Zapach, pamięć i erotyka

"Obrazy i dźwięki są niczym w porównaniu z zapachami. Te dopiero potrafią dotrzeć do najgłębszych pokładów twojej duszy!" Rudyard Kipling

Zapachy pomagają nam zapamiętać najpiękniejsze wspomnienia
Zapachy pomagają nam zapamiętać najpiękniejsze wspomnieniaINTERIA.PL

Większość danych sensorycznych najpierw wędruje wprost do wzgórza, które jest bramą do przodomózgowia. W trakcie snu brama ta jest zamknięta, ponieważ w przeciwnym razie natłok wrażeń zmysłowych uniemożliwiłby nam odpoczynek. Jednak gdy nos trafia na jakiś trop, informacja omija ów szlak i zostaje przekazana bezpośrednio do układu limbicznego - tajemniczej, niezwykle emocjonalnej części mózgu, pełnej pilnych potrzeb i apetytów. Nowy komunikat zostaje zarejestrowany zarówno przez ciało migdałowate (emocje), jak i hipokamp (pamięć).

Niewiele jest rzeczy tak pamiętnych, jak zapach. Wprowadza w stan silnej nostalgii, gdyż wywołuje jaskrawe obrazy i uczucia, zanim zdążymy je przetworzyć. To, co słyszymy lub widzimy, szybko trafia do pamięci krótkotrwałej, ale pamięć ta prawie nie istnieje w przypadku zmysłu węchu. Każdy z nas ma własne zapachowe wspomnienia, między innymi dlatego, że węch odgrywa ważną rolę w procesie uczenia się. Przeprowadzono eksperymenty, podczas których dzieciom zapamiętującym listę słów dawano wskazówki w postaci próbek zapachowych. Wykonywały one wtedy swoje zadanie z większą łatwością.

(...)

Wielu z nas mogłoby zapewne napisać całą powieść na podstawie tylko zapachowych wspomnień. Dawne zdarzenia wydają się nam piękniejsze niż były naprawdę. Pewne szczegóły wypływają na powierzchnię, inne nam umykają. Upraszczamy swoje wspomnienia, przerysowujemy je, dodajemy nowe elementy oraz poddajemy je racjonalnej obróbce. Niektóre zdarzenia nabierają większej wartości, gdy przyglądamy się im z perspektywy czasu. Złe wspomnienia na początku mogą ranić, lecz później dojrzewają, zapełniają się nowymi skojarzeniami, a wreszcie przynoszą ukojenie.

Nikt nie wyraził tego w bardziej zmysłowy sposób niż Marcel Proust, wielbiciel podróży w przeszłość, wielki znawca zapachów. W opowiadaniu, którego fabuła toczy się w przygnębiającym hotelu, pisze on o tajemniczym, pachnącym pokoju nr 47, zamieszkałym przez bogów miłości, chwilowo zwracających się do siebie per Violet i Clarence. Przechadzając się korytarzem, główny bohater czuje "nieznaną, upojną woń". Nie potrafi jej zidentyfikować, ale odbiera ją jako "tak wybitnie kwiatową, że ktoś musiał ogołocić całe pola, najpewniej pola Florencji, by wyprodukować zaledwie kilka kropel tych perfum. Oszołomiony ich błogim zapachem, stałem tam bez ruchu dłuższą chwilę". Drzwi były zaledwie uchylone, ale pozostawiona szpara wystarczyła, by woń wydostała się na zewnątrz. Nie dało się jednak dostrzec ani zbadać, kim byli tajemniczy goście. Mimo wszystko bohater opowiadania wciąż próbował dociec, jak udało im się zmienić w wonną oazę pokój w przybytku przyprawiającym o mdłości.

Później jeszcze raz poczuł ten zapach i poszedł jego śladem, by tym razem wejść do nieuporządkowanego pokoju, przed chwilą opuszczonego przez parę kochanków, którzy, choć tak mocno związani, przepełnieni byli zazdrością o własną intymność i nie mogli znieść nawet myśli o tym, że ktoś obcy poznaje ich prywatny język zapachów:

"Stałem jak słup soli, porażony siłą zapachów, które z minuty na minutę nabierały coraz większej mocy, grzmiąc jak organy. Przez szeroko otwarte drzwi pokój sprawiał wrażenie kompletnie opustoszałego. Na drewnianej podłodze leżało około dwudziestu niewielkich, rozbitych flakonów, a wokół nich widoczne były mokre plamy. "Wyjechali dziś rano", powiedział służący, który właśnie mył parkiet. "Rozbili flakony, żeby nikt więcej nie używał ich perfum".

