Drugi raz dałam mu życie

On jest taki malutki, boję się, że mu zrobię krzywdę – mówił mąż, kiedy po raz pierwszy przewijał Nestora.

Ewa Sobór
Ewa Sobór Chwila dla Ciebie

- Poradzisz sobie - uśmiechałam się.

Miałam skończone 24 lata, kiedy w maju 1982 r. na świat przyszedł Nestor. Bardzo się z Medardem cieszyliśmy. Kiedy Nestor miał pół roku, znów zaszłam w ciążę.

- Jak ja sobie poradzę z dwójką małych dzieci - martwiłam się.

- Przecież będę ci pomagał - obiecywał mąż.

Olimpia urodziła się w lipcu 1983 r. Była zdrową, pogodną dziewczynką. Nie dokuczała w nocy. W przeciwieństwie do Nestora, który potrafił się budzić nawet kilka razy. Zawsze chciał pić. Pytałam lekarzy, czy to normalne.

- Po prostu jest głodny- uspokajali. 

Ale mnie niepokoiła jeszcze jedna rzecz. Nestor miał ponad rok, a jeszcze dobrze nie chodził.

- Ciężko będzie mi na spacerach. Jak ja będę pchała dwa wózki - narzekałam.

- Zamontuję taką maleńką ławeczkę w wózku dla Nestora. Będziesz mogła zabierać ich na spacer razem - zaradził moim troskom mąż.

Czas mijał. Dzieci rosły, a ja coraz częściej zauważałam różnice w ich rozwoju. Nestor później niż siostra zaczął chodzić, spał, kiedy ona się bawiła, dłużej niż ona nosił pieluchę. O wszystkim mówiłam lekarzom, ale oni to ignorowali. Dopiero gdy syn miał 6 lat, stwierdzili, że trzeba go przebadać w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

- Jego nerki nie pracują prawidłowo - orzekli lekarze, a ja zbladłam.

- Boże, a co to znaczy? - spytałam przerażona. - Na razie będzie dostawał leki, ale kiedyś czeka go przeszczep - tłumaczyli, a ja byłam przerażona.

Czytałam medyczne książki, żeby tylko lepiej poznać chorobę z jaką mam do czynienia. I już wtedy postanowiłam: "Jeśli kiedykolwiek mój syn będzie potrzebował nerkę, to ja mu dam jedną swoją."  Musiałam zrezygnować z pracy. Regularnie, dwa albo trzy razy w miesiącu jeździłam z synem do Warszawy. W 2000 r. Nestor skończył 18 lat. I wtedy spadł na nas cios. Mój mąż zachorował.

- To nowotwór mózgu - orzekli lekarze.

Choroba postępowała błyskawicznie. Kilka miesięcy po rozpoznaniu Medard zmarł. Miał 42 lata. Boże, jak ja cierpiałam. On był moją największą miłością.

- Mieliśmy razem dożyć starości, kochanie - łkałam po cichutku na pogrzebie.

Nestor wyprowadził się na swoje. Został mechanikiem samochodów ciężarowych, zamieszkał w Myśliborzu. Ożenił się. Ale z jego nerkami działo się coraz gorzej.

- Pilnuj diety. Wiesz, że z tą chorobą lepiej być szczupłym. Poszukaj sobie pracy, która nie będzie wymagała fizycznego wysiłku - radziłam z troską.

- Oj, mamo. Nie przesadzajj. Umiem o siebie zadbać - odpowiadał i robił swoje.

Ale zawsze, kiedy odbierał wyniki badań okresowych, dzwonił do mnie. Te z końca 2013 r. okazały się fatalne.

- Bez dializ się nie obędzie - usłyszał na początku tego roku od nefrologa.

- Boże, jakie ja będę miał teraz życie? - zamartwiał się Nestor, a ja struchlałam.

"Mój syn, będzie musiał trzy razy w tygodniu spędzać w szpitalu podłączony do sztucznej nerki" - płakałam.

Pamiętałam historię z gazet, jak córka Przemka Salety, zanim doszło do przeszczepu, miała wyczerpujące dializy.

- Panie doktorze, zróbmy przeszczep. Nie ma sensu, żeby syn tak się męczył. Ja mogę być dawcą - oznajmiłam lekarzowi w Samodzielnym Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Szczecinie.

- Naprawdę? - zdziwił się.

- Tak, od wielu lat  jestem na to gotowa. 

Mamy z Nestorem taką samą grupę krwi, więc procedura poszła szybko. 13 maja już byliśmy na oddziale. Dostaliśmy rodzinną salę. 

- Jutro będzie Oooo!.. peracja - żartował sobie syn.

14 maja rano zabrano na salę operacyjną najpierw mnie.

- Do zobaczenia, synku - uśmiechnęłam się.

Potem na salę obok zawieźli Nestora. Po południu było już po wszystkim. -

Ale jestem głodny! - krzyczał, kiedy tylko wybudził się po zabiegu.

- Super, bo to oznacza, że jesteś zdrowy - śmiałam się. 

W ciszy i spokoju dochodziliśmy do siebie. Któregoś dnia usiadł na brzegu łóżka...

- Mamo, czy kiedyś w ogóle będę mógł ci się odwdzięczyć- spojrzał mi w oczy.

- Daj spokój, wielkie rzeczy - bagatelizowałam, ale łzy szczęścia cisnęły mi się do oczu. - Życie bym za ciebie oddała, a co tam dopiero taką nerkę - dodałam.

Po dwóch tygodniach wyszłam ze szpitala. Nestor tydzień po mnie. Pojechał do siebie do Myśliborza. Czuję się znakomicie. A największą radością dla mnie jest to, że moje dziecko wreszcie żyje normalnie.

Ewy Sobór wysłuchała Anna Folkman

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas