych powodów, wpaść można czasem w jakąś dziwną emocję. Tak jak ja w tych górach...
Nakarmiłam i napoiłam doktorka. Opatuliłam go kołderkami, przyniosłam mu prasę, wręczyłam pilota do telewizora i ... poszłam z całą grupą do remizy na sylwestrowe szaleństwo. Tam szybko zapomniałam o "doktorku"...
Wyglądał jak palant: był nieogolony, mały, jakiś taki kudłaty i na dodatek, jak dla mnie, trochę stary - 35? 40? Siedział w kącie, pił herbatę i od czasu do czasu popijał z piersiówki. W całej sali tylko ja i on byliśmy bez pary. Może dlatego zwróciłam na niego uwagę...
Moja sylwestrowa emocja kazała mi podejść i poprosić go do tańca. - Samotni nie tańczą, tylko piją herbatkę i ... prąd! - usłyszałam. I po chwili: - Stać ich tylko na to, żeby się dzielić tą samotnością, jak chlebem...
W końcu ze mną zatańczył - raz, drugi, trzeci... Potem podzielił się tą swoją samotnością i na sali przybyła jedna para. Zapomniałam nawet o tym, że obiecałam choremu "doktorkowi" prezent noworoczny o północy. Prezent dostał On!
"Doktorek" spał, jak przyszłam w noworoczne południe po plecak. Spakowałam się i wyszłam. Samotny, niesamotny czekał w swoim jeepie za szkołą. Potem przez kilka dni wracaliśmy do Warszawy - przez Sudety, Poznań i Gdańsk. Przedwczoraj wysadził mnie pod domem moich rodziców. Od przedwczoraj jego "komórka" jest wyłączona. To już trzy dni mojej nowej samotności...
WS
A jak Ty przeżyłaś ostatniego sylwestra? Napisz o tym w komentarzu.