Choć nie udało im się zmieścić flakonów w kufrach, to zamknięte w nich zapachy pozostały w ich pamięci i nie chcieli oni, by ktokolwiek poznał ich namiętność. Jednak narrator opowiadania Prousta znajduje kilka ostatnich kropel i zabiera je ze sobą, by wypełnić ich aromatem własny pokój Jakież to wspomnienia budzi nowy zapach u naszego bohatera? Strata i pocieszenie:

"Przez jeden dzień mego szarego żywota szybowałem nad ziemią, niesiony wonią perfum wydobywającą się ze świata o niezwykłej łagodności. Zapachy te były niepokojącymi zwiastunami miłości, a w końcu nadeszła i sama miłość, wraz z różami i fletami, rzeźbiąca, spowijająca, perfumująca wszystko dookoła. (...) Lecz cóż ja wiedziałem o miłości? Czy w jakikolwiek sposób rozwikłałem jej tajemnicę i czy zdawałem sobie sprawę z czegoś więcej niż tylko ze smutku, ukrytego w jej woni i ze wszystkich jej aromatów? Miłość wreszcie odeszła, a zapachy unoszące się z roztrzaskanych flakonów stały się jeszcze czystsze. Do dziś sycę się słabnącą wonią tamtych rozlanych kropel".

Proust urodził się w Paryżu, w roku 1871, czyli u schyłku wojny francusko-pruskiej. Był to czas zepsucia, głodu i szerzących się chorób. Matka Marcela nie była w stanie prawidłowo odżywiać się w trakcie ciąży i później winiła siebie za słabowitość syna. Większość dzieciństwa Proust spędził w łóżku, często opuszczając szkolne zajęcia. Przez cały czas pozostawał pod opieką matki, podczas gdy ojciec, lekarz, zarabiał na utrzymanie rodziny. Dla małego Marcela były to przepiękne dni wypełnione miłością. Mama zwracała się do niego słowami "Mój wilczku", gdyż dosłownie pożerał jej uczucie, monopolizując miłość najdoskonalszej istoty na tej ziemi.

Jako dorosły człowiek, Proust obracał się w najznamienitszych kręgach towarzyskich Paryża, jednak większość czasu spędzał nadal pod kołdrą, w wyłożonej korkiem sypialni swojego luksusowego apartamentu. Był człowiekiem pełnym elegancji, bystrym, zamożnym, radosnym, skorym do plotek, przesadnie nadskakującym, a jednak słabym i chorowitym (zmarł na astmę w wieku 53 lat).

Był również bardzo skryty uczuciowo. Jego paryscy kompani nazywali go Północnym Słońcem, ponieważ prowadził odwrócony tryb życia: spał za dnia, by nocą pisać lub udzielać się towarzysko. Niczym pustelnik mieszkał w części miasta oddalonej od ludzi jak najgłębsza przestrzeń kosmiczna. To właśnie tam, w swoim pałacowym zakątku, oparty o aksamitne poduszki i żywiąc się puree ziemniaczanym, dowożonym z jego ulubionej restauracji, Proust tworzył arcydzieło W poszukiwaniu straconego czasu, w którym próbował przywołać wszystkie osoby, które kiedykolwiek poznał, każde "ja", z którym się identyfikował, wszystko, co w trakcie całego życia widział lub zrobił.

Jak objąć myślą ogrom doświadczenia - wszystkich ludzi, zwierzęta, każdą konfigurację chmur na niebie, wszelkie wrażenia i refleksje i nawet samo "podskórne" życie własnego umysłu? Tkana przez Prousta fikcyjna, kędzierzawa tkanina ciągnie się przez trzy tysiące stron. Niektóre fragmenty powieści brzmią przepiękną muzyką serca i umysłu. Są niezapomniane. "Był analitykiem marzeń sennych," twierdzi powieściopisarz Paul West, "wprowadzał w trans, delektował się skandalem, był znawcą snobizmu, handlarzem celnych spostrzeżeń, wielkim teoretykiem miłosnej pamięci".

Proust nie szukał wspomnień w zakamarkach pamięci. Przychodziły do niego spontanicznie, spadały niczym manna z nieba, traktował je jako byty niezależne od jego woli. Nie tworzył ich więc dla celów pisarskich, one się po prostu działy. Jednak, gdy jakieś wspomnienie go nawiedziło, natychmiast zmieniał je w małą nieskończoność, w miniaturowy wszechświat poddający się niewyczerpanym studiom, karuzelę wrażeń.

W tomie zatytułowanym W stronę Swanna, by użyć słynnego przykładu, znajdziemy fragment, w którym matka Marcela proponuje mu herbatę i magdalenki, ciasteczka w kształcie muszelek. Zanurzył on jedno z nich w herbacie i podniósł do ust. Gdy tylko poczuł na języku jego smak, po plecach przebiegł mu dreszcz, w pamięci odezwał się gong i Proust został przeniesiony w czas dzieciństwa, kiedy to podczas odwiedzin u cioci zajadał się magdalenkami i popijał je cytrynową herbatą. Teraz znowu smakował te krągłe ciastka i raz jeszcze czuł zapach herbaty. Otwarta tama wpuściła nieokiełznany strumień wrażeń, atmosfer, widoków i dźwięków. Dar niemal fotograficznej pamięci oraz zamiłowanie do szczegółów pozwoliły Proustowi oddać to doświadczenie tak wiernie, że lektura tego fragmentu przenosi czytelnika do mieszkania ciotki Prousta, ma on wrażenie, że znalazł się w pokoju razem z nią i jej służącą, i że tylko on doznał takiej podróży, tak jakby nikt wcześniej o tym nie czytał ani sobie tego nie wyobrażał. Proust był animistą. Wierzył, że wspomnienia kryją się niczym duchy w otaczających nas przedmiotach.

Pewnego dnia po prostu zjadasz ciastko lub przechodzisz koło drzewa, albo widzisz ślicznie zawiązaną muszkę i nagle nawiedza cię wspomnienie. A czyniąc to, otwiera drzwi do wszystkich innych wspomnień z nim powiązanych. Rozpoczyna się szaleństwo uczuć. Powrót do przeszłości przypomina odkrywanie zaginionego miasta całego ze złota, pełnego wspaniałych świątyń, donkiszotowskich władców, zawiłych uliczek i ołtarzy.

Tylko to, co nieuchwytne i niedostępne jest pociągające, mówi Proust. A cóż jest bardziej niedostępne i nieuchwytne niż przeszłość? Każdy człowiek zakochuje się zawsze w tym samym typie osoby. Każdy ma własny schemat zakochiwania się i odchodzenia od miłości: "Mężczyźni wielokrotnie porzuceni przez kobietę zawsze rozstają się w tym samym stylu, a to w związku z jego charakterem oraz zawsze identycznymi i przewidywalnymi reakcjami: każdy mężczyzna ma swój własny sposób na przeżywanie zdrady".

Dla Prousta miłość jest świadomym, głęboko twórczym aktem komunii z własną pamięcią, sięganiem poprzez ukochaną osobę do całości życiowego doświadczenia. Jak mówi, "faktem jest, iż osobowość nie ma absolutnie żadnego znaczenia; niemal wszystko wynika z historii emocji i agonii, które odczuwaliśmy w podobnych sytuacjach w przeszłości". Zatem nie kochamy ludzi obiektywnie, dla nich samych. Wręcz przeciwnie, nieustannie zniekształcamy ich obraz tak, by pasował do naszych oczekiwań i lęków. (...) Są dla nas jedynie rozległym i niewyraźnym miejscem, z którego wyrastają nasze uczucia. (...) Jest tragedią owych innych, że są niczym innym, jak tylko gablotami, w których wystawiamy jakże nietrwałe wytwory naszego umysłu". A zatem zakochujemy się jedynie dlatego, że potrzebujemy innych, by poczuć miłość.

Opłakując śmierć swojej matki, ukochanej Albertyny (która była jedną z pierwszych ofiar katastrof lotniczych) i innych osób, Proust zastanawiał się, czy czas mija nieodwracalnie. W myślach odtwarzał miłosne porywy, pieszcząc wspomnienia z pisarskim kunsztem. Dlatego, choć był pesymistą, przyczynił się znacznie do naszego rozumienia pamięci uczuć. Prześledził schemat związków miłosnych i pokazał, że każde świeżo złamane serce rezonuje minionym rozstaniem, więc nasze teraźniejsze cierpienie zbudowane jest na wszystkich trudnych chwilach, które kiedykolwiek przeżyliśmy.

Gdy tracimy ukochaną osobę, ponieważ umarła lub nas porzuciła, każde doświadczenie staje się bolesne, lecz w końcu, jeśli zdobędziemy się na cierpliwość, żal przeminie. Według Prousta, każdy etap miłosnej gry pozwala zwalczyć upływ czasu i jest zmysłowy na swój niepowtarzalny sposób. Dotyczy to zwłaszcza ostatniego etapu, czyli przejścia od rozpaczy do zapomnienia. Ten stan jest najbardziej pożądany, ponieważ wtedy odzyskujemy psychiczną równowagę, dzięki której gotowi jesteśmy na kolejne miłosne porywy. Jak pisał Wirgiliusz w Bukolikach, "Wszystko zabiera starość - i ducha także". A tymczasem wspomnienia zapachowe otaczają nas woalem rozkoszy.

Fragment książki "Alchemia Umysłu. Tajemnice i piękno naszego mózgu"

Wydawnictwo Jacek Santorski & co
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas